Reklama

Basia Pietruszczak: Pierwsza miesiączka mnie zaskoczyła

- (Pierwszej miesiączce) towarzyszyły emocje, których się nie spodziewałam. Myślę, że tak jest zresztą do dziś – w rozmowach o menstruacji często pomija się aspekt psychologiczny. Są dziewczyny, osoby transpłciowe czy niebinarne, które o miesiączce nie wiedzą prawie nic – dla tych jej nadejście może być traumatyczne, bo mogą pomyśleć, że umierają; są osoby, które wiedzą sporo i wyczekują pierwszego krwawienia, cieszą się na nie. Każda historia jest inna - związana ze zmieszaniem, strachem, wstydem, niepewnością, ale i radością czy poczuciem dumy - mówi Basia Pietruszczak, dziennikarka, edukatorka seksualna i menstruacyjna, autorka „Twoje ciałopozytywne dojrzewanie”.

Katarzyna Pruszkowska: Pamiętasz swoją pierwszą miesiączkę?

Basia Pietruszczak: - Oczywiście! Zaczęłam miesiączkować, kiedy miałam 14 lat, później niż większość moich rówieśniczek. W moim domu nie rozmawiało się o miesiączce, dojrzewaniu czy seksualności, więc sama kupowałam książki i magazyny, żeby się czegoś dowiedzieć. Czułam się dobrze przygotowana teoretycznie i "logistycznie", bo rozumiałam, że krwawienie miesiączkowe to nie choroba, wiedziałam też, do czego służą podpaski i tampony. A jednak pierwsza miesiączka mnie zaskoczyła, bo towarzyszyły jej emocje, których się nie spodziewałam. Myślę, że tak jest zresztą do dziś - w rozmowach o menstruacji często pomija się aspekt psychologiczny. Są dziewczyny, osoby transpłciowe czy niebinarne, które o miesiączce nie wiedzą prawie nic - dla tych jej nadejście może być traumatyczne, bo mogą pomyśleć, że umierają; są osoby, które wiedzą sporo i wyczekują pierwszego krwawienia, cieszą się na nie. Każda historia jest inna -  związana ze zmieszaniem, strachem, wstydem, niepewnością, ale i radością czy poczuciem dumy.

Reklama

Jak na rozpoczęcie miesiączkowania zareagowała mama? Powiedziałaś jej czy sama się domyśliła?

-  Czułam się w obowiązku, żeby jej powiedzieć. Mama podała mi rękę, tak "po prezesowsku" i pogratulowała, co było dość zabawne. Wiem, że starała się zmierzyć z tym tematem najlepiej, jak umiała. Na przykład na wakacje, które spędzałam częściowo za granicą, wręczyła mi spory zapas podpasek, żebym nie musiała kupować ich na miejscu. Oczywiście zabrakło mi ich i musiałam kombinować, ale teraz widzę, że mama o mnie pomyślała. Jednak miesiączka nie stała się częścią naszej codzienności i nigdy o niej nie rozmawiałyśmy.

A rozmawiałyście o tym z przyjaciółkami?

- Rzadko. Czasem na w-fie koleżanki zgłaszały, że są "niedysponowane", a w szatni toczyły się rozmowy o tym, że któraś z nich ma "ciotę". Nie znosiłam tego słowa, razi mnie do dziś. Kiedy już zaczęłam miesiączkować, nie czułam z tego powodu wstydu, ale szybko zrozumiałam, że to temat, którego się nie porusza. Pamiętam, że podczas tej pierwszej miesiączki jechałam do szkoły autobusem, z którego widziałam wielki bilbord, na którym było zdjęcie młodej modelki. Patrzyłam na nią i nagle uderzyła mnie myśl: "Jezus Maria, ona też ma miesiączkę! Wszystkie kobiety dookoła mnie  miesiączkują - nie miałam świadomości, że miesiączka może też dotyczyć np. transchłopców, albo że nie wszystkie kobiety mają miesiączkę! Jak to możliwe, że nikt o tym nie mówi?". Wtedy to była tylko myśl, ale gdybym wypowiedziała ją na głos, stałaby się krzykiem - zdziwienia i niezgody.

Śledząc twoją aktywność związaną z tematami menstruacyjnymi zaryzykuję twierdzenie, że ten krzyk nie skończył się w tamtym autobusie.

- Najwyraźniej nie (śmiech). Moje działania zaczęły się w 2016 roku od tekstu w "Wysokich Obcasach", który wywołał duże zgorszenie, przede wszystkim ze względu na okładkę - czyli białe majtki z czerwonymi "plamami" z brokatu...

... na różowym tle. Wycięłam ją sobie wtedy i mam do dziś. Śliczna.

- Ja wtedy byłam nią przerażona. Obawiałam się reakcji ludzi, z resztą, jak się okazało, słusznie. Natomiast ten tekst stał się początkiem pisania o miesiączce, a im więcej pisałam, tym więcej tematów przychodziło mi do głowy. Ponieważ wcześniej przez kilka lat mieszkałam w Hiszpanii, w której o miesiączkowaniu mówiło się bardziej otwarcie, poznałam kobiety, które opowiedziały mi o kubeczkach menstruacyjnych i podpaskach wielorazowych. A ponieważ rozwiązania ekologiczne są mi bliskie, zaczęłam pisać, m.in., o alternatywach dla plastikowych, jednorazowych podpasek czy tamponów. Akurat tak się złożyło, że temat miesiączki podchwyciły wtedy i zagraniczne media, bo najpierw amerykańska edycja "Cosmopolitan" ogłosiła 2016 rok "rokiem miesiączki", a potem Instagram uznał słynne zdjęcie poetki Rupi Kaur, która pozowała w zakrwawionej bieliźnie za "nieobyczajne" i je usunął. Podniosła się wrzawa, fotografię przywrócono, ale osoby korzystające z tej platformy zobaczyły, że naturalny cykl jest poddawany cenzurze tak samo, jak treści pornograficzne. To tylko sprawiło, że zaczęłam pisać jeszcze więcej, a moja koleżanka, Kamila Raczyńska, udostępniła mi swój profil na Facebooku, który nazywał się właśnie "Pani miesiączka". Potem założyłam także konto na Instagramie i przez jakiś czas wspólnie prowadziłyśmy oba konta. Jednak po pewnym czasie nasze drogi się rozeszły, bo Kamila chciała poszerzyć tematykę, wtedy została już doulą porodową, interesowało ją wiele tematów.

A ciebie nadal miesiączka?

-  Głównie, tak (śmiech). Wiele zawdzięczam Natalii Miłońskiej, którą nazywam "matką chrzestną" miesiączki w Polsce. Rozmawiałam z nią przy okazji mojego pierwszego tekstu, a później przyglądałam się jej pracy, np. "Czerwonym namiotom*", czyli spotkaniom skierowanym dla młodych dziewcząt, które pierwszą miesiączkę mają dopiero przed sobą. To takie nawiązanie do starych tradycji, które może mieć charakter rytuału przejścia do dojrzałości fizycznej. Bardzo ważne jest to, by nie mówić dziewczynkom, że miesiączka sprawi, że staną się "kobietami"; pierwsze krwawienie jest tylko elementem procesu dorastania, który kończy się wiele lat później. Natalia uczyła takiej radosnej celebracji, napisała też, wraz z Vocą Ilnicką, książkę o bolesnym miesiączkowaniu.

Nie bez powodu naszą rozmowę zaczęłam od pytania o pierwszą miesiączkę - na twojej stronie znajduje się wiele "świadectw" czy wspomnień tego momentu, a ich lektura była dla mnie doświadczeniem słodko-gorzkim. Niektóre są radosne, inne niebywale trudne. Od razu pomyślałam o 13-letniej Kasi, której największym zmartwieniem było to, żeby mama kupiła mi cienkie podpaski, a nie grube "Belle", których sama używała. Pamiętam jeszcze książkę, którą znalazłam w maminej biblioteczce - "O dziewczętach dla dziewcząt"...

- ...mam ją właśnie przed sobą.

Tyle, że mój egzemplarz był z lat 70. i pamiętam, że z przerażeniem czytałam o szyciu sobie podpasek (śmiech). A wracając do opowieści - dlaczego zaczęłaś je zbierać?

- Chciałam, żebyśmy mogły/li zobaczyć, jak wyglądało nadejście pierwszej miesiączki u innych - poznać emocje, które temu towarzyszyły, poczytać o tym, co było dobre i o tym, co poszło nie tak. Jedne z nas mogą się dziwić, że miesiączka może wiązać się ze wstydem. Inne, że w ogóle można o niej z kimkolwiek szczerze porozmawiać. Od początku chodziło więc o wymianę doświadczeń i pokazanie różnych punktów widzenia. Między innymi po to, byśmy wzajemnie rzadziej się oceniały/li, a częściej słuchały/li.

Czyli, że nie wszystkie kobiety "mają jak ja". W moim przypadku to uznanie, że choć ja traktuję miesiączkę jako oznakę swojego zdrowia, a po mamie przejęłam regularne śledzenie cyklu,  tyle, że w aplikacji na smartfonie, nie każda kobieta musi mieć podobnie

- Pewnie. Na przykład mnie na początku dziwiło to, że są kobiety, dla których miesiączka jest czymś niekłopotliwym, bo moje doświadczenie było zupełnie inne. Z czasem moje menstruacje zaczęły się robić coraz bardziej bolesne, co utrudniało mi normalne funkcjonowanie. Przez lata miesiączki kojarzyły mi się z bólem, męczarnią, walką, żeby mieć na cokolwiek siły. Dlatego zastanawiałam się, jak to możliwe, że inne kobiety podczas krwawienia normalnie lub prawie normalnie żyją. Dopiero wiele lat później, w pandemii, okazało się, że cierpię na endometriozę, co wyjaśniało wszystkie moje dolegliwości. Zdecydowałam się na leczenie hormonalne, więc od ponad pół roku nie miesiączkuję, za to mój komfort życia niesamowicie się poprawił.

Wiesz, co mnie dziwiło? Że miałam koleżanki, które niemal od początku krwawienia nie wstydziły się kupowania podpasek. Ja w moim osiedlowym supersamie czekałam, aż będę sama, wsadzałam do koszyka paczkę podpasek i przykrywałam dla pewności gazetą, a potem wznosiłam modły do nieba, żebym w drodze do kasy nikogo nie spotkała.

- O rany, też tak miałam! Zwłaszcza w czasach gimnazjum i liceum. Wtedy jeszcze było sporo sklepów, w których towary podawały ekspedientki i trzeba było jakoś z siebie wydusić albo wymamrotać, że się chce kupić podpaski.

Ja wstydziłam się bardzo. Zazwyczaj prosiłam o kupowanie podpasek mamę, która często mówiła mi wtedy, że ja się wstydzę iść do sklepu i kupić co potrzebuję, a kiedyś babcia szyła sobie podpaski z jakichś gałganków. Zresztą wiem, że i mama musiała w młodości kombinować, bo czasem brakowało nawet waty.

