Reklama

Małgorzata Kożuchowska: Blondynka z pazurem

Mimo anielskiego wyglądu potrafi tupnąć nogą i walczyć o siebie. Z SHOW rozmawia o cieniach show-biznesu, hejcie i macierzyństwie, które uważa za największy dar.

Justyna Kasprzak, Show: Małgosiu, weszłaś w ten rok z impetem!

- Dziękuję. Faktycznie, dużo się dzieje. Lubię, kiedy pojawiają się różnorodne, ciekawe wyzwania. To działa na mnie mobilizująco. Oczywiście czuję też związaną z nimi odpowiedzialność, a co za tym idzie emocje i stres. Staram się radzić sobie z tym wszystkim po kolei i metodycznie wywiązywać się ze wszystkich obowiązków. Trzymam się swojego planu.

Jak to robisz, że od lat wciąż utrzymujesz się na topie?

- Konsekwentnie słucham intuicji i uczciwie podchodzę do każdego wyzwania, którego się podejmę. Jestem pracowita i dość uporządkowana. Mam to szczęście, że mój zawód jest moją pasją. Uprawianie go sprawia mi dużą przyjemność. Nie ukrywam jednak, że gdyby nie widzowie, którzy wciąż mnie wspierają, byłoby mi trudniej. Ich obecność to dla mnie duże wsparcie, satysfakcja, radość i poczucie, że czuję się potrzebna.

Reklama

- Gdy pojawiają się wątpliwości, czy sobie z czymś poradzę, ich doping mnie motywuje. Mamy bezpośredni kontakt dzięki mediom społecznościowym, gdzie na bieżąco informuję swoich followersów o tym, co robię. Nie zatrzymuję się w tak zwanej "strefie komfortu". Wychodzę poza nią i mam poczucie, że to jest doceniane.

Która z tych skrajnych ról, które ostatnio zagrałaś, była ci najbliższa, a która była najciekawszym wyzwaniem?

- Faktycznie, ta rozpiętość była ostatnio spora. Od komediowej Natalki Boskiej - żywiołowej, charakternej, z poczuciem humoru - do ostrych babek. Wystarczy wspomnieć rolę u Vegi w "Bad Boyu", rolę w filmie braci Węgrzyn ("Proceder") czy w "Motywie" Pawła Maślony. Policjantki i prawniczki! Te drugie były zazwyczaj bezwzględne i bezkompromisowe. To świetna zabawa: tworzyć postaci, których system wartości i zachowań jest tak skrajnie odległy od mojego.

Jaka więc jesteś prywatnie? Mawiasz o sobie "blondynka o charakterze brunetki".

- To chyba trafne określenie, bo mam w sobie wrażliwość i delikatność charakterystyczną dla blondynek oraz siłę i zdecydowanie w działaniu, co przypisuje się zwykle brunetkom. Myślę, że prawda o mnie jest gdzieś pośrodku. Wiem, czego chcę, ale z pewnością nie należę do osób bezwzględnych. Do wszystkiego podchodzę bardzo emocjonalnie. Mam też duże poczucie humoru i właśnie to w wielu sytuacjach, także zawodowych, mnie ratuje. I jeszcze jedno - mam dystans do siebie i tego, co robię. Tak, to moje koło ratunkowe!

Kobiecość, zmysłowość to ważne dla ciebie aspekty?

- Jasne, to coś, co charakteryzuje nas, kobiety. Lubię swoją kobiecość... Zmysłowość ginie, kiedy zaczyna być stosowana z premedytacją, dlatego cenię naturalność.

Moda jest ci bliska? Czujesz, że przez nią wyrażasz siebie?

- Zawsze ją lubiłam. Myślę jednak, że moje podejście do niej zmieniło się na przestrzeni lat. Kiedyś, przyznaję, wybierałam rzeczy, które zwracają uwagę. Jako nastolatka miałam potrzebę wyróżniania się, bycia dostrzeżoną. Pamiętam, że moja mama się temu dziwiła i zastanawiała, skąd we mnie ten gen. Dziś, owszem, interesuję się modą, śledzę to, co jest aktualnie na topie, ale chcę, żeby moda służyła mnie, a nie ja jej.

- Nie traktuję jej już tak bardzo serio. Lubię elegancję z odrobiną ekstrawagancji. I choć często przypisuje mi się zachowawczość i skłonność ku klasyce, w modzie cenię sobie nonszalancję i dystans. Lubię czuć się swobodnie. Muszę czuć się sobą, a nie kimś, kto jest przebrany w trendy.

Czego się o sobie nauczyłaś przez 26 lat w zawodzie?

- Przede wszystkim odporności. Nie myślałam, że jestem w stanie aż tyle wytrzymać psychicznie. Nie myślałam, że będę przez tyle lat uprawiała ten zawód aż tak intensywnie. I nie myślałam, że uda mi się na taką skalę zjednać sobie publiczność. Chciałam po prostu grać. To było moje marzenie z dzieciństwa. I tylko na tym się skupiałam.

- Z czasem nauczyłam się, że ten zawód wymaga olbrzymiej odporności i stałej czujności. I ciągłej walki o siebie. Walki z pomówieniami, z plotkami, z nieprawdziwymi informacjami na twój temat. To jest świat bezwzględny. Nic tu nie jest dane na zawsze, często trudno liczyć na sprawiedliwość. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę, ale nie pozwolić na to, by spędzało to nam sen z powiek. Nauczyłam się, jak być czujnym i nie dać sobie wejść na głowę.

Padłaś kiedyś ofiarą hejtu?

- Były takie momenty w moim życiu zawodowym, gdy bardzo wyraźnie odczułam hejt na swojej skórze. To są sytuacje, w których przekonujesz się, ile naprawdę masz przyjaciół i jak ważne jest wsparcie rodziny. Były ze dwa, trzy momenty w moim życiu, kiedy z powodu hejtu faktycznie cierpiałam.

Najważniejsza zawodowa decyzja?

Odejście z "M jak miłość" i wierność teatrowi. Skłonność do podejmowania ryzyka.

Aktorka-mama to dla przemysłu filmowego dar czy kłopot?

- Uważam, że dar. Macierzyństwo i bycie mamą ubogaca kobietę, choć oczywiście nie mówię, że to jest jedyna droga do bycia spełnioną... Dla mnie to na pewno wachlarz uczuć i doświadczeń, które daje wychowywanie dziecka. Możliwość poznawania i obserwowania świata razem z nim jest czymś cudownym i na pewno bardzo ubogaca ten zbiór emocji, z których korzystam w swojej pracy.

- Poza tym jest to coś, co mobilizuje organizacyjnie. Kiedyś miałam więcej czasu, bo wiadomo - sama byłam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Teraz chcę jak najwięcej czasu spędzać z synem. To mnie mobilizuje, żeby inspirować innych do tego, że można zrobić więcej w krótszym czasie, by móc spędzić potem ten czas z dzieckiem.

Zdarzyło ci się coś stracić z powodu macierzyństwa czy wręcz przeciwnie?

- Wróciłam na plan "Rodzinki.pl", kiedy Jaś skończył trzy miesiące... Zabierałam go do hali, gdzie kręciliśmy serial dzień w dzień, bo karmiłam piersią. To nie było łatwe. Ale kto powiedział, że bycie pracującą mamą to bułka z masłem?

Na jakim etapie jest teraz Jaś?

- Nauczył się jeździć na nartach, z czego jestem niesamowicie dumna (śmiech). Ponieważ sami uwielbiamy narty, chcieliśmy żeby i on połknął tego bakcyla. Nie było tak, że hop siup i już umie. To był proces i konsekwentnie, małymi kroczkami udało się osiągnąć cel. Na zakończenie ferii wziął udział w zawodach i przywiózł medal! Byłam bardzo szczęśliwa, że się udało, że się nie zniechęcił. Myślę, że będzie coraz lepiej i za jakiś czas będziemy wszyscy razem zjeżdżali ze stoku. Bardzo czekam na ten moment.

Jakim jest chłopcem?

- Otwartym wrażliwym i cierpliwym. Ma swój świat, co obserwuję z pewną satysfakcją. Lubi książki. Nie jest dzieckiem wychowanym na iPadzie. Ma swoją wyobraźnię. Cieszę się, że lubi chodzić do przedszkola, że ma swoich przyjaciół. I że ma poczucie humoru.

O czym teraz marzysz?

- Chciałabym utrzymać ten stan energii, chęci do pracy i podejmowania kolejnych trudnych wyzwań, jaki mam teraz. Życzę sobie zdrowia i pragnę, żeby moi bliscy byli zdrowi. Życzyłabym sobie też zaufania producentów i reżyserów. Marzę o tym, by powierzano mi projekty i role, które są ważne, ciekawe i rozwojowe. Ostatnio byłam na festiwalu Berlinale w związku z niesamowitym projektem, w którym wzięłam udział. Mariusz Wilczyński zaprosił mnie do niego 10 lat temu, a pracował nad nim aż 14 lat! Film "Zabij to i wyjedź z tego miasta" spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem na festiwalu i wyrusza w świat. Życzyłabym sobie takich prezentów od życia jak najwięcej.

Zobacz również:

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy