Ukryty klejnot mieszkań z czasów PRL-u. Kiedyś był w każdym polskim domu, dziś odchodzi do lamusa
W czasach PRL-u meblościanka była niekwestionowaną królową salonu. Jej ukrytym klejnotem był barek. Ten synonim luksusu w szarej rzeczywistości pozwalał poczuć się jak bohaterowie zagranicznych filmów. Otwierało się go od święta, prezentując mimochodem gościom kolekcję często napoczętych trunków. Cofnijmy się w czasie, by odkryć klimat mieszkań z epoki, w której barek miał swoje pięć minut.

Spis treści:
Klimat mieszkań z czasów PRL. Bez barku ani rusz
W czasach PRL-u wszystkie mieszkania wyglądały podobnie. W salonach standardem był dywan, stoły zastąpiły niskie ławy i niewielkie fotele. Te siedziska, zwane "liskami" dziś są prawdziwym rarytasem, a w latach 60. stały w każdym polskim domu. W małych mieszkaniach stawiano na oszczędność miejsca, stąd modne stały się pawlacze, półkotapczany i meblościanki, które obowiązkowo posiadały barek.
Ten obraz dopełniały kryształy w witrynie, obrusy na stole i serwetki na telewizorach. Młodzież miała w swoich pokojach plakaty idoli, które też u wszystkich były podobne. Nic dziwnego - pochodziły z tych samych gazet. Na ścianach młodych ludzi często wisiały słomiane maty, do których przyszpilano zdjęcia, proporczyki czy odznaki. Królowymi kwiatów doniczkowych były paprotki stojące w metalowych, czarnych kwietnikach. Popularne były też sansewierie i monstery, które dziś przeżywają swój renesans.
Ponieważ meble i dodatki produkowane były masowo, polskie mieszkania wyglądały bardzo podobnie, przynajmniej dla nas. W PRL-u już pierwszy rzut oka pozwalał odróżnić, czy gospodarze są majętni, czy wpisują się w średnią krajową. Polskie fabryki produkowały często meble na eksport, o bogatszym wzornictwie i lepszej jakości. Nie wszyscy mogli sobie jednak pozwolić na kupno "odrzutów z eksportu". Meblościanki na wysoki połysk czy kompletów wypoczynkowe z imitacji skóry zdobiły najczęściej wnętrza oficjeli.
Meblościanka. Królowa PRL-owskich salonów
Meblościanka pojawiła się w polskich domach w latach 60. jako odpowiedź na potrzeby mieszkańców bloków. Właśnie zaczynały się złote lata wielkiej płyty i oszczędności materiałów. Oznaczało to mniejsze metraże, niższe mieszkania i ślepe kuchnie. Nie było mowy, aby zmieściły się w nich wielkie szafy, ciężkie, rodzinne stoły i bieliźniarki. Nie sposób było ich nawet wnieść przez wąskie klatki schodowe.
W wystroju wnętrz chodziło o to, żeby zmieścić jak najwięcej rzeczy, zajmując minimalną ilość podłogi. W 1961 roku ogłoszono konkurs na zaprojektowanie mebli do mieszkań z wielkiej płyty. Wyróżnienie otrzymała meblościanka projektu małżeństwa Kowalskich. Był to mebel modułowy, który można było składać od podłogi aż po sufit, dowolnie zmieniając w nim układ szafek i półek. Swobodnie można było w nim przechowywać ubrania, książki, naczynia i sprzęt RTV. Z czasem w meblościance pojawił się barek.
Pojęcie "meblościanki Kowalskich" funkcjonuje do dziś. Wiele osób myśli, że chodzi w nim o nazwę mebla przeciętnego Kowalskiego. Tymczasem kryje się za nim nazwisko twórców. Meblościanki zaczęto produkować na skalę przemysłową, wkrótce zagościły w każdym polskim domu i stały się symbolem funkcjonalności. W jednym meblu łączyły szafę, regał, witrynę i barek. Zagrały w wielu polskich filmach i serialach: widzimy je w kultowych produkcjach Barei czy w starszej wersji w filmie "Małżeństwo z rozsądku".
Barek. Ukryty skarb w meblościance
W każdej PRL-lowskiej meblościance ważnym elementem był barek. Znajdował się zazwyczaj na wysokości wzroku i był zamykany od góry, w przeciwieństwie do innych szafek zamykanych z boku. Przy otwieraniu wydawał charakterystyczne kliknięcie, nie sposób więc było go otworzyć w sposób niezauważalny. Barek był jedynym elementem meblościanki zamykanym na kluczyk. Jego otwieranie stanowiło więc pewien rytuał.
Nie był to zwykły schowek, lecz symbol statusu. W czasach, gdy dostęp do zagranicznych trunków był ograniczony, posiadanie w barku koniaku z NRD czy wódki z Peweksu było powodem do dumy. Był też miejscem, gdzie przechowywano "coś na specjalną okazję", często długo czekającą na swój moment.
Gospodarze podczas domowych przyjęć szeroko otwierali swój barek, by gościom nie umknęły szpalery zgromadzonych butelek. Nie miało znaczenia, że niektóre były napoczęte już dawno temu. Zawartość schowka była często komentowana, by sprawić przyjemność gospodarzowi.
Barek w meblościance pełnił też często funkcję sejfu. Wynikało to z faktu, że jako jedyny jej element posiadał kluczyk. Chowano więc w nim kosztowności czy pieniądze w gotówce, które wbrew pozorom nie były tam wcale lepiej chronione. Otwarcie barku bez kluczyka nie stanowiło żadnego problemu dla włamywaczy, którzy często swoje pierwsze kroki kierowali w stronę tego schowka.

Dlaczego barek w meblościance przeszedł do historii?
W dzisiejszych nowoczesnych zestawach meblowych próżno szukać barku. Ustąpił miejsca stojakom na wina czy skrytkach w kuchniach budowanych na wymiar. Zmienił się też nieco nasz styl życia, częściej się przeprowadzamy, więc stawiamy na mniejsze, bardziej mobilne niż meblościanka meble. Nasze wnętrza nabrały lekkości, a wielkie konstrukcje z forniru dają wrażenie przytłoczenia.
Dziś częściej również spotykamy się z przyjaciółmi w restauracjach. Zwyczaj zapraszania gości ogranicza się do świąt, nawet rodzinne uroczystości wyprawiamy często w lokalach. Nie ma więc potrzeby posiadania barku, który odszedł do lamusa. Spotkać go możemy czasem we wnętrzach typu retro, ale zazwyczaj nie jako element meblościanki. Ma postać otwieranego globusa vintage, czasami można spotkać mobilne barki na kółkach z epoki. Wygląda na to, że jest to jeden z tych elementów wystroju wnętrz, z którym pożegnaliśmy się na zawsze.