Bezczelna marzycielka
Ania Szarmach nie poddaje się trendom, nie dba o popularność i pragnie śpiewać dla drugiego człowieka. Naiwne? Nie, odważne.
O twoim koncercie w Warszawie, promującym najnowszą płytę, rozpisywało się wiele mediów. Jednak interesowało ich tylko jedno - pierwszy raz po ślubie publicznie pojawił się tam Kuba Badach z Aleksandrą Kwaśniewską. Nie złościło cię, że nie pisano o twojej muzyce?
Ania Szarmach: - Cóż, na tym koncercie było jeszcze 350 osób... Ale nie denerwuje mnie to - takie są dzisiejsze realia i nie mam wpływu na to, co napiszą media. Polska edukacja muzyczna jest niestety na tak żałosnym poziomie, że niewiele mediów interesuje się niezależnymi projektami. Jednak decydując się na tworzenie swojej muzyki, liczyłam się z tym.
- Kompletnie nie interesuje mnie popularność "lansiarska". Nie chodzi mi o pokazywanie się, ale o pokazywanie swojej sztuki, a ona pewnie do najłatwiejszych nie należy. Mimo to mam wielu odbiorców i fanów, co napawa mnie radością i mobilizuje do dalszej pracy. Poza tym zależy mi, aby moja popularność wynikała z tego, co robię jako artystka, a nie odwrotnie - żeby ludzie sięgali po moje płyty tylko dlatego, że znają mnie z okładek gazet. Zresztą taka "sława" w ogóle nie przekłada się na sprzedaż płyt.
Myślisz, że w dzisiejszym świecie jest to możliwe?
- Nie wybrałam najłatwiejszej ścieżki zawodowej, ale daruję sobie wywody o charakterze "narzekackim". Póki co udaje mi się tworzyć muzykę i pracować z wybitnym teamem. Najpiękniejszą nagrodą dla mnie są ludzie, którzy kupują płyty albo przychodzą po koncertach i dzielą się ze mną przeróżnymi, ciekawymi wrażeniami. Odpowiadając więc na twoje pytanie: nie jest to łatwe, ale możliwe.
Nie dbasz o to, czy jesteś rozpoznawalna?
- Nie, bo nie myślę w ogóle w takich kategoriach. Dla mnie liczy się jedynie to, czego dokonam muzyką.
I nie poddajesz się dietom ani poradom stylistów, żeby dobrze wyglądać na czerwonym dywanie?
- Pytasz o bywanie, ale to mnie nie interesuje. Natomiast oczywiście interesuje mnie ładny wygląd, jak chyba każdego. Jednak wydaje mi się, że o pięknie najbardziej świadczy wnętrze człowieka. Kobieta nie musi mieć rysów Angeliny Jolie, za to może być tak intrygująca i interesująca, mieć tak niebywałą iskrę, że na nic ładne oczy, make-up czy drogie szmatki i tak jest piękna... To przede wszystkim wewnętrzna siła sprawia, że może mieć świat u swych stóp.
- Jestem aktywna i dużo ćwiczę. Jednak nie robię tego z myślą, co na to media i czerwony dywan. Mój najnowszy album "POZYTYWka" jest dużo bardziej energetyczny niż poprzednie. Koncert premierowy trwał prawie trzy godziny i zarówno ode mnie, jak i od mojego zespołu, wymagał nie tylko przygotowania muzycznego, ale i dobrej kondycji. Ciało i umysł mogą więcej niż myślimy.
Kiedy patrzę na ciebie, odnoszę wrażenie, że lubisz bawić się stylem. Sportowe, kolorowe buty i spodnie z nisko opuszczonym krokiem nie pasują mi do jazzmanki...
- Bo ja uwielbiam mieszać style. Nie jestem wokalistką jazzową nie mniej moja muzyka oscyluje gdzieś pomiędzy klimatami soulowymi i jazzowymi. To trudne do sklasyfikowania w jednym słowie. Moje spodnie i buty to jest ewidentnie hip hop, ale już moje długie proste włosy i biżuteria to klimat hipisowski.
- W modzie, podobnie jak w muzyce, lubię łączyć różne gatunki i to, co teoretycznie nie powinno do siebie pasować. Jednak nie zastanawiam się na tym, jak to się nazywa i czy wpasowuje się w jakiś trend. Nie obchodzi mnie to.
Na okładce płyty jesteś owadem. Dlaczego?
- Ten owad, podobnie jak motyle z teledysku i inne tego typu kosmiczne akcenty, mają symbolizować świat bajkowy. Podobnie wygląda klimat całej płyty - wszystkie historie unoszą się gdzieś pomiędzy tym, co realne a tym, co wymarzone czy wyśnione.
- Okładka płyty nie miała być jedynie "naszą ładną Anią". Zależało mi na artystycznym przekazie, który pomoże zobrazować przesłanie, jakie niesie ze sobą muzyka.
Jakie to przesłanie?
- To dwie myśli. Pierwsza - to nasza wewnętrzna siła, która jest motorem napędzającym wszystko, co może nas spotkać. Magiczne połączenie świata marzeń i świata realnego - w którym wszystko zależy tylko od nas, bo to my jesteśmy siłą przyciągania wszystkich zdarzeń.
- Druga myśl wynika z mojej inspiracji drugim człowiekiem. Kiedy dostrzegłam totalne bogactwo, jakie drzemie w otaczających mnie ludziach, przyjemności w korespondowaniu i obcowaniu z nimi, stwierdziłam, że album nagram niejako w hołdzie istocie ludzkiej, bo to człowiek jest źródłem moich pomysłów i refleksji. Przez muzykę mogę wyrazić mu swoją wdzięczność i przekazać dobrą energię. Niechaj wymiana pozytywnej energii między ludźmi trwa!
Tym człowiekiem, o którym mówisz, jest ktoś konkretny, ktoś bliski twojemu sercu, może mężczyzna?
- To każdy wspaniały człowiek, który pojawia się na mojej drodze. Ty, pani, która mi przyniosła herbatę, pan kierowca, moja rodzina, znajomi i obcy. Nikt konkretny, a jednocześnie wszyscy tak samo bliscy.
Nie uda mi się z ciebie wyciągnąć, nic o twoim życiu prywatnym, o jakiejś jednej szczególnej osobie?
- Nie sądzę, żeby ludzi tak naprawdę interesowała moja prywatność. Poza tym moje teksty są dość ekshibicjonistyczne - na pewnym pułapie swojej twórczości obcy jest mi wstyd. Więc jeśli rzeczywiście ktoś chciałby dotrzeć do moich prywatnych sekretów, najszybciej dokona tego studiując moje słowa...
Wróćmy więc do świata marzeń. Ty wymarzyłaś sobie, że będziesz wokalistką?
- Nie marzyłam o tym nigdy. Za to wymyślam sobie kolejne kroki i działam według nich. Być może w głowie kotłowały mi się myśli o robieniu muzyki, ale żadne konkrety nie padały z moich ust.
- Muszę przyznać, że marzę bardzo bezczelnie, czasem nawet ganię się w myślach za to, co też chodzi mi po głowie. Ale zupełnie prozaicznie wierzę, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, można to osiągnąć. Wyznaję zasadę, że jak się chce czegoś bardzo, to wciąż jest za mało... Trzeba chcieć bardziej niż bardzo! A największa siła w chęci niemej.
Podzielisz się z nami jakimś twoim bezczelnym marzeniem?
- Nie, bo się tych się akurat wstydzę (śmiech). Niech sobie lepiej siedzą w głowie.
- Realizować dalej duże i małe projekty. Generalnie jestem monotematyczna.
Przy tworzeniu "POZYTYWki" brał udział m.in. chór Sound'n'Grace (finaliści "Mam talent") oraz Anna Maria Jopek...
- Na Sound'n'Grace trafiłam przez przypadek. Ich kierownik - Kamil - znalazł się kiedyś na moim koncercie i zaprosił mnie na próbę. Gdy ich usłyszałam, oniemiałam - byli dokładnie tym, czego szukałam. Wraz z nimi przyszły i kolejne pomysły. Zainspirowana wspólnymi możliwościami, napisałam kolejne piosenki.
- Natomiast Anię Jopek do współpracy chciałam zaprosić od zawsze. Imponuje mi i jestem przekonana, że posiada piękne marzenia. To wybitna artystka, a mnie ogarnia wielka radość, że użyczyła mi kawał swojego wielkiego talentu.
Rozmawiała: Karolina Siudeja