Bałagan w mieszkaniu? Nie, to cluttercore
Czasy, gdy trendy w urządzaniu wnętrz dzieliliśmy na francuskie, skandynawskie i rustykalne, dawno odeszły w zapomnienie. Dziś do liczącej wiele pozycji listy designerskich wariacji, obok m.in. hygge, wabi-sabi i japandi, warto dodać cluttercore. Zwłaszcza, gdy należy się do tych, którzy zamiast wyrzucać, wolą gromadzić.
"Mniej znaczy więcej" - tak najkrócej można zdefiniować wnętrzarskie trendy ostatnich lat. Choć estetycznych nurtów było wiele, a stojące u ich podstaw idee wypływały z rozmaitych źródeł, styliści do znudzenia powtarzali: nie gromadź przedmiotów ponad miarę, a jeśli już zgromadziłeś, zastanów się, czy na pewno wszystko, co wypełnia twój dom, jest ci niezbędne do życia.
Za wzór stawiano Japończyków i ich tradycyjne zamiłowanie do minimalistycznych aranżacji. Na portalach wnętrzarskich regularnie publikowano zdjęcia pokoi i mieszkań pozbawionych jakichkolwiek zbędnych sprzętów, gdzie za całe wyposażenie służyła szafa, biurko, stolik i krzesło. Zalecano rezygnację nie tylko z wszelkiego rodzaju dekorów, ale również ozdobnych lamp, dywanów i zasłon. Nieliczne, ale bardzo starannie dobrane rzeczy - oto ideał.
To minimalistyczne szaleństwo zawierało w sobie głębszą myśl - ascetyczne mieszkanie miało stanowić azyl, pozwalający na odpoczynek od pełnego bodźców świata. Było też wyborem łaskawszym dla planety niż dom po brzegi wypełniony mebelkami i dodatkami.
Jednak, jak każdy trend, tak i minimalizm doczekał się swego rewersu. Jest nim cluttercore - styl, który na "mniej znaczy więcej" odpowiada: "im więcej tym weselej".
Tych, którzy właśnie oddychali z ulgą, myśląc że moda na cluttercore pozwoli im wykreślić sprzątanie z listy codziennych obowiązków, musimy rozczarować: ten styl nie ma nic wspólnego z bałaganem. Owszem, koncept opiera się na gromadzeniu rzeczy - wskazuje na to już nazwa, będąca zbitkiem angielskich wyrazów clutter - zatłoczenie i core - rdzeń, jednak każda z owych rzeczy musi mieć starannie dobrane miejsce, funkcję, historię, a przestrzeń między "eksponatami" powinna być utrzymana w idealnym porządku (o kurzu zalegającym na domowych zbiorach nie ma mowy). Cluttercore to nie jest więc bułka z masłem. Niektórzy twierdzą nawet, że zakomponowanie wielu różnorodnych przedmiotów w spójną całość wymaga większego wyczucia niż aranżacja minimalistycznego wystroju.
Jak stworzyć wnętrze w stylu cluttercore? Ideałem byłoby wykorzystanie przedmiotów i akcesoriów, które już mamy w mieszkaniu. Zgodnie z ideą, stojącą za tym estetycznym trendem, dom powinien być wypełniony przedmiotami, z którymi łączy nas emocjonalna więź. Czas więc wyciągnąć z pudeł pamiątki z podróży, stare pocztówki, zdjęcia, babcine serwetki i narzuty. Przydadzą się również wiekowe ramki, figurki i ceramika retro. Jeśli już musimy coś dokupić, lepiej poszperać w second handzie albo na pchlim targu, niż wydawać pieniądze w sieciówce.
Gdzie to wszystko ułożyć? Odpowiedź brzmi: wszędzie! Cluttercore to trend, który nie zna słowa "niemożliwe". Jako powierzchnię do ekspozycji domowych skarbów wykorzystuje nie tylko półki, ale również kaloryfery i szczyty mebli, obrazy pozwala stawiać na podłodze, a z pudełek układać wieże, które zwieńczyć można kwiatem w doniczce. Niczym w barokowym horror vacui, tak i tutaj, pusta przestrzeń jest największym wrogiem.
Choć cluttercore daje sporą dowolność, istnieje kilka rozwiązań, które miłośnikom tego stylu szczególnie przypadły do gustu. Jednym z nich jest kompozycja obrazków. Zamiast ozdabiać ścianę jednym obrazem, wzorem XIX wiecznych muzealników, stawiamy na ekspozycję tapetową. Malowidła, zdjęcia, grafiki i plakaty tworzą na ścianach skomplikowane układy, niczym kostki w grze Tetris. Taka mieszanka dobrze sprawdzi się jako wypełnienie przestrzeni nad kanapą lub wezgłowiem łóżka w sypialni.
Skoro mamy już galerię malarstwa i grafiki, dlaczego nie iść za ciosem i nie stworzyć wystawy rzeźby i designu? Na ten cel warto zagospodarować np. blat sideboardu czy niskiego regału na książki. Elementy, które mogą posłużyć do stworzenia małej wystawki, to porcelanowe figurki, karafki, wazony, lampki, świeczki, kompozycje z suszonych kwiatów, a nawet sznury koralików. Z tego rodzaju układankami trzeba jednak uważać - utrzymanie ich w ładzie i czystości wymaga sporej cierpliwości.
Cluttercore to opcja wyjątkowo łaskawa dla miłośników książek. W ramach tego trendu zawartości biblioteczki nie trzeba ani ograniczać, ani utrzymywać we wzorowym ładzie. Wręcz przeciwnie: regał, na którym książki ułożone tak w pionie jak i w poziomie, toczą bój o przestrzeń, staje się atutem wnętrza. Literatura często występuje w towarzystwie kwiatów doniczkowych, zdjęć i ceramiki. Jeśli zaś książek jest tak wiele, że brakuje dla nich miejsca na półkach, z powodzeniem można umieścić je na parapecie, kaloryferze (oczywiście poza sezonem grzewczym) albo ułożyć z nich wieżę, która posłuży za... kawowy stolik.
Wnętrzarskie trendy można postrzegać wyłącznie jako estetyczne zjawisko. Często jednak są one przejawem poważniejszego społecznego, ekonomicznego czy nawet politycznego fenomenu. Nie inaczej jest w przypadku cluttercore. Hołdujący przytulności i komfortowi styl, nieprzypadkowo rozwinął się w czasie pandemii koronawirusa. To, co sprawdzało się, gdy większość zawodowych i towarzyskich aktywności prowadziliśmy na zewnątrz, przestało zdawać egzamin, gdy życie zostało zamknięte w czterech ścianach. Nagle zapragnęliśmy mieć wszystko pod ręką, a znajome przedmioty miały otaczać nas niczym bezpieczny kokon.
Uzasadnienia dla popularności cluttercore można szukać i w perspektywie dalszej niż ostatnie kilkanaście miesięcy. Wpłynął na nią m.in. styl życia "no waste", moda na vintage czy gusty pokolenia Z, zakochanego w rękodziele i babcinych akcesoriach.
Wszystko to każde myśleć, że cluttercore zostanie z nami na dłużej. Rozsiądźmy się więc swobodnie i pozwólmy naszym mieszkaniom obrastać w kolejne dekoracje.
Zobacz również: