Orient Express

Małe dziewczynki mają Hello Kitty, a duże - BB i CC kremy, balsamy z kwiatem wiśni czy jedwabiste pudry. Trendy prosto z Azji sprzyjają również naszej urodzie.

Azjatycka technika makijażu polega m.in. na warstwowym nakładaniu kilku kolorów cieni równolegle do górnej linii rzęs.
Azjatycka technika makijażu polega m.in. na warstwowym nakładaniu kilku kolorów cieni równolegle do górnej linii rzęs.123RF/PICSEL

Ostatnio koleżanka po fachu zwierzyła mi się, że wierzy w japońskie kosmetyki, bo rzadko widzi się Azjatki o pomarszczonej i zniszczonej twarzy. Nie ma rady, te wszystkie ich skomplikowane rytuały: podwójne oczyszczanie, potrójne nawilżanie czy kremy, które wygładzają zmarszczki z chwilą, gdy tylko je... powąchamy (dosłownie!), muszą działać. Tak jak w przypadku samochodów czy telewizorów japońska i koreańska technologia jest gwarancją jakości.

- Japończycy nie zarzucają nas nowościami, których żywot w perfumeriach jest dość krótki. Zanim zdecydują się zaproponować kobietom nowy krem, balsam czy zapach, nieustannie nad nim pracują i go udoskonalają. Czasem trwa to nawet kilka lat. Dlatego o większości z tych innowacji można powiedzieć śmiało, że są przełomowe - mówi Ewa Kłosińska, marketing manager Shiseido.

Ile zmieści tubka?

Pierwsze skojarzenie związane z pielęgnacyjnymi zwyczajami Azjatek to "layering", czyli wielowarstwowość. Ten rytuał polega na tym, że Japonka używa po kolei od kilku do kilkunastu kosmetyków. Dlaczego aż tyle?

- Substancje aktywne podawane skórze pod różnymi postaciami działają dużo skuteczniej - odpowiada Zofia Lipska, szkoleniowiec Sensai Kanebo International. - W tym celu nasza marka opracowała zasadę podwójnej aplikacji, czyli najpierw rozprowadzamy kosmetyk, a potem lekko uciskamy twarz dłońmi - tłumaczy.

Czasy się zmieniają, kobiety są zabiegane i zwyczaje urodowe, nawet w Azji, też muszą ewoluować. Ale dążenie do perfekcji w pielęgnacji pozostaje niezmienne. Stąd pojawiła się, właśnie w Azji, potrzeba stworzenia preparatów hybrydowych, które w jednej tubce łączą kilka, a nawet kilkanaście funkcji.

Kolorowa rewolucja

Takie zadanie spełniają BB kremy (blemish balm), które półtora roku temu szturmem wkroczyły do perfumerii. Wprawdzie ich pierwotna koncepcja powstała przed wielu laty w Niemczech (miały chronić i korygować cerę po zabiegach), ale formuła, którą znamy dziś, została stworzona w Korei Południowej. Oprócz działania nawilżającego miały one chronić przed słońcem i ujednolicać koloryt cery (zawierały domieszkę podkładu), więc zostały uznane za specjalistyczne produkty do makijażu.

Ponieważ ta zupełnie nowa kategoria kosmetyczna odniosła światowy sukces, laboratoria nie spoczęły na laurach. W tym roku w Europie pojawiły się CC kremy. Skrót ten można rozwinąć na kilka sposobów: Color Control, Colour Correction lub Correction Complete. Skąd pochodzą? Pierwsze powstały w Chinach i barwiły skórę na ulubiony przez tamtejsze kobiety kolor, czyli... prawie biały. Potem doceniły je Koreanki, aż wreszcie trafiły do nas.

Czym różnią się od poprzedników, czyli BB kremów? Te, stworzone w Azji, mają rozświetlać cerę i wyrównywać jej koloryt, chronić przed słońcem i zastępować krem na dzień z uwagi na bardzo długą listę składników pielęgnacyjnych. Dlatego klasyfikowane są bardziej jako kremy udoskonalające cerę niż jako podkłady.

Azjatyckie specyfiki stały się punktem wyjścia dla ich europejskich odpowiedników. I tak CC krem Chanel zawiera składnik aktywny stymulujący produkcję kolagenu, mineralny filtr i również mineralne pigmenty, wyrównujące koloryt skóry. Z kolei Max Factor, marka znana z makijaży, do formuły CC kremu dodała 9,7 proc. pigmentów podkładu, co ma nam zapewnić perfekcyjne krycie. Clinique, który najpierw zaproponował kobietom bardziej kryjący BB krem, teraz stworzył nieco lżejszy CC z dodatkiem składników optycznie poprawiających jakość cery.

Made in Japan

Nie wszystkie hity z Dalekiego Wschodu udaje się przenieść na europejski grunt. Chociażby dlatego, że te najbardziej zaawansowane technologicznie składniki są strzeżone patentami, bo konkurencja między lokalnymi firmami jest ogromna. W samej Japonii mamy około tysiąca producentów kosmetyków. Firmy prześcigają się zatem w poszukiwaniu kolejnych cząsteczek i nowych źródeł ich pozyskiwania.

Przykładem jest marka Sensai Kanebo International, która wykorzystuje w formułach swoich kosmetyków Sensai jedwab Koishimaru, wcześniej zarezerwowany dla członków japońskiej rodziny cesarskiej. Ma on niezwykłą moc nawilżania i nadaje kremom jedwabistą konsystencję. Dopiero w 2005 r. cesarz wyraził zgodę na zastosowanie tej najcenniejszej odmiany Koishimaru do produkcji kosmetyków.

Wiśnia i herbata

W Japonii kobiety nieumalowane postrzegane są jako zaniedbane
W Japonii kobiety nieumalowane postrzegane są jako zaniedbaneGetty Images/Flash Press Media

Kosztowne cząsteczki i technologie sprawiają, że balsamy, emulsje i kremy powstające w Azji nie należą do najtańszych. Na szczęście niektóre naturalne, tradycyjne japońskie składniki (ryż, zielona herbata, kwiat wiśni) możemy coraz częściej odnaleźć w recepturach kremów europejskich marek. W najnowszej linii do ciała Dr Irena Eris Spa Resort Japan wykorzystano wyciąg z kwitnącej wiśni i olej ryżowy. Za ich pomocą możemy wykreować we własnej łazience atmosferę japońskiego rytuału kąpielowego. Jak? Wzorem Azjatek najpierw weźmy kilkuminutowy ujędrniający prysznic, a potem relaksującą kąpiel w wannie z olejkami lub - zgodnie ze wschodnią tradycją - kieliszkiem sake.

Makijaż gejszy

W Japonii kobiety nieumalowane postrzegane są jako zaniedbane. Dlatego zawsze noszą przy sobie minizestaw do poprawek makijażu, tzw. Moba Beau (mobile beauty) i nie wahają się go użyć niezależnie od okoliczności. W związku z tym ostatnio w tokijskim metrze pojawiły się napisy zakazujące takich praktyk.

Podstawa makijażu Japonki to wybielona cera, czarna wyrazista kreska i mocne czerwone usta. W wersji tradycyjnej - w kształcie serduszka. W tym sezonie taki styl lansują m.in. wizażyści Sephory i nazywają go... paryskim lookiem.

Jak pachnie Azja?

Chcesz ofiarować Japonce perfumy na prezent? Przemyśl to, bo zgodnie z tamtejszym savoir-vivre’em to duży nietakt. Również obfite spryskiwanie się pachnidłem jest niemile widziane. Zapach powinien być dyskretny lub może go w ogóle nie być. Tak nakazuje tradycja, choć nie oznacza to, że nie istnieją tam perfumerie.

Japończycy najchętniej wybierają kompozycje lekkie i dyskretne. Za to w Europie nie brakuje perfum inspirowanych Azją. Znajdziemy w nich woń kwiatów, przypraw (goździków, imbiru czy trawy cytrynowej), sandałowca i kadzidła. I z reguły nie należą one do najlżejszych...

Joanna Hryniewicka

PANI 10/2013

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas