Jak zmieniały się nasze święta?
Artykuł sponsorowany
Tradycyjne świąteczne dania, jak barszcz wigilijny z uszkami czy pierogi z kapustą i grzybami, choć przygotowywane według tego samego przepisu, za każdym razem smakują odrobinę inaczej. Podobnie jest z Bożym Narodzeniem. Mimo że to dni silnie osadzone w tradycji, zawsze mają w sobie coś niepowtarzalnego, zależnego od czasu, miejsca i otaczających nas ludzi.
Nie ma jednego uniwersalnego przepisu na święta. Każde są inne, tak jak każda rodzina ma własne obyczaje i przyzwyczajenia. Niektóre rodziny trzymają się tradycyjnych dwunastu potraw, w innych pojawiają się nowoczesne dania (np. gravlax z łososia zamiast smażonego karpia).
Swoje oblicze święta zmieniały również na przestrzeni dekad: od prostoty lat 70. aż do różnorodności współczesności. Mimo to pewna rzecz pozostaje niezmienna. Ta niepowtarzalna magia, która sprawia, że wracamy myślami do dzieciństwa i przypominamy sobie, jak cudownie smakowało wszystko, co podano na wigilijnym stole. Nie zawsze musi to być cały zestaw dań - czasem jest to... jedna potrawa, na którą czekamy cały rok.
Lata 70.: skromnie, ale z sercem
W latach 70. święta były zdecydowanie inne niż obecnie: skromniejsze, ale jakże autentyczne. Czas płynął jakby wolniej. Choinki, zazwyczaj prawdziwe i pachnące lasem, ozdabiane były ręcznie robionymi dekoracjami. Natomiast światełka - o ile rodzina mogła sobie na nie pozwolić - miały ciepłe i przygaszone barwy.
Na wigilijnym stole królował barszcz z uszkami, karp i kluski z makiem albo kutia. Cytrusy i czekoladki, obecne niezwykle rzadko, traktowane były niczym prawdziwe skarby. Dla osłody zawsze można było sięgnąć po mały przysmak: serek z charakterystyczną krówką, który czekał na łakomczuchów w lodówce. Choć niepozorny, stał się synonimem małych przyjemności.
Lata 80.: przygotowania do świąt stały się nie lada wyzwaniem
W "kolorowej" rzeczywistości lat 80. gospodynie domowe potrafiły wyczarować świąteczną atmosferę pełną smaku i ciepła niemal z niczego. Piszczące pustką sklepowych półek czasy PRL-u nie sprzyjały wystawnym Świętom. Właśnie wtedy na polskich stołach pojawiła się łatwo dostępna i tania ryba. Karp, bo o nim mowa, zastąpił szczupaki i sandacze, szybko zyskując miano świątecznego symbolu. Jego łuski, wcześniej umyte i wysuszone, włożone do portfela miały zapewnić dostatek w nowym roku. Zwyczaj ten już zanika, tym bardziej, że karp coraz częściej ustępuje miejsca filetowanym rybom morskim.
Czas PRL-u, pełen wyzwań i niedostatków, nie odebrał magii świątecznym smakom. Mimo pustych półek sklepowych gospodynie domowe potrafiły wyczarować wigilijną ucztę niemal z niczego. Bo powiedzieć, że zdobycie produktów na wigilijną kolację było zadaniem trudnym, to nic nie powiedzieć. Nikt się jednak nie poddawał! A zwłaszcza gospodynie domowe, które potrafiły wyczarować świąteczną atmosferę pełną smaku i ciepła niemal z niczego.
W centrum uwagi pozostawały dzieci. To właśnie najmłodsi z jednej strony czekali na moment otwarcia prezentów, z drugiej - na słodkie rarytasy. Trudno jednak było zaspokoić ich oczekiwania, ponieważ dostępne były głównie różnego rodzaju wyroby czekoladopodobne. Rodzice i dziadkowie robili wszystko, by w tych kilku świątecznych dniach dzieci mogły poczuć się jak w bajce. I to się udawało, by wspomnieć tylko o błyskawicznie znikającym ze stołu serniku czy maczanych w waniliowym serku Rolmlecz pierniczkach.
Lata 90.: transformacja ustrojowa uwolniła nas od świątecznego "survivalu"
Lata 90. były okresem dynamicznych przemian. Transformacja ustrojowa przyniosła Polakom nie tylko swobodę gospodarczą, ale także zmiany w codziennym życiu. Obok tradycyjnych kolęd pojawiały się zachodnie świąteczne hity, a wieczory przy choince łączyły pokolenia w rozmowach o przeszłości i marzeniach o przyszłości.
Po latach niedoborów, sklepowe półki wreszcie zaczęły wypełniać się produktami. Świąteczne zakupy przestały być skrupulatnie planowanym polowaniem, a stały się okazją do eksperymentowania z nowymi smakami. Na stołach pojawiały się egzotyczne owoce czy różnokolorowe słodycze - nieznane wcześniej możliwości w ogromnym stopniu zmieniły świąteczne menu. Było to swoiste odkrywanie kulinarnego świata na nowo.
Wszystko wokół się zmieniało, ale serek Rolmlecz pozostawał tak samo pyszny! Wśród wielu zagranicznych produktów na wystawnych półkach supermarketów i tak zajmował szczególne miejsce w sercach już dojrzałych konsumentów i zdobywał nowe wśród tych najmłodszych.
Współczesność: mieszanka tradycji i nowych trendów
Dziś święta są chwilą wytchnienia od codziennej gonitwy. Przypominają nam, że czasem warto się zatrzymać i zastanowić nad tym, co naprawdę ważne. Chętnie korzystamy więc z ułatwiających przygotowania nowoczesnych technologii. Choćby przy okazji zakupów, które obecnie można zrobić jednym kliknięciem przez internet. Jednocześnie powracamy do korzeni, ponownie wybierając żywe choinki i wieszając na nich własnoręcznie robione ozdoby.
Mimo że przepisy na tradycyjne dania zyskują nowe wersje dzięki kulinarnym influencerom. Jednak są składniki, których nie da lub nie powinno się zastępować nowymi. Waniliowy serek Rolmlecz, wciąż sprawdza się jako składnik deserów - od klasycznego sernika po nowoczesne tarty i desery w szklanych pojemniczkach, a dzieci nadal uwielbiają jeść go łyżeczką lub bułeczką - prosto z opakowania.
Pomimo wielu zmian w podejściu do zwyczajów i tradycji, Święta nadal kojarzą się nam przede wszystkim z bliskością, spokojem i miłością. Dwanaście dań, a może tylko trzy? Karp czy łosoś? Rodzinne spotkanie czy samotnia w górach? To naprawdę nie ma znaczenia, bo świąteczny nastrój tworzymy my sami, z dekady na dekadę wybierając zawsze to, co dla nas najlepsze albo przynajmniej tak dobre, jak serek z krówką.
Niech w te święta magia w waszych domach zagości,
i przyniesie chwile pełne spokoju i radości.
Niech nie zabraknie ciekawych rozmów i śmiechu,
i oczywiście zapomnijcie o pośpiechu!
Niech pod choinką czeka prezentów cały szereg,
a po wigilijnej kolacji - pyszny waniliowy deSEREK.
Artykuł sponsorowany