- Temat wstydu pojawia się w kontekście miesiączki naprawdę bardzo, bardzo często. Myślę sobie, że po części wynika z niewiedzy, dlatego edukacja menstruacyjna jest tak ważna. To wiedza, do której nie mają dostępu nawet wszystkie dziewczyny, a co dopiero mówić o chłopakach. Pamiętam, jak w podstawówce krzyczeli za nami: "ej laska, podpaska ci klaska"; niektóre dziewczyny nie wiedziały, co to ma znaczyć, inne były zawstydzone. Jeśli chłopcy, których przecież temat miesiączkowania interesuje, co wiem, bo sama prowadzę warsztaty, nie otrzymają solidnej dawki wiedzy, mogą zacząć tworzyć jakieś własne przekonania. Na przykład takie, że krew miesiączkowa jest "brudna", że miesiączka to prawie jak kupa. Zauważyłam, że najlepiej do tego tematu podchodzą chłopcy, którzy mają siostry - one zazwyczaj odpowiednio "dbają" o edukację braci, więc później młodzi mężczyźni mają już luz - nie brzydzą się krwi, pójdą partnerce po podpaski czy leki przeciwbólowe. Ale znam i takich, którzy niemal nie zbliżają się "w tym czasie" do swoich żon czy dziewczyn.

Byłam kiedyś świadkiem takiej sytuacji - koleżanka rozpakowywała zakupy, położyła na stole paczkę podpasek. Jej narzeczony natychmiast to zarejestrował i powiedział: "ale nie kładź mi TEGO na stole, zanieść TO gdzieś". Nawet kiedy ci to opowiadam myślę sobie, że to tak absurdalne, że przecież nie mogło się wydarzyć.

- To, co mówisz, w ogóle mnie nie dziwi. A przecież chłopcy, z którymi pracuję, czwarto- i piąto-klasiści, mają naprawę otwarte głowy, są ciekawi wszystkiego - i przebiegu cyklu, i artykułów menstruacyjnych. Dając im wiedzę na pewno przyczyniamy się do dekonstrukcji tego tabu, które związane jest z miesiączką.

Mam cię za ekspertkę w temacie, dlatego zadam to pytanie, choć wiem, że siłą rzeczy odpowiedź będzie uproszczona:  dlaczego miesiączka była - i nadal jest - objęta tak silnym tabu?

-  Na podstawie wielu lektur mogę wysnuć hipotezę, że to tabu narodziło się, ponieważ dawniej ludzie zwyczajnie nie rozumieli, jak to jest, że mniej więcej połowa grupy raz w miesiącu krwawi, ale nie umiera. Być może myśleli, że ma to związek z magią, być może ciemnymi mocami. Zaczęto więc praktykować rytualne wyłącznie ze społeczności kobiet w trakcie krwawienia, nadając im przy okazji specjalny status, w pewien sposób związany ze sferą sacrum. Miesiączka stała się tabu w tym sensie, że była czymś niezrozumiałym, co mogło budzić pewien respekt. Być może z czasem myślenie się zmieniło - krwawienie zaczęto identyfikować z chorobami, a więc miesiączkujące kobiety, jako potencjalne źródło zakażenia, na czas krwawienia izolowano. Dziś może nam się to wydawać śmieszne czy naiwne, ale po pierwsze, ludzie dawniej na pewno nie mieli takiej wiedzy o cyklu, jaką mamy my. Po drugie, przypuszczam, że kobiety nie miesiączkowały dawniej co miesiąc, choćby dlatego, że nie było skutecznej antykoncepcji, więc ciąże zdarzały się często, potem kobiety ileś miesięcy karmiły, a więc nie miały miesiączki. Taka nieprzewidywalność krwawień też mogła budzić w ludziach strach. Do tego mogła też dochodzić zazdrość mężczyzn o to, że to kobiety wydają na świat nowe życie i że mają nad nim panowanie. Wtedy łatwo o stygmatyzację różnych aspektów cielesności związanych z ciałem kobiet.

Kiedy mówiłaś o sferze sacrum, pomyślałam sobie o czystości rytualnej, zresztą niedawno rozmawiałam o niej z Miriam Synger, Żydówką ortodoksyjną z Krakowa, która tłumaczyła mi, że kobieta w okresie krwawienia jest nie tyle "nieczysta", ile właśnie "nieświęta". A w małżeństwach ortodoksyjnych "taharat hamiszpacha, czyli "świętość rodzinna" są bardzo ważne - stąd np. Żydówki po miesiączce chodzą do mykwy, by się rytualne oczyścić. Natomiast w chrześcijaństwie temat menstruacji w zasadzie nie występuje.

- Czytałam, że to dlatego, że chrześcijaństwo położyło akcent na dziewictwie - Maryi, a potem reszty kobiet. To sprawiło, że tematy związane z miesiączką tradycyjnie są raczej pomijane.

A tymczasem Żydówki ortodoksyjne po miesiączce i odliczeniu kilku dodatkowych dni, co miesiąc chodzą do mykwy, żeby dokonać rytualnego oczyszczenia. Wiem od znajomych Żydówek, że w wielu krajach mykwy wyglądają jak SPA, które oferują np. także zabiegi pielęgnacyjne, a one same traktują te wyjścia jako odpoczynek.

- Bo miesiączka może być bardzo dobrym narzędziem do tego, by nauczyć się zwalniać, odpoczywać, słuchać swojego ciała. Jednak od razu wyjaśnię, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkie możemy sobie na to pozwolić. Tym z nas, które pracują w wolnych zawodach i zdalnie, łatwiej zaplanować czas tak, by podczas pierwszych dni krwawienia zwolnić. Jednak, patrząc na całe społeczeństwo, kobiet, które mogą wtedy tak naprawdę odpoczywać, jest niewiele. Klienci w sklepach muszą być obsłużeni, pacjenci w szpitalach leczeni, dzieci w przedszkolach zaopiekowanie. Dlatego choć całym sercem zgadzam się z tym, że powinniśmy zwolnić, bo się wszyscy systemowo zajeżdżamy, to wiem, że kontekst życia jest ważny i nie każda z nas może sobie pozwolić na życie w zgodzie ze swoją cyklicznością. To szlachetna idea, ale życie jest skomplikowane.

Wiesz, kiedy myślę sobie o takiej kobiecie-wszechogarniaczce, która stara się być "na 100 proc." i w pracy zawodowej, i w domu, przychodzi mi do głowy, żeby zacząć od małych kroków. Może nie trzeba od razu brać urlopu, za to po przyjściu do domu powiedzieć rodzinie: "mam miesiączkę, gorzej się dziś czuję" i bez wyrzutów sumienia zalec na kanapie. To też scenariusz nie dla każdej z nas, ale dla wielu może być początkiem jakichś zmian.

- Tak, masz rację, na początku dbania o siebie można potraktować miesiączkę jako pretekst do odpoczynku i przyjmowania pomocy, opieki czy troski. To zresztą jeden z tematów, który "wypływa" przy okazji rozmów o miesiączce: dla jednych to czas, w którym potrzebują zwolnienia, a dla innych nie. Myślę, że mając tego świadomość możemy oszczędzić sobie później takich porównań - skoro mnie nie boli i w trakcie miesiączki nie przerywam nawet treningów sportowych, to na pewno wszyscy czują się tak samo. Bo jeśli nie, to albo się nad sobą użalają, albo przesadzają, albo kłamią.

Kiedy powiedziałam znajomej, że będę z tobą rozmawiać o miesiączce, zapytała "a o czym tu gadać? Wkładasz podpaskę, połykasz tabletkę i tyle. Kobiety zawsze miały miesiączkę i jakoś sobie radziły". Ja jednak mam wrażenie, że miesiączka to tak wielki temat - rozmawiamy i o fizjologii, i o psychologii, i o systemie, w którym żyjemy.

- O tak, mój ulubiony argument - "kiedyś to było". Pewnie, że jakoś było, ale czy lepiej? Kiedy spotykam się z opiniami podobnymi do tej, którą usłyszałaś od znajomej, myślę sobie, że, być może, jako dorośli zapominamy, jak ogromną zmianę przynosi miesiączka. Mają te 12 czy 13 lat mamy ciała, które są już jakoś oswojone. I wtedy pojawia się miesiączka, zupełnie nowy proces, kompletnie niezależny od naszej woli, którego nie można kontrolować. Wraz z miesiączką mogą pojawić się choćby PMS, wahania hormonalne sprawiające, że przed krwawieniem pogarsza się cera, bolesne skurcze, które wyłączają z życia albo zmuszają do sięgania po tabletki. A na dodatek to nie jest jednorazowe wydarzenie, jak wypadnięcie zębów mlecznych, ale coś, co będzie się powtarzało przez wiele, wiele lat. Rozmawiając nie tylko o tym, dlaczego miesiączkujemy, ale także o tym, jakie emocje mogą temu towarzyszyć, co jest normalne i zdrowe, a co niepokojące, oszczędzamy młodym osobom lęku, wstydu, niepokoju. Nie będą musiały z przerażeniem zastanawiać się, co się z nimi dzieje.

Myślę, że dla kogoś to będzie błahostka, ale sama pamiętam, że, wiele lat temu, usiłowałam dowiedzieć się, czy nie tracę zbyt wiele krwi. Natrafiałam na ilości podawane w mililitrach, a ja nie miałam w domu miarki, albo w łyżkach stołowych, które co prawda miałam, za to pojęcia, jak je niby wykorzystać do odmierzania - już nie.

- Może to duże słowo, ale głęboko wierzę w to, że pozbawione braku wiedzy o miesiączce jesteśmy trochę jak analfabetki - nie znamy swojego ciała, jego funkcji; nie rozumiemy, jak procesy, które zachodzą w naszym ciele, mogą wpływać na psychikę.

Przyszło mi jeszcze do głowy, że miesiączkowania trzeba się nauczyć, wypracować własne strategie na radzenie sobie. Na przykład - jak wstać rano z łóżka tak, by nie zakrwawić pościeli? Istnieje pewien charakterystyczny sposób wstawania po dłuższym siedzeniu czy leżeniu, który pewnie znają kobiety, które obficiej krwawią.

-  Ależ oczywiście, każda dziewczyna, kobieta czy osoba menstruująca z czasem wypracowuje sobie własne strategie na przeżycie miesiączki. Wybiera najlepsze dla siebie artykuły menstruacyjne, bo wie, jakie ma do wyboru - może będzie wolała podpaskę, a może kubeczek menstruacyjny. Wybiera najlepsze dla siebie sposoby łagodzenia bólu - czy to tabletki, łagodne ćwiczenia, leżenie pod kocem z termoforem. No i szuka pomocy, jeśli czuje, że cos jest nie tak.

- Pomyślałam sobie jeszcze, że rozmawianie o miesiączce nie jest jedynym sposobem na to, by się z nią oswajać. Bardzo popularne są inicjatywy typu "Różowa skrzyneczka" - to pojemniki zawierające podstawowe artykuły menstruacyjne, które można znaleźć w rozmaitych miejscach - szkołach, bibliotekach, restauracjach. Są ratunkiem w sytuacjach, kiedy zapomniało się podpasek, miesiączka zaczęła się niespodziewanie, albo po prostu nie mamy pieniędzy na artykuły menstruacyjne. Bo umówmy się - ubóstwo menstruacyjne jest faktem, nawet jeśli komuś nie mieści się w głowie, że można nie mieć w miesiącu tych 15 złotych na dwa opakowania podpasek czy tamponów.

Wierzę, że nie można - brałam kiedyś udział w zbiórce produktów dla osób w kryzysie bezdomności. Koordynatorki przypominały, żeby pamiętać również o podpaskach, bo to towar deficytowy, a bardzo, bardzo potrzebny.

- Oraz podstawowy. Dlatego kiedy wysyła się pomoc materialną - na terany objęte działaniami wojennymi, do  obozów dla uchodźców czy do miejsc, w których wydarzyły się klęski żywiołowe - wszędzie tam trzeba też wysyłać artykuły menstruacyjne. W niewyobrażalnym stresie, jaki towarzyszy takim wydarzeniom, możliwość godnego przeżycia miesiączki ma naprawdę niebagatelne znaczenie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: miesiączka | okres | endometrioza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy