Wstać o piątej rano i iść na basen
Urodziła się jako wcześniak. Straciła wzrok. A osiągnęła więcej niż pełnosprawni olimpijczycy.
Samochodu nigdy nie będzie prowadziła. W autobusie wiozącym ją na zajęcia regulaminu przewozów nie przeczyta, pracę z komputerem umożliwia jej specjalny program. Studiuje w Warszawie fizjoterapię w szkole wyższej Almamer. Pływaczka sekcji MUKS Olimpijczyk w Suwałkach oraz Start Białystok, trenuje w rodzinnym mieście, w Suwałkach. Stąd wyjeżdżała po mistrzowskie medale. Tu mieszkają najbliższe jej osoby - mama Małgorzata, tata Jarosław i młodszy brat Maciek. - Bardzo pomagają mi w tym co robię, w dużym stopniu uczestniczą w moim funkcjonowaniu w dniu codziennym: zawożą na ranny trening. Niby takie banalne, ale mi to ułatwia życie. Poza tym zawsze wspierają pozytywnym słowem - mówi Joanna.
Jest niepełnosprawna. Dla wielu osób ten wyraz oznacza wyrok... Ale nie dla niej. Urodziła się za wcześnie o trzy miesiące. Słabiutka trafiła do inkubatora. Gdy przestała widzieć na jedno oko, pojawił się strach. Na drugie oko widzi z bliska, odróżnia kształty, orientuje się w przestrzeni, ale na ponad dwa metry od siebie już nie widzi. - Dzisiaj nie ma możliwości wykonania żadnego zabiegu operacyjnego - mówi i dodaje, że na szczęście proces zatrzymał się.
Była drobniutką chudzinką, która ciągle płakała i wszystkiego się bała. Nie przeszkadzało jej to w pokonywaniu kolejnych trudności.
Problemem był też słaby kręgosłup. - Jak spora część pływaków na pływalnię trafiłam troszkę przez przypadek - opowiada Rewii Joanna. - Stwierdzono u mnie wadę postawy i skierowano do ośrodka rehabilitacji na zajęcia korekcyjne, które nie podobały mi się. Innym pomysłem były zajęcia na basenie. Gdy miałam 6 lat, trafiłam do Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach. Joanna bała się wody, ale pomogła ciocia Justyna, dziś trenerka pływania w MUKS Olimpijczyk Suwałki. I to ona zaprowadziła uczennicę trzeciej klasy podstawówki do Edwarda Deca.
Gdy inne dzieci smacznie spały, ona szła na basen. I do szkoły. Uczyła się w zwykłej podstawówce, na basenie ćwiczyła od początku z dziećmi w pełni zdrowymi. Dziś jej trener wspomina, czym się wyróżniała - była drobniutką chudzinką, która ciągle płakała i wszystkiego się bała. Nie przeszkadzało jej to w pokonywaniu kolejnych trudności. Zdrowotnych i tych związanych z uprzedzeniami. - Nie powinno być podziału na osoby zdrowe i niepełnosprawne. Przecież tyle samo czasu i sił wkładamy w to, by być lepszym! - mówi.
Dostrzeżono jej talent. W międzyszkolnym klubie pływackim Olimpijczyk w Suwałkach nie miała taryfy ulgowej. W wodzie wszyscy byli równi, na sukces równie ciężko musieli pracować. Ale ćwiczyć na siłowni nie mogła - straciłaby wzrok. I wreszcie pojawiły się medale. Pierwszy na zawodach dla 14-latków podczas zimowych mistrzostw w Zamościu. - Trzecie miejsce i wymarzony brąz - wzdycha Joanna. To był medal, który przełamał złą passę, gdy wysiłek wydawał się zbyt wielki, gdy na nic zdawały się rady trenera. I zastanawiała się, czy rzeczywiście może tak, jak rówieśnicy, dalej walczyć.
Dziś w jej pokoju, w mieszkaniu rodziców w Suwałkach, na biurku stoją pluszaki, na półce nad nimi - trofea, których zazdroszczą jej inni sportowcy. Wśród zdobyczy z ponad 9 lat startów te, które są jej szczególnie bliskie. - To Włócznia Jaćwinga - pokazuje Joanna statuetkę przyznawaną przez prezydenta Suwałk dla wybitnych osobowości.
Od kilku lat jest także medalistką mistrzostw Polski w kategorii zdrowych zawodników. I jako jedyna w Polsce sportsmenka ma na koncie trzy złote medale olimpijskie w pływaniu. Pierwszy zdobyła na paraolimpiadzie, gdy miała zaledwie 15 lat. Ale nie ma go już w jej kolekcji. - Przekazałam dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, mam nadzieję, że właściciel cieszy się, bo jest tylko pięć takich złotych medali w Polsce!
Startuje w grupie S12 według Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego - z innymi niedowidzącymi zawodniczkami ze świata. Potęgą są Rosjanki. I ona jedyna. W wodzie porusza się stylem motylkowym, dystans stumetrowy pokonuje o niecałe trzy sekundy wolniej od samej Otylii Jędrzejczak! Ale tuż przed startem dzwoniła do dziadka, Czesława Mendaka. - Boję się... - głos jej się trząsł.
Najtrudniej jest bowiem powtórzyć własne wyczyny: triumfowała 4 lata temu w Pekinie i 8 lat temu w Atenach, gdzie ustanowiła paraolimpijski rekord świata. W połowie dystansu wyprzedziła ją Rosjanka, trener zamarł... Ale Joanna wie, jak pokonać słabość. Wie, co ją czeka na mecie. Nie pobiła własnego rekordu: 1 minuta 4,87 sekundy. - Trudno, i tak jest fajne uczucie, gdy stoi się na podium, bo nie każdy może to przeżyć, poczuć adrenalinę, usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego... Dlatego warto wstać o świcie, iść na basen i po zajęciach na uczelni znowu trenować... - uśmiecha się.
Ten sam uśmiech malował się na jej twarzy, gdy tłumy kibiców witały 10 września na warszawskim lotnisku ekipę paraolimpijczyków. Wracali z igrzysk w Londynie z 36 medalami. - To wszystko mam podpisać? - dopytywała kibiców. Nisko pochylała głowę. Podpisała każdą kartkę, każdy czepek. Mimo zmęczenia, późnej godziny. Wielu z obecnych dla mistrzyni przyjechało do stolicy aż z Suwałk. Była mama Joanny.
- Bardzo dużo wkładamy emocji, pieniędzy, czasu w to, by godnie reprezentować nasze barwy - mówi pani Małgorzata. W tym roku po raz pierwszy mogła kibicować córce. Ma żal, że po raz kolejny zostali potraktowani jak gorsi, mniej znaczący. - Polaków w Londynie prawie nie było, mówię o sportowcach... Brak pieniędzy, brak pomocy, brak tego, na co mogą liczyć zawodnicy innych państw, choćby rosyjskie pływaczki. Tym bardziej jesteśmy dumni z naszych dzieci! - mówi.
Media obiegła informacja, że Joanna chce skończyć ze sportem.- Brałam taką opcję pod uwagę, ale ciężko jest powiedzieć: koniec. Sportowy stres, zmęczenie i świetni ludzie, których poznałam dzięki pływaniu, uzależniają! Dalej będę trenowała!
Monika Dąbrowska