Hamburger? Uwielbiam!
Jeśli komuś hasło hamburger kojarzy się tylko z tuczącym fast foodem w plastikowej bułce i z plastikowym serem, to ja mu serdecznie współczuję. Bo to znaczy, że nie próbował nigdy prawdziwego hamburgera - a to wielka strata. I trzeba ją szybko nadrobić.
Ja hamburgery kocham! Cudowna wołowina, słodkawa cebula - świeżo upieczone, żadnego starego oleju. Sama poezja. Chwałę wynalezienia hamburgera przypisują sobie Amerykanie. W dodatku kandydatów do tytułu wynalazcy jest całkiem sporo.
W 1885 roku między dwie kromki chleba zaczął mięso wkładać niejaki Charlie Nagreen z Seymour w stanie Wisconsin - dziś w tej miejscowości jest nawet coś w rodzaju muzeum hamburgera! Mniej więcej w tym samym czasie Frank i Menches Charles z Ohio zajmowali się sprzedażą kanapek z kiełbasą. Kiedyś kiełbasy zabrakło, wpadli więc na pomysł wykorzystania wołowiny. Zmieloną doprawili i sprzedawali w kromkach chleba. Kiedy ktoś zapytał o nazwę tej potrawy, wzrok Franka padł przypadkiem na reklamę targów w Hamburgu. - Hamburger! - wypalił więc bez wahania.
Potem był jeszcze Louis Lassen z Connecticut, który przyrządzał hamburgery, mieląc wołowinę, która została mu z wyrobu steków i jako pierwszy sprzedawał kanapki hamburger, a nie mięso w pieczywie. A prawdziwą popularność to może niezbyt wykwintne, ale pyszne danie zdobyło w 1904 roku na Wystawie Światowej w St. Louis, kiedy to pokochały je tłumy zwiedzających.
Ja pierwszego hamburgera jadłam w Madrycie, a potem próbowałam, gdzie mogłam, omijając oczywiście dużym łukiem fastfoodowe giganty. I na ogół nie spotykało mnie rozczarowanie.
Jedne z moich ulubionych to hamburgery w kanadyjskiej restauracji Four Seasons. Zamiast jednego dużego podają tam trzy małe, a wołowina zmieszana jest z foie gras. Genialne!
Ważne są też sosy. Jadłam świetne hamburgery z sosem bolońskim, z guacamole - to teraz hit w Stanach - ale uważam, że najlepszy jest ketchup. Ale nie byle jaki kupiony gotowiec, tylko aromatyczny, zrobiony w domu - z dodatkiem białego wina, imbru, octu winnego, miodu, kolendry, kardamonu... Obłęd.
Magda Gessler