Botwinka, moje marzenie
Nie wiem, czemu, wiele osób uważa, że botwinka to wyłącznie młode, kwaskowate listki. No nie, bulwy też!
I jeżeli komuś przez zimowe i wiosenne miesiące marzyło się carpaccio z buraka (ugotować na parze, obrać, pokroić na cieniusieńkie plasterki i skropić kremem z balsamico - mmm, pychota!), to właśnie teraz ma szanse, by zrealizować swoje najdziksze fantazje!
Botwinka jest doskonałością, dowodem na istnienie Boga, może być jedzona w sałatce, albo w zupie, jak kto lubi.
W tradycyjnej kuchni oczywiście gotowana botwinka jest dobrze znana, ja polecam ją na surowo, na przykład jako jeden ze składników "wielkiej sałaty" (gdzie mieszamy ją z rukolą, szczawiem, mangoldem, sałatą dębową, młodymi liśćmi mniszka, jasnymi listkami lipy i innymi cudami; do tego sos winegret i gotowe!).
Wyjątkowo delikatne młode pędy o kwaskowym posmaku harmonijnie łączą się ze śmietaną i koperkiem w chłodniku lub w gotowanej zupie.
Którą najlepiej jeść na tarasie lub w ogrodzie, wtedy uroda życia jest pełna. W ogóle, jedzenie na dworze wyostrza zmysły, dopiero wtedy można w pełni docenić smak...
Magda Gessler