Droższe, ale czy lepsze?
Kupujemy designerski ciuch i zadowoleni wychodzimy ze sklepu w przekonaniu, że nabyliśmy rzecz dobrej jakości. Drogo, bo drogo, ale wierzymy, że kapitalizm wycenia rzeczy według ich prawdziwej wartości.

W tę logikę wdziera się niepokojąca wątpliwość. Dżinsy H&M, które kupiłam sześć lat temu, mają się dobrze, a sweter znanej i drogiej włoskiej firmy dostał kołtuna po dwóch tygodniach Na reklamację firma odpowiedziała: niewłaściwy sposób użytkowania.
Wiadomo: ja użytkuję swetry, ocierając się z upodobaniem o drut kolczasty. Wątpliwość, czy droższe jest zawsze lepsze, podsycili ostatnio naukowcy. Dr Mark Sumner, badacz tkanin z uniwersytetu w Leeds w Wielkiej Brytanii, podszedł do sprawy doświadczalnie. Przebadał ubrania z sieciówek i porównał ich cechy z podobnymi, lecz droższymi produktami designerskimi. Badał odporność na ścieranie (po jakim czasie w dżinsach robi się dziura), wytrzymałość materiału (czy łatwo się drze), wytrzymałość szwów (czy łatwo się prują) oraz trwałość koloru (czy w domowym praniu blaknie, a tkanina farbuje).
Wnioski mogą być frustrujące. Wiele produktów fast fashion było znacząco lepszej jakości niż ich kosztowne odpowiedniki, stwierdził dr Sumner. Dotyczy to w szczególności dżinsów. Tańsze okazały się dwukrotnie trwalsze, choć kosztowały ułamek ceny tych z wyższej półki. T-shirt też wypadł gorzej niż drogi kolega.
Spodnie, które pokochały celebrytki
Trend lansowany od kilku sezonów przez Kim Kardashian na dobre przyjął się na polskich salonach. Celebrytki chętnie sięgają po obcisłe spodnie kończące się nad kolanem. Czy popularne w latach 90. kolarki zawładną polskimi ulicami?









Jak często się zdarza, potoczne doświadczenia i intuicyjne wnioski znajdują potwierdzenie naukowe. Pan Sumner w celach naukowych obchodził się z ciuchami bezlitośnie, to zrozumiałe. My raczej nie siłujemy się z koszulą, wobec czego powstaje pytanie, czy rzeczywiście nosimy ciuchy do zdarcia. Nie mając w ręku wyników badań, tylko własną obserwację, ośmielę się wysunąć tezę, że nie. Kupujemy, nosimy krótko, po czym się (w różny sposób) pozbywamy.
Jeszcze w moim dzieciństwie przerabiano płaszcz taty, wycinając przetarte miejsca i przewracając na drugą stronę, żeby zrobić paletko dla mnie. To się nazywało: nicowanie. Dziś nikt nie zna nawet tego słowa. A czy ktoś ceruje skarpetki, łata bieliznę? Te czynności zniknęły z naszego życia.
Czy w tej sytuacji w ogóle warto zabiegać o "designerskie", supertrwałe rzeczy, skoro i tak ponosimy je krótko? Mimo doświadczeń dr. Sumnera i niektórych własnych wciąż uważam, że warto. Ale to już całkiem inny temat.
Joanna Bojańczyk
Zobacz także:
Twój STYL 3/2019