Agnieszka Cegielska: Umiem pokazać pazurki
Jej eteryczny wygląd nijak ma się do silnego charakteru. Agnieszka prezentuje nam swoje nieznane oblicze i zdradza, że marzy o córce.
Na zewnątrz mróz, a ty masz gołe kostki!
Agnieszka Cegielska: Mnie zawsze jest ciepło. O tej porze roku rozgrzewam się od środka, jedząc ciepłe śniadania z przyprawami takimi jak cynamon cejloński, goździki, kardamon. Piję gorące napary, herbaty z sokiem malinowym i z czarnej porzeczki. Staram się codziennie wspierać swój układ odpornościowy i dzięki temu przeziębienia omijają mnie szerokim łukiem, podobnie jak moich najbliższych. Jeśli jednak odczuwam spadek formy, natychmiast do akcji wkracza kasza jaglana, która wysusza organizm, i czystek w połączeniu z dobrym syropem, na przykład z kwiatów czarnego bzu. Ograniczam też spożywanie nabiału, który zaśluzowuje organizm.
Powiedziałaś kiedyś, że twój dziewięcioletni syn nigdy nie zażywał antybiotyku.
- Od urodzenia mojego synka robiłam wszystko, by stymulować jego układ odpornościowy i wzmacniać go nie tylko jedzeniem, ale też dużą ilością ruchu na świeżym powietrzu. Dla mnie jako mamy fakt, że do tej pory nie musiałam mojemu synowi podać żadnego silniejszego lekarstwa, jest największą radością.
Niedawno wydałaś książkę, w której dzielisz się patentami na życie w zgodzie z naturą.
- Piszę o zdrowotnych właściwościach poszczególnych skarbów natury, które goszczą w moim życiu. W mojej kuchni królową przypraw jest kurkuma. Dodaję ją do zup, sosów, naparów na wzmocnienie odporności. Franek tak się przyzwyczaił do smaku zupy pomidorowej, którą przygotowuję z kurkumą, że jak raz zapomniałam tej kurkumy dodać, to stwierdził, że to nie jest jego zupa. Każdego dnia staram się przemycać do dań bohaterów z mojej książki "Naturalnie", m.in.: czarnuszkę, ostropest, sezam,które wcześniej mielę w młynku. Te naturalne skarby pasują do wielu dań i wzmacniają nasz organizm.
Można żyć zdrowo nawet, gdy atakuje nas smog, a jedzenie napompowane jest GMO?
- To prawda, dużo jest żywności modyfikowanej, przetworzonej, zawierającej konserwanty, z którymi nasz organizm na dłuższą metę sobie nie radzi. W tych czasach mamy wysyp chorób cywilizacyjnych, na rozwój których czynniki środowiskowe mają ogromny wpływ. Nie da się uciec od tego, że jesteśmy tym, co jemy, pijemy, myślimy, czym i kim się otaczamy, bo stres dla naszego zdrowia ma ogromne znaczenie. Jak mówi medycyna chińska: "Stres jest ojcem większości chorób, a matką zła dieta". Dlatego warto pomyśleć m.in. o tym, co w tych czasach ląduje na naszych talerzach.
- Trudno mi zrozumieć, że zapominamy dziś o naszej polskiej dzikiej róży czy czarnej porzeczce, które zawierają najwięcej witaminy C, a wybieramy sok pomarańczowy z drzew, które nie rosną w naszej strefie klimatycznej. A przecież pomarańcze rosną tam, gdzie jest gorąco i wychładzają organizm. Na Teneryfie taki sok daje potrzebne orzeźwienie, co nijak się ma do naszego klimatu. Sok pomarańczowy w styczniu do śniadania i jak tu wyjść na mróz, żeby nie było nam zimno? O tej porze roku zdecydowanie lepiej sprawdzają się herbaty z naszych polskich owoców, ziół: malinowa, żurawinowa z aronii, lipy z dodatkiem soków np. z kwiatów czarnego bzu czy czarnej porzeczki. Tym bardziej, że ta cudowna czarna porzeczka potrzebuje naszego wsparcia. Ponieważ Polacy po nią nie sięgają, coraz częściej jej krzaki są wykopywane, palone, a w ich miejsce sadzona jest borówka amerykańska, bo jest na nią większy popyt. Problemem jest też marnowanie jedzenia.
Sama nie wyrzucasz jedzenia?
- Bardzo tego nie lubię i źle się z tym czuje. Jeśli zostaje w domu na przykład pieczywo, to daję je mojej cioci, a ona zabiera je dla koni w Podkowie Leśnej pod Warszawą. Przeraża mnie nadprodukcja żywności i te ilości, które są później marnowane, wyrzucane, to ma ogromne znaczenie dla naszego środowiska. Gdyby cały świat chciał się żywić tak jak Europa, potrzebowalibyśmy do tego dwie i pół planety.
Nie obawiałaś się, że wydając książkę, zostaniesz kolejną celebrytką literatką i narazisz się na krytykę?
- Nie zastanawiałam się nad tym, bo gdybym to robiła, to pewnie bym jej nie napisała. Książka powstała na prośby widzów cyklu "Naturalnie", dla których mam ogromny szacunek. Pisanie zajęło mi kilka miesięcy, często wstawałam o piątej rano albo siadałam do niej, gdy już dom szedł spać. Przy okazji też wyszło, jak bardzo jestem niekomputerowa - napisałam dwa rozdziały i je przez przypadek skasowałam. Usiadłam i się popłakałam, bo włożyłam w nie mnóstwo pracy. Żeby to się nie powtórzyło, zaczęłam najpierw pisać na brudno w zeszycie, a dopiero potem wklepywać w komputer. Udało się i jeste m bardzo szczęśliwa, bo napisałam tę książkę, kierując się najpiękniejszymi intencjami, pamiętając o słowach jednego z moich nauczycieli: "Jeżeli wiedza, którą posiadasz, mogłaby zmienić na lepsze życie przynajmniej jednej osoby, to się nią podziel". W tej książce swoją wiedzą podzieliły się wyjątkowe osoby, a ja postanowiłam, że część dochodu z każdego sprzedanego egzemplarza zasili konto "Szkoły Otwartych Serc", fundacji z mojego rodzinnego Malborka, którą od wielu lat się opiekuję.
Podobno na co dzień jesteś "dresiarą".
- Lubię wygodę. Na czerwonym dywanie w eleganckiej sukni z super fryzurą i makijażem czuję się piękna, ale przygotowania do takiego wyjścia trwają wiele godzin, a proza życia jest inna. W domu lubię, gdy jest mi po prostu wygodnie. Synowi taka naturalna, bez makijażu i rozczochrana podobam się najbardziej, mąż też nie narzeka. Z wiekiem coraz mniej i rzadziej się maluję. Nie czuję takiej potrzeby.
To prawda, że nie chodzisz do fryzjera?
- Nie farbuję włosów, więc do fryzjera chodzę raz na pół roku, aby podciąć końcówki. Rzadko też kupuję ubrania. Uwielbiam za to chodzić na bazarki z lokalną żywnością. Potrafię tam spędzić nawet kilka godzin i znaleźć różne cuda również do pielęgnacji ciała, bo stosuję kosmetyki naturalne. Balsam zastąpiłam dobrym nierafinowanym olejem kokosowym, do którego dodaję kilka kropel olejku z dzikiej pomarańczy, do twarzy używam olejku z dzikiej róży, kadzidłowca i aloesu, który rośnie u mnie na parapecie w kuchni.
A zoperowane dziewczyny "masz ochotę przytulić".
- Pragnęłabym, aby kobiety miały w sobie więcej poczucia własnej wartości, aby się pokochały, a przynajmniej polubiły. To naprawdę jest możliwe, bez strzykawek z wypełniaczami wszelkiego rodzaju. Moja bliska znajoma ma dużą nadwagę, a za każdym razem, gdy się z nią spotykam, widzę najpiękniejszą kobietą na świecie, bo ona siebie akceptuje i tą akceptacją emanuje. Jest piękna, doskonała i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłaby się zmienić. Nie jest w stanie zmniejszyć wagi ze względów zdrowotnych, ale to niczego nie zmienia, bo ona lubi siebie i się sobie podoba. Jeżeli twoim zdaniem fakt, że sobie coś gdzieś wciśniesz, sprawi, że poczujesz się piękna, to dobrze. Ale jeśli ta operacja goni następną, to jest to droga smutna, wskazująca na brak akceptacji i miłości do samej siebie.
Jakie masz wady?
- Chociaż z natury jestem spokojna, gdy mnie coś lub ktoś zdenerwuje, potrafię pokazać pazurki. Jestem też konkretna i wiem, czego chcę. Ale nie zdobywam tego siłą. Kiedyś jeden z nauczycieli powiedział: "Jeśli chcesz przekonać kogoś do swoich racji, zrób to miłością, a nie siłą". Bardzo zapadło mi to w pamięć. Nie ma we mnie przyzwolenia na używanie krzyku, arogancji, siły. Jestem też niecierpliwa, staram się nad tym pracować tym bardziej, że zaczęłam tę cechę dostrzegać u mojego syna.
Franio jest bardzo aktywny. Widziałam na Instagramie, że surfuje.
- To mały człowiek, który nie boi się wielkich fal. Jest aktywny, bardzo lubi sport. Jeździ na deskorolce i nartach. Trudno mi czasem zanim nadążyć. Jest też cudownym nauczycielem. Pamiętam, jak wiosną wybraliśmy się sadzić nowalijki w ogrodzie. Zachwycałam się, mówiąc: "Franiu, nie ma niczego piękniejszego niż natura!", na co mój syn odpowiedział: "Mama, jest coś piękniejszego niż natura - to miłość". Wydaje się, że doskonale znamy swoje dzieci i wiemy, co za chwilę powiedzą, a tymczasem tak pięknie potrafią nas zaskoczyć.
Na jakiego mężczyznę chciałabyś go wychować?
- Na wolnego człowieka z poczuciem własnej wartości, który potrafi rozmawiać, przyznać siędo błędów. Dużo na ten temat rozmawiamy. Od początku traktuję go jak partnera do rozmowy.Sam zdecydował, że nie będzie jadł mięsa, bo zwierzęta są do przytulania i do kochania, a nie do jedzenia. To odrębny byt, bardzo go szanuję, jest moim przyjacielem. Uwielbiam z nim rozmawiać. Zawsze robię to z szacunkiem i tego samego oczekuję. Jeśli mówię trzeci raz, że wychodzimy do szkoły, a on mnie ignoruje, nie krzyczę, tylko mówię, że jest mi przykro, że tak się zachowuje. Słyszę wtedy słowo "przepraszam". Uważam, że krzyk nic by mi nie dał. On by się tylko zablokował. Zawsze powtarzam, że choć jestem po to, by go wspierać, pomagać mu, to za podjęte decyzje odpowiada on sam i sam ponosi ich konsekwencje. W życiu jest miejsce na popełnianie błędów, ale dobrze nie popełniać tych samych kolejny raz.
Często pytają cię, kiedy zakończysz pracę prezenterki pogody.
- To jest kawałek mojego życia. Szanuję moją pracę, ona płaci moje rachunki. Przez 14 lat pracy w telewizji widziałam, jak programy pojawiały się i znikały. To jest bardzo stresujące, a dla mnie jako kobiety, a tym bardziej mamy ważne jest poczucie bezpieczeństwa, które oznacza spokój.
Czujesz, że praca w telewizji to jest to?
- Nigdy nie marzyłam o pracy w telewizji, ale na pewno z perspektywy kilkunastu lat mam do niej bardzo duży szacunek. Ostatni rok był dla mnie wyjątkowy, bo powstał cykl "Naturalnie", który jest niezwykle bliski memu sercu, a w konsekwencji książka o tym samym tytule, tak dobrze przyjęta przez widzów. Pierwszy nakład wyprzedał się w pierwszy weekend po premierze!
Zanim zostałaś prezenterką pogody, pracowałaś jako modelka. Nie żałujesz, że zrezygnowałaś z kariery na wybiegu?
- Nie, bo zrezygnowałam z niej dla miłości. W tamtym okresie dużo podróżowałam do pięknych miejsc. Mieszkałam w Japoniii w Barcelonie, odwiedzałam odległe zakątki świata, ale wszędzie byłam sama. Nie byłam szczęśliwa. To nie był mój świat. Czułam, że jestem z boku. Nie wierzyłam, że zrobię wielką karierę. Nie było więc problemu, by z tego wszystkiego zrezygnować. To był fajny epizod, dał mi niezależność, wiele nauczył, bo dzięki tym podróżom mogłam zobaczyć i poznać świat.
Zdradzisz swoją receptę na udany związek?
- Szacunek do siebie nawzajem, te same priorytety, podobny system wartości. Nikt nie jest idealny, ale oboje ciągle mamy te same pragnienia budowania domu dla siebie i syna. Oboje wiemy, jak wielką to ma wartość. Zdaje sobie sprawę, jak trudno jest zbudować w dzisiejszych czasach szczęśliwy dom, dlatego tym bardziej doceniam to, że w tym roku będziemy obchodzić piętnastą rocznicę ślubu. Rodzina jest dla mnie najważniejsza.
O czym marzysz?
- By być zdrową i tego samego pragnę dla moich najbliższych. Odczuwam dużą wdzięczność za to, że mam szczęśliwą rodzinę, która daje mi siłę każdego dnia. Byłoby cudownie, gdybym jeszcze raz mogła zostać mamą. Bardzo marzę o tym, by mieć córkę. Przydałaby się dziewczynka w naszej rodzinie dla równowagi. Podobno o niektórych marzeniach trzeba mówić głośno, więc często je powtarzam.
Justyna Kasprzak
Zobacz także: