Oliwia Dobrzyńska: „Musimy przestać patrzeć na psa, jak na coś, co nas blokuje”
Oliwia Dobrzyńska to podróżniczka, która Polskę przemierza vanem ze swoim mężem Łukaszem Maksymowiczem, zwanym Maksem i dwoma psami – Boną i Colą. Ta fantastyczna czwórka z vana stała się inspiracją dla innych opiekunów psów, którzy chcą podróżować ze swoimi zwierzętami. Oliwia tę pasję uwiecznia na profilu instagramowym i w książce, która jest turystycznym przewodnikiem stworzonym… pod psy. „Wędrówki z psem” to opowieść o magicznych miejscach na mapie Polski, które zachwycą nie tylko ludzi, ale także ich pupili. W rozmowie z Interią Oliwia Dobrzyńska opowiedziała o swojej niezwykłej relacji z psami i o tym, jak wygląda podróżowanie z nimi od podszewki.
Karolina Iwaniuk: Od Bony, twojego pierwszego psa, wszystko się zaczęło. We wstępie swojej książki "Wędrówki z psem", mówisz, że ten pies był spełnieniem dziecięcego marzenia. W dzieciństwie, w nastoletnim życiu nie miałaś psa. Pojawił się on dopiero, kiedy byłaś już dorosła. Skąd więc w ogóle pragnienie opieki nad psem?
Oliwia Dobrzyńska: - Zawsze lubiłam zwierzęta i od małego znosiłam je do domu, nawet żaby czy chrząszcze. Rodzice widzieli moją miłość do zwierząt i w końcu się ugięli, żebym jakieś naprawdę miała w domu, nie tylko na chwilę, ale nie podarowali mi psa... tylko kota. W naszym rodzinnym domu pojawił się perski kot i przez całe życie myślałam, że jestem kociarą, bo na studiach sprawiłam sobie kolejnego, mając już w tym temacie doświadczenie. Zawsze jednak w tej relacji z kotem czegoś mi brakowało. Tym czymś okazała się interaktywność. To nie znaczy, że z kotem nie można nawiązać więzi, absolutnie nie o to chodzi. Jednak jest to zupełnie inny rodzaj kontaktu niż z psem. Właśnie tego podświadomie mi brakowało.
Bony nie byłoby też w twoim życiu, gdyby nie twój mąż, Łukasz Maksymowicz, zwany przez ciebie Maksem, prawda?
- Tak. U Maksa właśnie z kolei zawsze w domu były psy i jak zaczęliśmy być razem, widziałam, jak on lubi zwierzęta. Któregoś dnia po prostu zapadła decyzja, coś "kliknęło", że chcemy mieć psa. Zrozumiałam wtedy, że to jest to moje podświadome, niespełnione marzenie dzięki Maksowi. Zabawne jest to, że kiedy zaczęliśmy szukać odpowiedniej hodowli rasy, która nas interesowała, czyli Border Collie, to mnie urzekł jeden szczeniak z heterochromią (przyp. red. wada wrodzona oczu polegająca na różnobarwności tęczówki) i to właśnie była nasza Bona. Maks nie podzielał mojego entuzjazmu i wolał wybrać psa we wzorcu rasy, czyli o brązowych oczach. Jednak jak pojechaliśmy zobaczyć szczenięta do hodowli, to właśnie nasza Bona o różnokolorowych oczach skradła serce Maksa. Tak po prostu miało być.
W waszym życiu pojawiła się też Cola. Dlaczego zdecydowaliście się na drugiego psa tej samej rasy, co Bona?
- Od początku marzyliśmy o tym, żeby mieć więcej niż jednego psa, ale nie wiedzieliśmy, czy damy sobie radę. Dlatego najpierw chcieliśmy zobaczyć, jak my sobie radzimy z psem, ale też jaka będzie Bona. Okazała się dla nas psem idealnym, więc już wiedzieliśmy, że chcemy drugiego psa tej samej rasy, by zwiększyć prawdopodobieństwo dopasowania psów pod kątem temperamentu. Przyznam szczerze, że szukałam wtedy już psa także ze względu na wygląd, co dziś uważam za swój błąd. Kierowałam się umaszczeniem, bo marzył mi się brązowy Border Collie. Dziś nie popełniłabym tego samego błędu i mówię to po to, by przestrzec przed stosowaniem tego kryterium inne osoby. Dziś już nie kierowałabym się wyglądem, a przede wszystkim charakterem psa i tym, jak hodowca od samego początku socjalizuje szczenięta. Cola ma lękowe problemy, co jest sporym wyzwaniem. Choć początkowo ta lękliwość Coli była przeszkodą w podróżowaniu, to dzięki naszej pracy, uporowi, te podróże rozwijają Colę i pomagają jej przezwyciężyć lęki. Czy czasami jest trudno? Jest, ale uważam, że warto starać się, pokonywać wyzwania i pracować z psem, dawać mu ciekawe życie mimo ograniczeń.
