Orient Express
Małe dziewczynki mają Hello Kitty, a duże - BB i CC kremy, balsamy z kwiatem wiśni czy jedwabiste pudry. Trendy prosto z Azji sprzyjają również naszej urodzie.
Ostatnio koleżanka po fachu zwierzyła mi się, że wierzy w japońskie kosmetyki, bo rzadko widzi się Azjatki o pomarszczonej i zniszczonej twarzy. Nie ma rady, te wszystkie ich skomplikowane rytuały: podwójne oczyszczanie, potrójne nawilżanie czy kremy, które wygładzają zmarszczki z chwilą, gdy tylko je... powąchamy (dosłownie!), muszą działać. Tak jak w przypadku samochodów czy telewizorów japońska i koreańska technologia jest gwarancją jakości.
- Japończycy nie zarzucają nas nowościami, których żywot w perfumeriach jest dość krótki. Zanim zdecydują się zaproponować kobietom nowy krem, balsam czy zapach, nieustannie nad nim pracują i go udoskonalają. Czasem trwa to nawet kilka lat. Dlatego o większości z tych innowacji można powiedzieć śmiało, że są przełomowe - mówi Ewa Kłosińska, marketing manager Shiseido.
Ile zmieści tubka?
Pierwsze skojarzenie związane z pielęgnacyjnymi zwyczajami Azjatek to "layering", czyli wielowarstwowość. Ten rytuał polega na tym, że Japonka używa po kolei od kilku do kilkunastu kosmetyków. Dlaczego aż tyle?
- Substancje aktywne podawane skórze pod różnymi postaciami działają dużo skuteczniej - odpowiada Zofia Lipska, szkoleniowiec Sensai Kanebo International. - W tym celu nasza marka opracowała zasadę podwójnej aplikacji, czyli najpierw rozprowadzamy kosmetyk, a potem lekko uciskamy twarz dłońmi - tłumaczy.
Czasy się zmieniają, kobiety są zabiegane i zwyczaje urodowe, nawet w Azji, też muszą ewoluować. Ale dążenie do perfekcji w pielęgnacji pozostaje niezmienne. Stąd pojawiła się, właśnie w Azji, potrzeba stworzenia preparatów hybrydowych, które w jednej tubce łączą kilka, a nawet kilkanaście funkcji.
Kolorowa rewolucja
Takie zadanie spełniają BB kremy (blemish balm), które półtora roku temu szturmem wkroczyły do perfumerii. Wprawdzie ich pierwotna koncepcja powstała przed wielu laty w Niemczech (miały chronić i korygować cerę po zabiegach), ale formuła, którą znamy dziś, została stworzona w Korei Południowej. Oprócz działania nawilżającego miały one chronić przed słońcem i ujednolicać koloryt cery (zawierały domieszkę podkładu), więc zostały uznane za specjalistyczne produkty do makijażu.
Ponieważ ta zupełnie nowa kategoria kosmetyczna odniosła światowy sukces, laboratoria nie spoczęły na laurach. W tym roku w Europie pojawiły się CC kremy. Skrót ten można rozwinąć na kilka sposobów: Color Control, Colour Correction lub Correction Complete. Skąd pochodzą? Pierwsze powstały w Chinach i barwiły skórę na ulubiony przez tamtejsze kobiety kolor, czyli... prawie biały. Potem doceniły je Koreanki, aż wreszcie trafiły do nas.
Czym różnią się od poprzedników, czyli BB kremów? Te, stworzone w Azji, mają rozświetlać cerę i wyrównywać jej koloryt, chronić przed słońcem i zastępować krem na dzień z uwagi na bardzo długą listę składników pielęgnacyjnych. Dlatego klasyfikowane są bardziej jako kremy udoskonalające cerę niż jako podkłady.
Azjatyckie specyfiki stały się punktem wyjścia dla ich europejskich odpowiedników. I tak CC krem Chanel zawiera składnik aktywny stymulujący produkcję kolagenu, mineralny filtr i również mineralne pigmenty, wyrównujące koloryt skóry. Z kolei Max Factor, marka znana z makijaży, do formuły CC kremu dodała 9,7 proc. pigmentów podkładu, co ma nam zapewnić perfekcyjne krycie. Clinique, który najpierw zaproponował kobietom bardziej kryjący BB krem, teraz stworzył nieco lżejszy CC z dodatkiem składników optycznie poprawiających jakość cery.
Made in Japan
Nie wszystkie hity z Dalekiego Wschodu udaje się przenieść na europejski grunt. Chociażby dlatego, że te najbardziej zaawansowane technologicznie składniki są strzeżone patentami, bo konkurencja między lokalnymi firmami jest ogromna. W samej Japonii mamy około tysiąca producentów kosmetyków. Firmy prześcigają się zatem w poszukiwaniu kolejnych cząsteczek i nowych źródeł ich pozyskiwania.
Przykładem jest marka Sensai Kanebo International, która wykorzystuje w formułach swoich kosmetyków Sensai jedwab Koishimaru, wcześniej zarezerwowany dla członków japońskiej rodziny cesarskiej. Ma on niezwykłą moc nawilżania i nadaje kremom jedwabistą konsystencję. Dopiero w 2005 r. cesarz wyraził zgodę na zastosowanie tej najcenniejszej odmiany Koishimaru do produkcji kosmetyków.
Wiśnia i herbata
Kosztowne cząsteczki i technologie sprawiają, że balsamy, emulsje i kremy powstające w Azji nie należą do najtańszych. Na szczęście niektóre naturalne, tradycyjne japońskie składniki (ryż, zielona herbata, kwiat wiśni) możemy coraz częściej odnaleźć w recepturach kremów europejskich marek. W najnowszej linii do ciała Dr Irena Eris Spa Resort Japan wykorzystano wyciąg z kwitnącej wiśni i olej ryżowy. Za ich pomocą możemy wykreować we własnej łazience atmosferę japońskiego rytuału kąpielowego. Jak? Wzorem Azjatek najpierw weźmy kilkuminutowy ujędrniający prysznic, a potem relaksującą kąpiel w wannie z olejkami lub - zgodnie ze wschodnią tradycją - kieliszkiem sake.
Makijaż gejszy
W Japonii kobiety nieumalowane postrzegane są jako zaniedbane. Dlatego zawsze noszą przy sobie minizestaw do poprawek makijażu, tzw. Moba Beau (mobile beauty) i nie wahają się go użyć niezależnie od okoliczności. W związku z tym ostatnio w tokijskim metrze pojawiły się napisy zakazujące takich praktyk.
Podstawa makijażu Japonki to wybielona cera, czarna wyrazista kreska i mocne czerwone usta. W wersji tradycyjnej - w kształcie serduszka. W tym sezonie taki styl lansują m.in. wizażyści Sephory i nazywają go... paryskim lookiem.
Jak pachnie Azja?
Chcesz ofiarować Japonce perfumy na prezent? Przemyśl to, bo zgodnie z tamtejszym savoir-vivre’em to duży nietakt. Również obfite spryskiwanie się pachnidłem jest niemile widziane. Zapach powinien być dyskretny lub może go w ogóle nie być. Tak nakazuje tradycja, choć nie oznacza to, że nie istnieją tam perfumerie.
Japończycy najchętniej wybierają kompozycje lekkie i dyskretne. Za to w Europie nie brakuje perfum inspirowanych Azją. Znajdziemy w nich woń kwiatów, przypraw (goździków, imbiru czy trawy cytrynowej), sandałowca i kadzidła. I z reguły nie należą one do najlżejszych...
Joanna Hryniewicka
PANI 10/2013