Wojna. #SundayFunday
Od kilku dni w Ukrainie trwa wojna. W takich okolicznościach prezentowanie w mediach społecznościowych życia „as usual”, zabawa filtrami, chwalenie się dostatkiem, spokojem i śniadankiem jest - bardzo delikatnie mówiąc - nie na miejscu. Mniej delikatnie mówiąc – jest niekulturalne, bezlitosne i narcystyczne. Jest jak relacjonowanie udanej imprezy w towarzystwie kogoś, kto właśnie przeżywa osobistą tragedię - tym bardziej nieczułe, że opowieść snuta jest nie po to, by go rozweselić, ale by ściągnąć na siebie uwagę.
Kolorowe kółeczko, klik i jedziemy. Tablica drogowa z napisami: НA XУЙ. Przesuń w lewo. Tabela z punktami, w których można oddawać dary dla uchodźców z Ukrainy. Przesuń w lewo. Zaśnieżony stok i weseli narciarze. Cały czas przesuwaj w lewo, relacja za relacją. Fragment reportażu BBC z bombardowaniem Kijowa. Zdjęcia ludzi niosących na rękach zwierzęta. Zdjęcie zakrwawionej stopy dziecka. Zachód słońca nad morzem. Samochodowa wycieczka - nareszcie wiosna. Wystawa. Zdjęcie z manifestacji. Cztery talerze i cztery kolorowe drinki - hashtag #SundayFunday.
Ten ostatni, tak jak zdjęcia stoków, drinków i wycieczek pojawiają się w instagramowych relacjach rzadziej niż zwykle, ale jednak. A ja tych, którzy uznali, że najważniejszą rzeczą, jaką aktualnie maja do pokazania światu jest niedzielny relaks mam ochotę zapytać: przepraszam, czy u państwa wszystko dobrze? Czy raczej: jak to możliwe, że nie zauważyli państwo, że ze światem tuż obok zdecydowanie nie jest dobrze.
Mąż został powołany, poza tym na ulicach ogromne korki
Znajomy znajomego pisze: strach zasypiać, jeszcze większy strach się budzić. Moja dziewczyna codziennie rano dzwoni do rodziców i pyta czy żyją. Znajoma mówi, że jej kuzynka nigdzie się nie rusza. Mąż został powołany, poza tym na ulicach ogromne korki. Naprzeciwko mnie w tramwaju siada mężczyzna z dzieckiem, ojciec z córką, może brat z siostrą. Ona ma kilka lat i różową czapkę z króliczymi uszami, ogląda bajkę na telefonie, co jakiś czas mówi do mężczyzny w języku podobnym do polskiego. Kiedy kończy, on zabiera jej aparat i ogląda relację z Kijowa. Obraca ekran ku sobie, pod kątem niewidocznym dla dziewczynki, głos i tak jest po angielsku. W niektórych magazynach darów mówią, żeby rzeczy chwilowo już nie przywozić, już pełno. A ludzie i tak wiozą i wiozą, bo w głowie im się nie mieści, że mieliby nic nie robić. W głowie im się nie mieści, że naprawdę wybuchła wojna. Przecież nie powinna zdarzać się nigdy, w XXI wieku zdarzać się nie może. Umówiliśmy się, że więcej się nie zdarzy.
Z tego zabarwionego przerażeniem zdziwienia wykluła się mobilizacja, przekraczająca skalą nawet to, co działo się w pierwszych tygodniach pandemii. Jak zażartował w jednej ze swoich prac Andrzej Milewski (Andrzej Rysuje) "Władimir dokonałeś niemożliwego. Udało ci się zjednoczyć nawet Polaków". Żart można by rozszerzyć - nie tylko Polaków, ale i Europejczyków. Nie tylko Europę, ale i świat. Jak wciąż i na szczęście bywa, w odpowiedzi na zło zrodziło się dobro.
To minie, tak jak fale solidarności i mobilizacji mijają zawsze. Jednak teraz wszyscy, a przynajmniej wielu z nas czuje, że jako społeczeństwo przeżywamy coś ważnego. U jednych to przeżywanie ma kształt paniki, smutku, strachu, u innych złości, współczucia czy chęci niesienia pomocy. Jakiekolwiek by te emocje nie były, są trudne i ważne. Prezentowanie obok nich życia "as usual", zabawa filtrami, epatowanie dostatkiem, spokojem, jedzonkiem i YOLO, jest - bardzo delikatnie mówiąc - nie na miejscu. Mniej delikatnie mówiąc - jest niekulturalne, bezlitosne, narcystyczne. Jest jak relacjonowanie udanej imprezy w towarzystwie kogoś, kto właśnie przeżywa osobistą tragedię - tym bardziej nieczułe, że opowieść snuta jest nie po to, by go rozweselić, ale by ściągnąć na siebie uwagę.
Nie każde życie musi stanąć w miejscu - są tacy, którzy z własnych, czasem całkowicie uzasadnionych powodów, będą funkcjonować jak zwykle. Miejmy jednak szacunek dla tych, których los na moment się zatrzymał i został przestawiony na niecodzienne tory.
Gdy złoto zyskuje na wartości
Jeszcze kilka lat temu można by było wzruszyć ramionami: internet - bzdura, Instagram - bzdura jeszcze większa. Dzisiaj jednak doskonale wiemy, że tak nie jest. Media społecznościowe - co pokazuje przykład nie tylko wojny w Ukrainie, ale również pandemii i szeregu rozmaitych społecznych kryzysów - są silnym i skutecznym narzędziem rozpowszechniania informacji oraz, a może przede wszystkim, kształtowania opinii i nastrojów.
Publikowane w nich komunikaty podnoszą morale, dodają otuchy, rozbawiają, dają nadzieję. Potrafią jednak też ją odebrać, dotkliwie pokazując, że twoje problemy nie są problemami świata. Że mój #sundayfunday jest ważniejszy (albo tak samo ważny) jak twoja wojna.
W niespokojnych czasach złoto zwykło zyskiwać na wartości. Może zyskiwać powinno również tak często porównywane do niego milczenie. Zwłaszcza, gdy chce się mówić na inny temat niż ten, którym żyje świat.