Test: Okulary Gepetto
Przejechały ze mną Jawę, Bali i wybrzeże Bałtyku. Drewniane, ręcznie robione okulary Gepetto przetrwały w podróżnej torbie, na wulkanie, Openerze i w azjatyckich autokarach. To znaczy, że przetrwają wszystko.
Na myśl o drewnianych okularach przychodzą do głowy dwie kwestie: czy mogą wystawać z nich drzazgi i czy nie rozpadną się wrzucone niedbale do torebki, albo wgniecione przez nieuwagę w siedzenie (bo ileż innych par spotkał ten los...).
Wątpliwości co do wykonania okularów rozwiał od razu model Monday / Blueberry, który trafił do naszej redakcji na testy. Oprawki są idealnie wyszlifowane (a to ręczna robota!), wyprofilowane i polakierowane. Nie mam mowy o żadnej nierówności. Zielone drzewo sandałowe, z którego są wykonane, zapewnia im ciekawy kolor i ułożenie słoi.
Uszka są oznaczone subtelnym logo producenta na zewnątrz, po obu stronach. Natomiast w środku zaznaczono, że to praca młodych polskich projektantów i że wykonane zostały z zielonego drzewa sandałowego.
Bardzo praktycznym rozwiązaniem są sprężyny, na których zamontowano uszka. Dzięki nim okulary dobrze trzymają się na nosie, na głowie i zawieszone na czymkolwiek, zwłaszcza w podróży. Doceniłam je głównie podczas wsiadania i wysiadania z proporcjonalnych do wzrostu Azjatów autokarów w Indonezji. Ponieważ z okularami w ciągu dnia prawie w ogóle się nie rozstaję, a z pamięcią u mnie krucho, często okulary noszę na głowie. Po kilku solidnych uderzeniach w półki nie dość, że nie miałam ich boleśnie wbitych w skórę, to jeszcze przetrwały nawet bez najmniejszej rysy na szkłach - szacun.
Kolejnym poligonem doświadczalnym było wyjście na krater jawajskiego wulkanu Bromo, który emituje gęste chmury wulkanicznego pyłu. Okulary i szal czy maseczka chirurgiczna to zestaw podstawowy na tę wycieczkę. Z kolei podczas wyjazdu nad Bałtyk okulary musiały przetrwać w torbie plażowej i w małej torebce na festiwalu muzycznym. Obie przygody przeszły bez deformacji oprawek i zarysowań na szkłach. Łatwo je wyczyścić i z pyłu, i z olejku do opalania.
A jeśli już o szkłach mowa: Monday / Blueberry mają niebieskie lustrzanki z filtrem UV 400. To po pierwsze najmodniejszy kolor szkieł w tym sezonie, po drugie wyglądają obłędnie, a po trzecie świetnie chronią przed słońcem. Przyznaję, że wybierałam takie szkła bardziej pod kątem estetycznym niż praktycznym, bo na co dzień i w ostrym słońcu zazwyczaj noszę okulary z jak najciemniejszymi, najchętniej czarnymi szkłami. Dzięki temu oczy człowieka spędzającego kilkanaście godzin dziennie przed ekranami komputera i smartfona, nie pieką i nie zalewają się łzami. A tu miła niespodzianka - nawet na plażach Bali Gepetto były wystarczającym zabezpieczeniem przed ostrymi promieniami.
Zdecydowanie jednak największą zaletą testowanych przeze mnie okularów są kolory, w jakich patrzy się przez nie na świat. Jak skwitował mój kolega: gdyby Polacy nosili takie w listopadzie, bylibyśmy znacznie weselszym narodem.