Reklama

Wszystkie szczęśliwe rodziny… Czyli dlaczego Czeszki chcą mieć dzieci?

Języki mamy podobne, kulturę podobną, tradycję podobną. Podobną mamy historię, mentalność i poziom życia. Tylko rodziny zakładamy inaczej. Podczas gdy Czesi przodują w rankingach dzietności, Polacy od lat znajdują się w ogonie. Dlaczego?

Małżeństwo było mieszane, wesele w miejscowości przygranicznej, a proporcje wśród gości równomiernie: połowa z Polski, połowa z Czech. Pierwsi przyjechali bez dzieci, drudzy z dziećmi. Zabawa trwała w najlepsze.

Na sali - dorośli: wódka, bigos, taniec. Na dworze - dzieci: drzewa, trawa, piach. W pewnym momencie któryś z Polaków wyszedł na dwór, zobaczył zabawę, trwającą w najlepsze i podniósł krzyk, że z tego będzie nieszczęście. Złamania, stłuczenia, ukąszenia, zabrudzenia - tyle potencjalnych nieszczęść, a dzieci samopas.

Zaniepokojeni Polacy patrzyli na rozbrykane czeskie dzieci, rozbrykane czeskie dzieci na spokojnych czeskich rodziców, czescy rodzice na Polaków bez dzieci, patrzących na ich dzieci i nikt nie rozumiał, co właściwie się tu dzieje. - Zderzenie kulturowe - mówi Lucie na koniec anegdoty. - Po prostu zderzenie kulturowe.

Reklama

Lucie ma dwoje dzieci. Mieszka w Pradze. Będzie jedną z tych, które opowiedzą, na czym polega macierzyństwo po czesku.

Zobacz również: Kim są "beżowe dzieci"? Popularny trend może okazać się niebezpieczny

Cuda nad Wełtawą

"Czeskie statystyki urodzeń wywołały poruszenie wśród Polaków" - można by powiedzieć, posługując się tabloidową retoryką. Gazety (również te o nietabloidowym charakterze) temat czeskiej demografii szczególnie chętnie przywoływały zimą tego roku, tuż przez wyborami prezydenckimi Pavel-Babis, traktując go jako jeden z elementów, odmalowujących współczesność naszych południowych sąsiadów. Teksty opatrywały tytułami: "Czeski cud dzietności", "Dzietność w Czechach wystrzeliła", "Czechy skutecznie zwiększają liczbę urodzeń", "Cud nad Wełtawą". I trzeba przyznać, że zawarte w artykułach liczby robiły wrażenie.

Bo tak: z państwa, które jeszcze w 1999 roku miało najniższą dzietność na świecie, w ciągu dwóch dekad Czechy trafiły do europejskiej czołówki. W rekordowym 2021 roku tamtejszy TFR (total fertility rate, po polsku "współczynnik dzietności", czyli najprościej mówiąc, liczba dzieci, które prawdopodobnie urodzi przeciętna kobieta w ciągu swojego życia) wyniósł 1,83. To niemal tyle, co w zajmującej pozycję europejskiego lidera Francji i co ważniejsze - bo jak podkreślają socjologowie: "dzietność to nie wyścigi" - bardzo blisko wskaźnika zastępowalności pokoleń. Dla złapania kontekstu dodajmy, że Polski TFR to 1,33 co wśród krajów UE daje nam pozycję czwartą od końca, a w skali globu - 171, czyli również w końcówce zestawienia.

Co więcej - czeski TFR imponujący jest nie tylko skali Unii. Jak podaje Obserwator Gospodarczy: "biorąc pod uwagę wszystkie kraje świata, w latach 1999-2021 wzrost u naszego sąsiada jest 2. najwyższym na świecie".

Nic dziwnego, że czeskie liczby robiły na nas wrażenie. Tym większe, że zabarwione niezrozumieniem. Bo właściwie, jeśli uważamy się za kraje tak podobne, jeśli łączy nas historia, tradycja i mentalność, dlaczego w kwestii dzietności różnimy się tak bardzo?

Zobacz również: Córki odbierają urodę, synowie "stawiają brzuch"? Co może zdradzić płeć dziecka?

Typická česká rodina

Do Anny - drugiej z naszych przewodniczek po macierzyństwie w Czechach - najlepiej dzwonić po dwudziestej i liczyć na to, że dzieci będą już spać. Dzieci jest dwójka, może kiedyś będzie trójka. Trzy to wciąż niekontrowersyjna liczba. Pytania zaczynają się od czwórki, choć i wtedy są raczej życzliwe.

- Czwórka dzieci nie kojarzy się u nas z patologią, biedą, czy nieplanowanym macierzyństwem. Czasem utożsamia się ją z religijnością, choć takich rodzin jest niewiele. Najczęściej jednak wielodzietność to symbol zamożności - gdy ktoś ma dużo dzieci, to znaczy, że go stać - tłumaczy. - Jeśli na kogoś patrzy się sceptycznie, to na jedynaków. W Czechach panuje przekonanie, że rodzeństwo jest ważnym elementem socjalizacji w dzieciństwie, w dorosłym życiu zaś zapewnia oparcie.

Najpopularniejszy wiek na zostanie mamą? Ze statystyk wynika, że okolice trzydziestki, choć liczba kobiet, które decydują się na macierzyństwo po 35. roku życia szybko i systematycznie rośnie. - Ja pierwsze dziecko urodziłam w wieku 29 lat i jak na Pragę było to wczesne macierzyństwo - opowiada Lucie. - Kiedy z mężem zdecydowaliśmy się na drugie, znajomi w Polsce byli bardzo zdziwieni. "Jak wy dacie radę?", "Macie pieniądze"? "Macie siłę"? "Chcecie"? pytali, a dla nas wiele z tych problemów nie istniało. Gospodarka miała się dobrze, rodzina 2+2 wydawała nam się naturalnym modelem, poza tym wszyscy wokół nas mieli dzieci. Jedna z koleżanek poszła na macierzyński po urodzeniu pierwszego dziecka, a do pracy wróciła dopiero, gdy miała już czwórkę.

Lucie rozmawia ze mną podczas przerwy w pracy (w Czechach 92 proc. matek dzieci w wieku 6-14 lat jest zatrudnionych, to najwyższy odsetek w Europie). Kiedy Anna podczas rozmowy włącza kamerę, w tle widać pomieszczenie, które może być domowym biurem. Mimo urlopu wychowawczego, kontynuuje pracę, choć w ograniczonym wymiarze godzin. - Nudzi mnie bycie tylko mamą, a praca zawsze była ważną częścią mojego życia, sposobem na samorealizację. Gdybym mogła, spędzałabym w niej więcej czasu. Za to mąż odwrotnie - chętnie posiedziałby z maluchami w domu - mówi. - Tyle, że jego pensja jest 3-4 razy wyższa od mojej, więc ten scenariusz pozostaje w sferze marzeń.

Dzieci Anny mają roczek i trochę ponad trzy lata. Ona sama jest po trzydziestce, mąż o kilka lat starszy od niej. Mieszkają w Pradze, w dzielnicy blisko centrum, mieszkanie z małym ogródkiem kupili na kredyt. "Klasyk" - podsumowuje Ania, a ustalenia socjologów potwierdzają jej empiryczną diagnozę. Jak mówi dr Lucie Jarkovska, socjolożka z uniwersytetu Masaryka w Brnie, "mama, tata i dwójka dzieci - oto typowa czeska rodzina".  - Małżeństwo nie jest warunkiem koniecznym, jednak większość par w końcu decyduje się na jego zawarcie, głównie w praktycznych powodów. Jeśli chodzi o organizację codziennego życia, zwykle oboje rodziców pracuje. Zaangażowanie mężczyzn w obowiązki domowe i opiekę nad dzieckiem systematycznie wzrasta, wciąż jednak nie można mówić o równości na tym polu - wyjaśnia. - Obok tego modelu, mamy oczywiście pewien procent samotnych rodziców i patchworkowych rodzin, toczy się również dyskusja o możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne.

Portret typowej czeskiej rodziny, w wielu punktach zdaje się więc być kalką polskiego obrazka, z jego tendencją do formalizacji związków, coraz późniejszym macierzyństwem, marzeniami o modelu 2+2 (bo tak lepiej dla rozwoju dziecka), podwójnym choć nierównym dochodem, zaburzonym podziałem obowiązków i mieszkaniem na kredyt. Jeśli więc realia i marzenia są takie same, to skąd różnice w realizacji tych ostatnich?

Zobacz również: Słowa, które słyszało chyba każde dziecko. Kultowe teksty naszych matek

Brakujące dziecko

Demografowie w swoim bogatym słowniku, oprócz TFR mają jeszcze jeden interesujący z naszej perspektywy termin - "fertility gap", czyli różnicę między wymarzoną, a rzeczywistą liczbą dzieci. W Polsce, jak wynika z danych Institute for Family Studies z 2019 roku marzenia z rzeczywistością rozmijają się o jedno dziecko.

Do niedawna nasze rodziny były mniejsze, niż chcielibyśmy przede wszystkim z powodów ekonomicznych - niepewności dochodów i deprywacji mieszkaniowej, zdrowotnych - problemów z zajściem w ciążę przy jednoczesnym braku refundacji in vitro, administracyjnych - kolejek do żłóbków i przeszkoli, problemów z dostępem do lekarzy specjalistów.

Podkreślmy jeszcze raz - wszystko to "do niedawna", bo z ostatnich badań CBOS wynika, że 68 proc. Polek nie planuje mieć dzieci lub nie wie, czy chce je mieć. Coraz częściej mówi się o bezdzietności z wyboru, motywowanej czy to lękiem, związanym z zaostrzeniem prawa aborcyjnego, czy zmianami klimatycznymi. Jest i grupa kobiet, która wprost deklaruje, że po prostu nie chce realizować się w roli matki.

Z tej perspektywy czeska rzeczywistość to rewers polskich realiów. - Zdecydowana większość moich koleżanek ma albo planuje dwójkę dzieci, część myśli o trójce - mówi Anna. - Spośród tych, które mają jedno dziecko i z racji wieku wiadomo już, że na tej liczbie poprzestaną, chyba żadna nie planowała takiego scenariusza. W jednym przypadku rodziny nie chciał powiększać partner, w drugim zawiodło zdrowie - tłumaczy.

Bezdzietność z wyboru raczej się w Czechach nie zdarza. - O ile w Polsce od kilku lat coraz więcej mówi się o antynatalizmie, świadomej rezygnacji z potomstwa z uwagi na degradację planety, o tyle w Czechach ten temat wydaje się nie istnieć - mówi Marta Dzido, polska pisarka i reżyserka, wielokrotnie przebywająca w Czechach na stypendiach artystycznych. Kiedy poruszyłam tę kwestię w rozmowie z koleżankami- Czeszkami, wiele z nich po raz pierwszy usłyszało ten termin.

Zobacz również: Czat GPT składa życzenia na Dzień Matki. Jedno zdanie może zaskoczyć

Magia stabilizacji

Pomijając więc sytuację bezdzietności z wyboru, co sprawia, że Czeszki częściej niż Polki decydują się na dziecko? Stabilizacja - oto według dr Jarkovskiej klucz do zakładania rodziny. - Uogólniając, ludzie mają dzieci, kiedy czują się bezpiecznie - wyjaśnia. - Na poczucie bezpieczeństwa wpływają zaś takie czynniki jak: gwarancja opieki medycznej dla kobiet w ciąży, posiadanie ubezpieczenia przez oboje rodziców, istnienie sprawnej i dostępnej infrastruktury, niezbędnej do wychowania potomstwa. - Ludzie chcą mieć dzieci gdy wiedzą, że rodzicielstwo nie będzie walką o przetrwanie - puentuje.

Jak dodaje, w Czechach w ostatnich latach zaszło wiele zmian w zakresie urlopów macierzyńskich i wychowawczych, a obecne warunki dla rodzicielstwa można ocenić jako "dobre". Wprowadzając te rozwiązania odrobiono lekcję sprzed kilkunastu lat, gdy w parze z przyrostem demograficznym nie szły administracyjne usprawnienia. - W Czechach około 15 lat temu urodziło się stosunkowo dużo dzieci. Ich rodzice najpierw nie mogli znaleźć bezpłatnego miejsca w szpitalu położniczym, potem mieli problemy z zapisaniem pociech do przedszkoli i szkół podstawowych, a obecnie w mediach roi się od opowieści o dzieciach z dobrymi wynikami, których matki stoją w kolejkach drugiej tury przyjęć do szkół ponadpodstawowych - opowiada. - To liczny rocznik, którego rodzice cały czas mierzą się z frustracją. Czy o taki demograficzny sukces chodzi? Raczej nie. Troska państwa o dzietność, powinna zaczynać się, a nie kończyć na narodzinach.

Co w szczegółach składa się na dobry klimat wokół macierzyństwa? Jeśli chodzi o same świadczenia, których beneficjentami są rodzice małych dzieci, lista jest krótka i obejmuje dwie pozycje: w pierwszych sześciu miesiącach życia dziecka rodzicom przysługuje urlop macierzyński, ze świadczeniem w wysokości 70 proc. pensji. Później - od 7 miesiąca do 4 roku życia dziecka, rodzice mają do wykorzystania równowartość 60 000 zł na pokrycie kosztów opieki nad dzieckiem. Jak wyliczyli eksperci Instytutu Pokolenia miesięcznie jest to 2100 zł (przy założeniu równych wypłat między siódmym miesiącem życia dziecka a ukończeniem przez nie trzech lat).

Co istotne - zasiłek można pobierać również po powrocie do pracy. Czeszki często decydują się na łączenie opieki nad dzieckiem z pracą zawodową - posyłanie dzieci do żłobków jest w tym kraju niezwykle rzadkim rozwiązaniem.

Klimat społeczny zdaje się sprzyjać takim rozwiązaniom, a widok dziecka w miejscu pracy dziwi coraz mniej. - Pamiętam spotkanie autorskie, zorganizowane przy okazji czeskiej premiery mojej książki - opowiada Marta Dzido - Moja tłumaczka, Anna Šašková Plasová, prowadziła je, przez cały wieczór trzymając w nosidełku swojego malutkiego synka. Albo inna scenka, również przy okazji spotkania autorskiego. Już po zakończeniu części oficjalnej, usiadłyśmy, żeby napić się wina: ja, moja tłumaczka, wydawczyni, organizatorka. Od słowa do słowa, okazało się, że każda z nich ma małe dziecko. Jeśli były obecne na tym spotkaniu, to znaczyło że ktoś w tym momencie zajmował się ich dziećmi, a one mogły mieć czas dla siebie. Być nie tylko mamami, ale również kobietami realizującymi się w sferze zawodowej i towarzyskiej.

Dla rodzin przewidziano też ulgi w systemie podatkowym o wysokości 0,94 proc. PKB (dla porównania w Polsce - 38 proc. PKB). Dodatkowo, są i czynniki niezwiązane bezpośrednio z polityką prorodzinną, ale mające wpływ na decyzje prokreacyjne: czeskie rodziny rzadziej niż polskie uskarżają się na ciasnotę (w Czechach liczba przeludnionych mieszkań to ok. 15 proc. w Polsce - 36 proc.), rzadziej też mają za sobą doświadczenie bezrobocia. W latach, w których nad Wisłą zjawisko to dotyczyło 15-20 proc. społeczeństwa, u naszych południowych sąsiadów miało trzykrotnie mniejszą skalę.

Model polski i model dziki

Jednak - co doskonale ilustruje przykład Polski, w której rekordowym wydatkom na wsparcie rodzin towarzyszy rekordowo niska dzietność - same transfery socjalne nie gwarantują sukcesu demograficznego. Na decyzję o posiadaniu dziecka składają się również pozaekonomiczne i pozainstytucjonalne czynniki, od obowiązującego modelu wychowania począwszy na stereotypach wokół macierzyństwa skończywszy. Choć to kwestie często niemierzalne, trudne do usystematyzowania i uchwycenia w badaniach, w relacjach kobiet nierzadko wysuwają się na pierwszy plan.

Większy luz - to pierwszy wniosek, który nasuwa się, gdy z polskiej perspektywy analizuje się opowieści czeskich matek. Sprawniejsze godzenie pracy z życiem prywatnym - to wniosek drugi. Trzecim byłaby zaś wolność od ideowych nacisków. I może właśnie ta triada jest języczkiem u wagi czeskiego demograficznego sukcesu.

Lucie, na te polsko-czeskie różnice perspektyw jest wyjątkowo wyczulona. Ma polskich znajomych, od lat pracuje w polskiej firmie więc materiału do porównań nie brakuje. Uważnie tropi - jak to określiła przy okazji weselnej anegdoty - zderzenia kulturowe.

- Wydaje mi się, że jesteśmy mniej "zorientowanym na dzieci" narodem niż Polacy. U was obowiązuje model włoski. Są zachwyty: "o jaki maluszek", lęki: "O boże, nic mu się nie stanie"?, przestrogi: "matko jedyna, z tego będzie nieszczęście" - opowiada i przytacza przykład polskich znajomych, których dziecko, tak obsesyjnie bało się kleszczy, że nie było w stanie siedzieć na trawie. - W Czechach zaś, dzieci wychowuje się bardziej "na dziko". Od bardzo wczesnego dzieciństwa zabieramy je w góry, na rower, na narty. Dbamy o nie, ale nie trzymamy pod kloszem. Po prostu są częścią życia.

- Kiedy zdecydowaliśmy się na drugie dziecko, znajomi w Polsce pytali nie tylko o nasze siły i finanse, ale również o czas. Bo w podejściu do wolnego czasu Polaków i Czechów różni bardzo wiele. Polacy wszystkie najważniejsze sprawy załatwiają w piątek, między 16 a 18, my maile wysyłamy do południa, kończąc je życzeniami "udanego weekendu" - kontynuuje. - Szanujemy wolny czas, zwykle spędzamy go ze znajomymi. Typowy czeski weekend to wyjazd do domków letniskowych. My mieliśmy grupkę przyjaciół, z którymi spotykaliśmy się zanim zostaliśmy rodzicami. Dziś wszyscy mamy dzieci, nasze maluchy przyjaźnią się ze sobą. Robimy to, co robiliśmy wcześniej, żyjemy tak jak wcześniej, jednak już nie jako para, ale jako rodzina. Taka kontynuacja sprawia, że młodzi rodzice nie czują się wykluczeni ze społeczeństwa, nie mają poczucia, że zostając rodzicami coś utracili.

Można zaryzykować stwierdzenie, że czeski luz w podejściu do własnych dzieci posiada również swój odpowiednik w skali marko. Polski helikopterowy i wielogeneracyjny model wychowania, pozornie wspierający i gloryfikujący macierzyństwo, ma swoje negatywne skutki, odczuwane głównie przez kobiety. Ceną za korzystanie z pomocy, zarówno tej prywatnej, najczęściej przybierającej formę babci - niani, jak i administracyjnej, której symbolem jest 500 +, są wysokie oczekiwania i surowe oceny.

- W Czechach słabsze, o ile w ogóle funkcjonujące, są stereotypowe narracje o macierzyństwie, w Polsce często opresyjne lub negatywne - mówi Marta Dzido. - Nie kojarzę, żeby istniał tam odpowiednik naszej heroicznej "matki-Polki", nie ma dowcipów o "madkach", czy pogardliwych uwag pod adresem kobiet, które nie chcą łączyć kariery z macierzyństwem.

Marginalne albo śmieszne

Co więcej, polska prorodzinność jest materiałem, na którym politycy od co najmniej dekady próbują uszyć wyborczy sukces. Od kilku cykli wyborczych prokreacja stanowi jeden najważniejszych tematów debaty publicznej, nie tylko w kontekście transferów socjalnych, ale również ograniczania dostępu do aborcji i antykoncepcji, a także przemian kulturowych (dość przywołać najbardziej kuriozalne przykłady takie jak psychoza " ideologii gender", słowa o "dawaniu w szyję" przez młode Polki, czy billboardy z pytaniami "gdzie są te dzieci").

U naszych sąsiadów zaś, temat macierzyństwa oparł się nielicznym próbom instrumentalizacji. Decyzja mieć czy nie mieć dzieci, wciąż pozostaje tam prywatną, a nie polityczną kwestią.

- Politycy nie namawiają nas, żebyśmy miały więcej dzieci, a jeśli już takie apele się pojawiają, są albo marginalne albo śmieszne - tłumaczy Anna. Jedyne ugrupowanie, regularnie powracające z tym tematem to partia chrześcijańsko-demokratyczna, której poparcie zawsze wynosi około kilku procent.

- W ostatnim czasie nie mamy dyskusji o wskaźnikach urodzeń, prawdopodobnie dlatego, że są one dość wysokie - potwierdza dr Lucie Jarkovska. - Główne tematy debaty z zakresu polityki prorodzinnej dotyczą raczej tego, jak godzić pracę z rodziną oraz jak wspierać samotnych rodziców w czasach inflacji i kryzysu gospodarczego.

W Polsce po temat dzietność chętnie podejmują nie tylko prawicowi politycy, ale i kościół, a w swoich przekazach przedstawiciele obu środowisk zwykle mówią jednym głosem. Brak obecności tego ostatniego w czeskim życiu publicznym, Marta Dzido wskazuje jako ważny czynnik, tworzący odmienny klimat prokreacyjny w obu krajach.

- Na codzienne wyzwania związane z macierzyństwem, w Polsce nakładane są obciążenia religijne i kulturowe. W Czechach tego naddatku nie ma lub istnieje on w dużo mniejszej skali - tłumaczy pisarka. - U naszych południowych sąsiadów, kościół nie jest stroną w dyskusji o prokreacji. Czeszka, idąc do ginekologa, nie boi się, że lekarz powoła się na klauzulę sumienia, odmów badań prenatalnych, zatai ich wynik lub będzie przeciągał diagnostykę. Przeciwnie, może mu zaufać, wiedząc, że jej dobro będzie stawiane na pierwszym miejscu, a medyczne procedury wolne od politycznych i religijnych wpływów. Bardziej laickie społeczeństwo to też inne spojrzenie na macierzyństwo, pozbawione wywodzącego się z religii wzorca matki cichej, pokornej, istniejącej tylko dla dziecka, a jednocześnie wolnej od jakichkolwiek błędów.

- Czeszki chcą mieć dzieci, bo mają wybór. Swobodnie podejmują decyzję o antykoncepcji, ciąży, jej kontynuowaniu lub przerwaniu, o tym kiedy i jakimi mamami chcą być - podsumowuje. - Atmosfera lęku, przymusu i opresji nie są i nigdy nie będę sytuacją, w której kobiety chcą mieć dzieci. To wolność, bezpieczeństwo i poczucie kontroli nad własnym życiem sprawia, że chcemy zakładać rodziny.

Więcej cudów nie będzie?

Do tej miodowej bajki o prokreacyjnym cudzie od pewnego czasu sączy się i odrobina dziegciu. Jak twierdzą eksperci - wystarczy spojrzeć na prognozy ekonomistów, by stwierdzić, że przyszłość, również w demografii nie rysuje się optymistycznie. - Kryzys, z którym aktualnie się mierzymy, wysoki wskaźnik inflacji i rosnące ceny energii szybko odbija się na demografii. Liczby już zaczynają spadać - tłumaczy dr Jarkovska. Rzeczywiście, jak podaje serwis Statista.com w 2022 roku u Czechów urodziło się niewiele ponad 100 tys. dzieci, czyli najmniej od 2004 roku.

Wchodzące właśnie w dorosłość pokolenie, rodziny będzie więc zakładać w innej rzeczywistości niż ich rodzice czy starsze rodzeństwo. O ile w ogóle. - Niedawno byłam na spotkaniu z okazji 20-lecia matury. Od nauczycieli usłyszałam bardzo ciekawe rzeczy na temat dzisiejszych uczniów - wspomina Lucie. - Opowiadali, że w porównaniu do nas są o wiele mniej pewni swoich wyborów i swojej przyszłości. My dojrzewaliśmy jeszcze w poczuciu, że znajdziemy pracę, że będzie nas stać na kredyt, na w miarę spokojne życie. Oni nie mają tego komfortu.

Wygląda więc na to, że jeszcze całkiem niedawne prognozy ekspertów, mówiące, iż Czechy w perspektywie kilku lat staną się liderem dzietności w UE, przyjdzie odłożyć do lamusa. Warto jednak uważać, by wraz z nimi nie trafiły tam czynniki, które dziś wskazywane są jako przyczyna prokreacyjnego sukcesu: mądrze pomyślany program socjalny, swoboda w podejmowaniu decyzji prokreacyjnych, brak stereotypów, rozdział tego, co prywatne i polityczne. One gwarantują nie tylko dzietność, ale i komfort rodzin. A to przecież o niego przede wszystkim chodzi.

Źródła danych:

Liczby urodzeń i TFR w Czechach wg Statista.com i danych Banku światowego

Raport "Czeski sukces demograficzny" opracowany przez Instytut Pokolenia

Raport "Czeski cud demograficzny - mieli najniższą dzietność na świecie, dziś są wzorem do naśladowania", opracowany przez Obserwator Gospodarczy

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Czechy | Polska | kryzys demograficzny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy