Małgorzata Kożuchowska: Dostałam więcej niż pragnęłam

Dziś aktorka spłaca swój dług i pomaga spełniać marzenia chorych dzieci. Właśnie otrzymała nagrodę Gwiazdy Dobroczynności magazynu SHOW. Nam opowiada, czego uczą ją spotkania z maluchami walczącymi o życie.

Małgorzata Kożuchowska
Małgorzata KożuchowskaAKPA

Od lat angażujesz się w działalność charytatywną. Komu pomagasz?

Małgorzata Kożuchowska: - Dzieciom. Kilkanaście lat temu angażowałam się w wiele różnych działań charytatywnych. W pewnym momencie poczułam jednak, że skuteczniej mogę pomóc, gdy zajmę się jedną sprawą, gdy nie będą to tylko jednorazowe projekty. Zdecydowałam się wtedy na wsparcie fundacji "Mam marzenie". Od lat jestem jej ambasadorką i dodatkowo członkinią rady programowej. Uczestniczę w życiu fundacji. Jej statutowym celem jest spełnianie marzeń ciężko chorych dzieci. Nie chodzi o sam prezent, lecz o zaangażowanie dzieci w cały proces spełniania marzenia. Podopieczni fundacji przez całe miesiące, lata, a nawet czasem całe swoje życie walczą z chorobą. Poprzez to działanie sprawiamy, że zapominają na chwilę o o szpitalu i mogą tak jak inne dzieci cieszyć się tym, co sprawia im przyjemność. Takie działanie jest ogromnym wsparciem w procesie leczenia - mobilizuje dzieci do walki, uszczęśliwia je. Niejednokrotnie widzieliśmy z wolontariuszami fundacji i lekarzami małych podopiecznych, jak perspektywa marzenia dodaje im zdrowia, siły, jak dużym jest wsparciem w całym procesie walki z chorobą.

Działając na rzecz fundacji, często spotykasz się z chorymi dziećmi. Co czujesz podczas tych spotkań?

- Trudno opisać w kilku słowach te uczucia. Każde spotkanie jest inne. To, co jednak wynoszę, to ogromny podziw i szacunek dla dzieci, które niejednokrotnie znacznie przewyższają nas hartem ducha, pokorą, ale i radością. Podziwiam też ich rodziców. Ich życie toczy się w szpitalnych salach. Zostawiają wszystko, czym wcześniej się zajmowali, swoich przyjaciół, pracę, normalne życie i czasem samotnie, kilkaset kilometrów od domu, miesiącami czuwają przy łóżku dziecka, skupieni na tym, by okazywać mu wsparcie, by nigdy nie poczuło, że mama i tata w gruncie rzeczy bardzo się boją tego, co będzie dalej. Osoby, które odwiedzają chore i cierpiące dzieci, często mówią, że najtrudniej jest im powstrzymać łzy. Bo te dzieci nie chcą od nich litości, tylko uśmiechu, chwili radości.

Sama nauczyłaś się już powstrzymywać emocje?

- Początkowo oczywiście jest to trudne, ale nie ja i nie moje emocje są tam ważne. Spotykam się z dziećmi po to, by zapomniały o chorobie. Mam im przynosić radość, sprawić, by poczuły się wyjątkowo, żeby czuły się ważne, wyróżnione. Dlatego w takich chwilach nie można się martwić, tylko wspólnie z dziećmi i ich bliskimi dobrze bawić.

Od kiedy zostałaś mamą, te spotkania są trudniejsze, jeszcze bardziej emocjonalne?

- Tak. Kiedy samemu ma się w domu swoje dziecko, wyobraźnia zaczyna działać inaczej. Banalne powiedzenie, że zdrowie jest najważniejsze, przestaje być frazesem. Bardziej doceniam to, że je mam i że mam to szczęście, że moje dziecko jest zdrowe. Kiedy Jaś miał dwa miesiące, odwiedziłam dzieci na oddziale onkologicznym w Centrum Zdrowia Dziecka. To było spotkanie świąteczne. Przygotowałam prezenty dla dzieci i był to dzień, który zapamiętam do końca życia. Bo jedno z dzieci było w wieku mojego synka i to było wstrząsające. To są takie chwile, gdy głos zamiera, czuje się łzy w gardle, ale trzeba się uśmiechnąć i okazać wyłącznie wsparcie rodzicom dziecka. Uświadamiamy sobie wtedy, jakie mamy szczęście i jednocześnie, jak często przechodzimy do porządku dziennego nad czymś, co dla innych jest największym marzeniem.

Pomagasz innym, bo wierzysz że dobro powraca?

- Uważam, że to obowiązek osób cieszących się popularnością. Dzięki temu, że mówimy głośno o fundacji, zbiórkach pieniędzy na leczenie i udzielamy wywiadów na ten temat, bardzo wiele osób ma szansę dowiedzieć się, czym fundacja się zajmuje i zdecydować się na jej wsparcie. Mój profil na Facebooku obserwuje ponad 860 000 osób. Jeżeli apeluję tam o wsparcie, odzew jest ogromny. Czasami udaje się w krótkim czasie zebrać pieniądze na operację, na którą zbierano je wiele miesięcy. Wzrasta świadomość ogromu potrzeb i poczucie bezpieczeństwa - że jeśli ja będę kiedyś w potrzebie, nie zostanę sam. To ważne.

Mówi się, że nie ma bezinteresownych dobrych uczynków. Pomagamy, by samemu poczuć się lepszym człowiekiem. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

- Pomaganie z pewnością sprawia, że czujemy się w porządku wobec samych siebie i innych.

Jako jedna z niewielu gwiazd budzisz wyłącznie pozytywne emocje. Jak to się robi? Co jest twoją siłą?

- Widzę, że wybiórczo czytasz artykuły na mój temat (śmiech)... A tak serio? Myślę, że moja siła płynie z wiary w sens tego, co robię. Wierności swoim przekonaniom i mojej rodziny. Rodziców, męża i synka Jasia. Podejmuję decyzje zgodnie ze swoim sumieniem i jestem konsekwentna, staram się też nikogo nie zawodzić.

Twoja najlepsza cecha?

Jestem optymistką. Zawsze.

Niebawem na antenie pojawi się nowy serial z twoim udziałem. Bohaterka, w którą wcielasz się w serialu "Druga szansa", musi rozpocząć życie od nowa. Samej też zdarzyło ci się przeprowadzić życiową rewolucję?

- Nigdy tak dramatyczną jak ta, która wydarzy się w życiu Moniki Boreckiej. Myślę, że sytuacja, gdy w ciągu jednego dnia traci się wszystko, co było do tej pory sensem naszego życia, gdy wszystko trzeba przewartościować, musi być ekstremalnie trudna, ale może też być okazją do zmiany. Może prowadzić do odkrycia na nowo siebie, swoich bliskich, tego, co ważne w życiu.

Monika z dnia na dzień traci pozycję i pieniądze - zastanawiałaś się, co zrobiłabyś na jej miejscu? Byłabyś w stanie rozpocząć wszystko od początku? Czym zajęłabyś się, gdybyś nie mogła być aktorką?

- Jeszcze będąc małą dziewczynką, marzyłam o tym, by być aktorką i całe swoje życie poświęciłam tej pasji. Mam to ogromne szczęście, że pracuję nieprzerwanie w swoim zawodzie od studiów i nigdy nie zostałam postawiona w sytuacją, że potrzebny był mi plan B.

Justyna Kasprzak

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas