Kobiety z falowca
Obok lśniącej rzeczywistości programów unijnych, modnych butików i dalekich podróży istnieje bardziej zwyczajny wymiar życia. W wielkich blokowiskach wszystko toczy się między Żabką, szmateksem, a klatką schodową. Tu nie zdarzają się cuda, a jeśli już to cuda na miarę osiedla. Grzyb na ścianie przypomina Matkę Boską. Toster sam się naprawił. Ktoś jednak zadzwonił...
Ale pod tą szarą warstwą kryją się kolejne wymiary. Barwny, bajkowy świat fantazji i wyobraźni, w którym rodzą się opowieści. Niekoniecznie wielkie. Czasami malutkie, takie które można zamknąć w smsie. Ale piękne. Smutny, zimny świat wspomnień z dzieciństwa.
Na styku tych wszystkich wymiarów żyje główna bohaterka książki Salci Hałas "Pieczeń dla Amfy", Maria Mania. Kobieta z falowca, z komunizmem zamiast dzieciństwa, zielonymi włosami, chłopakiem alkoholikiem oraz sporą dawką lęku i nadziei. Maria ma problemy, psa i dar opowieści.
Jestem wdzięczna Salci Hałas za to jak potraktowała Marię. Że nie uczyniła z niej bohaterki "ku pokrzepieniu serc" (kobiecych). Że choć napisana z humorem, jest to w gruncie rzeczy smutna historia, z którą utożsamiać się może wiele mieszkanek polskich blokowisk. Zwyczajnych, trochę oszukanych przez życie, a jednocześnie zupełnie niezwykłych. Pod zmęczoną twarzą i tanią odzieżą kryjących swoją prawdziwą naturę: to wojownicze księżniczki, rusałki, huldry. Bohaterki własnych bajek tworzonych po to, by dało się wytrzymać od zimy do zimy, w kraju gdzie niewiele jest słońca i mężczyzn , na których można liczyć. Instynktownie wyczuwających, że tylko wyobraźnia może nas uratować. Mówiących językiem ulicy , a czasem językiem przypowieści i baśni.
I jeszcze jestem wdzięczna Salci za umiejętność dostrzegania piękna. W paskudnym falowcu. W bezpańskim psie. W potocznych słowach. W miłosnych smsach. W tych wszystkich miejscach, ludziach i zwierzętach, w których wcale nie jest ono oczywiste.
Iza Grelowska
Sa