Decyzja o opiece nad psem to dopiero początek wspólnej drogi. Potem pojawia się budowanie relacji z psem. Co dały ci twoje psy, co wniosły do twojego życia?
- Całe moje życie zmieniło się od momentu dołączenia do naszej rodziny Bony. W momencie podjętej decyzji o kupnie psa, wiedzieliśmy też, że zmienimy miejsce zamieszkania - przeprowadzaliśmy się z bloku do domu. Bona jednak początek swojego życia spędziła w bloku i tu już widziałam zmianę mojej codzienności - w końcu poznałam wszystkich sąsiadów, bo każdy interesował się szczeniakiem. Dzięki psu nawiązałam nowe znajomości. Ale druga rzecz, która bezpośrednio wiąże się z naszym stylem życia, to poznanie zasad podróżowania z psem.
Kupując psa nie byłam świadoma tego, że będzie nas spotykać tyle ograniczeń w kontekście wchodzenia gdzieś z psem, zwiedzania z nim różnych lokalizacji. Dopiero jak Bona do nas dołączyła, zaczęłam orientować się gdzie nas wpuszczą z psem, a gdzie nie. Gdzie musimy dodatkowo zapłacić za jej obecność, a gdzie nie. Wtedy też zaczęłam prowadzić moje konto na Instagramie "Wędrówki z psem". Wszystko poszło jednym torem, nic nie działo się osobno - najpierw spełnienie marzenia o psie, wspólne podróżowanie, Instagram oparty o naszą wspólną przygodę i finalnie książka, o której też... zawsze marzyłam.
Wcześniej robiłam dwa e-booki, ale to jest dla mnie coś nienamacalnego, a ja chciałam książkę, taką... papierową, nie wirtualną. Długo się do niej przygotowywałam. To jest naprawdę pewne podsumowanie mojej całej pracy, mojego życia i pasji.
Mówisz o trudnościach podróżowania z psem. Co cię zaskoczyło?
- Szczerze mówiąc biorąc Bonę, nie zrobiłam odpowiedniego rozeznania w kontekście podróżowania z psem. Mimo trudności, nie miałam w sobie poczucia, że Bona mnie blokuje, tylko raczej uznałam, że to jest wyzwanie i muszę się do nowej rzeczywistości z psem dostosować.
Zmiana, choć nie potraktowana przez ciebie jako problem, a jako wyzwanie, mogła cię jednak zaskoczyć i pozytywnie i negatywnie.
- Jak zaczęliśmy podróżowanie z Boną 5 lat temu, to w Polsce nie było jeszcze aż tylu psiolubnych miejsc, w tym restauracji. Wtedy, jak jakaś restauracja nas wpuszczała, to musieliśmy zajmować miejsce w ogródku restauracyjnym, a nie w środku i nie było to podyktowane zachowaniem psa, a samą jego obecnością. W ogródku jest fajnie, jak jest ciepło, ale w miesiącach zimniejszych? Zauważyłam wtedy, że przestaliśmy z tego powodu chodzić z Boną do takich miejsc.
Negatywnym zaskoczeniem byli jeszcze wtedy niektórzy ludzie. Dziś ta świadomość zachowania względem obcego psa rośnie, ale na początku dziwiły mnie wyciągane bez pytania ręce w kierunku mojego psa. Ludzie chcieli głaskać Bonę, czy Colę, nie pytając o to. Z jednej strony to jest miłe, kiedy ktoś podziwia Twojego psa, ale można to zrobić inaczej, nawet zapytać, odezwać się. Takich zaczepek mieliśmy w ciągu jednego wyjścia naprawdę sporo i to nas stopowało w realizacji naszych planów.
Idąc z punktu A do punktu B byłam zaczepiana kilka razy razem z psem, a przecież też nie zawsze musimy mieć ochotę nawet z kimś rozmawiać, bo albo my, albo nasz pies źle się czujemy, jesteśmy zmęczeni. Niektórzy w danej atrakcji turystycznej traktowali nas jak... dodatkową atrakcję "piesek w muzeum", "piesek zwiedzający zamek".
Restauracje i inni turyści to jedno. A co z bazą noclegową, gdy podróżujemy z psem?
- Na przestrzeni pięciu lat wiele się zmieniło. Pojawiło się zdecydowanie więcej psiolubnych hoteli. Są nawet strony internetowe dedykowane osobom szukającym noclegu z psem, żeby łatwiej taki hotel znaleźć i to jest super, bo na samym początku naszego podróżowania z psami, miałam taką sytuację, że po zarezerwowaniu hotelu, sprawdzeniu, czy to miejsce akceptuje psy, okazało się, że zdaniem właściciela noclegu, nasz pies jest za duży. Raz też usłyszałam, że pies ok, ale tylko jeden. Dlatego to takie ważne, żeby sprawdzać dokładnie wytyczne hoteli, pytać o nie. Ja uczyłam się na własnych błędach, teraz już jestem mądrzejsza o te doświadczenia. Traktuje je jako lekcje podróżowania z psami.
Podróżowanie z psem może być wyzwaniem, tak jak mówisz, ale jakie momenty, sytuacje dają ci siłę i sprawiają, że myślisz o tym, jako o swojej pasji. Co napędza cię w dalszym ciągu do podróżowania z psami?
- Takich sytuacji było bardzo wiele, zdecydowanie więcej niż tych przeszkód. Nawet w ostatni weekend doceniłam to, że my tak naprawdę w każdej chwili możemy sobie pozwolić na taki spontaniczny wyjazd. Doceniam to, że nasze psy lubią i potrafią jeździć autem. To trochę nasza zasługa, że je do tego przyzwyczailiśmy, ale też jest to zrządzenie losu, że akurat takie psy bez problemów z chorobą lokomocyjną znalazły się w naszym podróżniczym życiu. Doceniam też to, że odkąd zdecydowaliśmy się na podróżowanie Vanem, jesteśmy bardzo niezależni. Mamy swój mały dom na kółkach, który daje nam niesamowitą możliwość zwiedzania Polski z psami.
Zmieniła się forma waszego podróżowania odkąd dołączyły do was psy?
- O dziwo nie. Razem z Maksem zawsze lubiliśmy wybierać miejsca do zwiedzania, podróżowania, które są bliżej natury. Rzadziej jeździliśmy do wielkich miast, a raczej ciągnęło nas nad jeziora, do lasu i w góry. Pierwszy nasz wspólny wyjazd, jeszcze bez psów, był do Norwegii, gdzie dosłownie zatopiliśmy w pięknie tamtejszej natury, nie w mieście. Ta też zaczęła się moja pasja do podróżowania autem, jeszcze wtedy autem osobowym, ale już wtedy wiedziałam, że marzę o podróżowaniu vanem. Nie wiedziałam jednak, że to będzie podróżowaniem vanem z psami, co dopiero da mi taką pasję, siłę i poniekąd pracę. Widzę też, ile podróżowanie daje naszym psom. Lękowa Cola zalicza progres za progresem. Staram się zabierać Bonę i Colę w różne miejsca, by uczyły się nowych rzeczy, nawet kiedy nie jest to dla nich łatwe.
Czwórka z vana - dwoje ludzi i dwa psy - robi rocznie około 30 tysięcy kilometrów. Nie masz ochoty czasem odpocząć od tak intensywnego podróżowania?
- Czasem tak. Czasem chcę usiąść na kanapie, bo my każdy weekend spędzamy w drodze, a urlop rozplanowany jest tak, że nie ma nawet możliwości modyfikacji tego planu. Ale paradoksalnie, kiedy już usiądę na tej kanapie, to czuję, że coś mi ucieka, umyka z tego życia, że tyle pięknych miejsc czeka na mnie i na moje psy.
W swoich mediach społecznościowych pokazujesz niesamowite, piękne zdjęcia i nagrania z podróży. Jednak twój profil na Instagramie, a teraz i książka "Wędrówki z psem", to nie tylko zdjęcia. To też historie, czasami niełatwe. O tym też mówisz w swoich mediach.
- Staram się skupiać w naszym życiu na pięknych, pozytywnych chwilach, ale oczywiście, że życie jest po prostu życiem i zdarzają się trudne momenty. Jednym z nich było to, kiedy Cola zachorowała. Po kastracji, która też była dla nas zaskoczeniem, bo decyzję o niej musieliśmy podjąć nagle w wyniku nieszczęśliwego zdarzenia, Cola zachorowała na niedoczynność tarczycy w związku z zaburzeniami hormonalnymi. Początkowo nie wyłapaliśmy objawów, ale punktem kulminacyjnym był atak epilepsji Coli. To były najgorsze momenty w naszym wspólnym życiu, kiedy podczas ataku próbowałam pomóc Coli i krzyczałam o pomoc, ale Maks, który był w tym czasie w garażu, nie słyszał moich krzyków. Te minuty, które dla mnie trwały wieczność, zostaną na zawsze w mojej pamięci. O tym też pisałam w moich mediach, więc tak - mój Instagram to nie tylko piękne zdjęcia, to też nasze życie.
To wydarzenie było testem dla waszego stylu życia.
- Zdecydowanie. Wtedy po ataku epilepsji zaczęła się cała diagnostyka Coli, większość naszego życia była dopasowana pod tego psa, żeby mogła zostać otoczona opieką lekarską i żeby w spokoju doszła do siebie. Kiedy widziałam, że leki skutkują, ma coraz lepsze wyniki, to powoli wracaliśmy do naszych podróży, ale były to zdecydowanie bliższe wyjazdy, w naszej okolicy. Na pewno nawet tak trudna sytuacja jak ta z Colą, nie zatrzymała nas w realizacji naszych marzeń, ale w tym czasie najważniejsza była Cola. To też jest aspekt życia z psem, którego ja traktuje jak członka rodziny.
Twoja książka doskonale to pokazuje. Podróże w pełni są dostosowane pod możliwości i potrzeby Bony i Coli. Zwiedziliście razem z psami 87 opisanych w książce lokalizacji, a w rzeczywistości jest ich o wiele więcej. W Polsce podróżowanie, zwiedzanie z psem staje się coraz popularniejsze, ale jak myślisz, co musi się jeszcze zmienić, żeby ludzie chętniej w naszym kraju podróżowali z psami?
- Moim zdaniem ludzie, opiekunowie, muszą przestać patrzeć na psa jak na coś, co ich blokuje. To jest członek rodziny, pod którego, niemal jak pod dziecko, należy dostosować, zmodyfikować nasze plany, ale nie wykluczyć ich całkowicie. My musimy w tę relację zainwestować. I tak, możemy narzekać na niewystarczającą bazę hotelową, czy ofertę restauracyjną, albo ograniczenia wynikające z zakazu wejścia na dany teren z psem, ale możemy też zacząć od siebie, zacząć od modyfikacji oczekiwań i szukania innych rozwiązań. Dużo ludzi kupujących psa mam wrażenie, że z jednej strony chce go mieć, ale z drugiej myślą o psie jak o blokerze i moim zdaniem to musi się zmienić. Zmiana myślenia w naszym społeczeństwie o psie i posiadanie bardziej otwartej głowy.
Trzeba też pamiętać, że mamy różne psy. Nie każdy musi przecież podróżować jak ja z Maksem i naszymi psami. Po to jest też moja książka, żeby zobaczyć atrakcje bliżej nas, naszej lokalizacji, żeby nie jechać z nim na drugi koniec Polski. Wybierzmy na początek coś, co jest w zasięgu naszych możliwości z psem. Od czegoś trzeba zacząć, nawet jeżeli jest to 20-minutowa podróż autobusem miejskim, czy tramwajem z psem.
Chociaż chęć podróżowania z psem rośnie wśród Polaków, to jednak przed wakacjami mamy rosnącą ilość psów w schroniskach. Porzucanie psów przed wakacjami wciąż jest niestety częstą praktyką w Polsce.
- Myślę, że jako ludzie podejmujemy dużo nieświadomych decyzji. Potem jesteśmy zaskoczeni konsekwencjami tych decyzji na najbardziej oczywistych polach. Ja uważam, kolejny raz to podkreślę, że pies jest członkiem mojej rodziny i decydując się bardzo świadomie na tego psa, myśli już dwa kroki do przodu. Myśli o tym, że za kilka miesięcy, za kilka tygodni są wakacje i co wtedy z tym psem. Niektórzy jednak wciąż o tym nie myślą i jest to pokłosie braku świadomości obowiązku, jakim jest życie z psem. Moja książka, przewodnik po Polsce, po psiolubnych miejscach jest jednym z gotowych rozwiązań dla tych, którzy nie do końca wiedzą, jak spędzić wyjazd, wakacje z psem, Naprawdę się da i warto rozważyć to przed majówką czy wakacjami. Jestem przekonana, że takie podróże z psem mogą stać się dla wielu osób pasją, tak jak stało się to w moim przypadku.