Martyna Wojciechowska: To mój najlepszy moment

​Po 45. urodzinach odkryła, czego naprawdę chce i co jej daje szczęście. W rozmowie z SHOW opowiada o dojrzewaniu, kobiecości, wychowywaniu nastolatki i nowej misji.

We wrześniu Martyna skończyła 45 lat. I czuje się teraz najlepiej w życiu
We wrześniu Martyna skończyła 45 lat. I czuje się teraz najlepiej w życiuArtur ZawadzkiReporter

Justyna Kasprzak, SHOW: Jak się czujesz jako 45-latka? 

Martyna Wojciechowska: Cudownie! Jest takie powiedzenie, że życie zaczyna się po czterdziestce, a ja myślę, że moje zaczyna się po czterdziestcepiątce! To dla mnie najlepszy czas w życiu. Wiem, czego chcę, a czego na pewno już nie chcę. Wiem z kim chcę się spotykać zawodowo i prywatnie, a z kim nie potrzebuję sztucznie utrzymywać kontaktu. W pewnym wieku każda z nas zyskuje dystans, ale też większe możliwości i warto z tego korzystać. Na urodziny zrobiłam sobie wyjątkowy prezent - założyłam Fundację UNAWEZA (to słowo, które pochodzi z języka suahili i oznacza "you can", czyli możesz), która pomaga kobietom w różnych zakątkach świata. I spędziłam ten dzień z wyjątkowymi kobietami, które od lat mnie wspierają. To ekipa programu "Kobieta na krańcu świata", dziewczyny, z którymi pracuję, a teraz razem tworzymy Fundację. Bardzo dużo im zawdzięczam. Ja i nasze podopieczne.

Kogo będzie wpierała twoja fundacja? 

- Misją jest dawanie kobietom skrzydeł przez wyrównanie szans ekonomicznych, społecznych, prawnych i edukacyjnych. Zajmiemy się wsparciem afrykańskich dzieci z albinizmem. Właśnie zaczynamy zbiórkę na bezpieczny dom i schronienie dla Kabuli i innych dzieciaków z Tanzanii. Pomagamy dziewczynie, która żyje na wysypisku śmieci w Meksyku, a zamiast uczyć się i bawić, pracuje i wychowuje już własne dziecko. Chcielibyśmy dać jej szansę na edukację. Wierzę, że zmieniając życie człowieka, zmieniasz cały świat.

Wierzysz, że możesz wszystko? 

- Każdy z nas może więcej, niż myśli, że może.

Często słyszałaś jego odwrotność? 

- Tak. Słowem, które słyszałam najczęściej w życiu, było: "niemożliwe". Słyszałam je od dzieciństwa, kiedy chciałam zostać motocyklowym kierowcą wyścigowym. Podzieliłam się tą wiadomością i usłyszałam, że dziewczynki nie robią takich rzeczy. I od tego dnia powtarzano mi to tysiące razy. Myślę, że całe moje życie jest polemiką i zaprzeczeniem tego słowa. Im bardziej słyszałam, że coś jest niemożliwe, tym bardziej mnie to mobilizowało. W moim teamie to słowo nie istnieje. Bo słowa same w sobie też mają moc. Jeśli mówisz sobie, że nie dasz rady, to nie dasz, a jeśli powiesz, że dasz, to przynajmniej podejmiesz próbę.

Kiedy ostatnio zrobiłaś coś, o co sama siebie nie podejrzewałaś? 

- O kochana, ja to się podejrzewam o wszystko! (śmiech) Ale dziś wiem, że możliwości każdej z nas, kobiet, są większe, niż nam się wydaje. To co nas ogranicza, to nasza wyobraźnia i strefa komfortu, z której niechętnie wychodzimy. Wiem więc, że mogę osiągnąć niemal wszystko, ale jest pytanie: czy strach mnie przed tym powstrzyma? Żeby było jasne, uważam, że strach to naturalna reakcja, ale chodzi właśnie o to, żeby pomimo strachu podejmować pewne wyzwania. Zrobiłam wiele rzeczy, które mnie wyrzuciły poza strefę komfortu. Jakiś czas temu nie sądziłam, że będę trenowała sztuki walki, ale to robię. Tak jak dawno temu zamarzyłam o skoku ze spadochronem i to zrobiłam, a dziś jestem licencjonowanym skoczkiem spadochronowym. Poszłam, zrobiłam kurs i skaczę. Po prostu.

>>> Czytaj dalej na kolejnej stronie <<<

Jest w ciągłym w ruchu. Podróżuje, prowadzi programy telewizyjne, zakłada fundacje i walczy o lepszy świat
Jest w ciągłym w ruchu. Podróżuje, prowadzi programy telewizyjne, zakłada fundacje i walczy o lepszy światArtur ZawadzkiReporter

Ostatnio wrzuciłaś do sieci swoje zdjęcie z początków kariery. Jaką kobietą byłaś wtedy, a jaką jesteś dziś? 

- Zmieniło się wszystko i nic. Wtedy byłam osobą z głową pełną marzeń i dziś też nią jestem. Wtedy byłam bardziej skupiona na sobie, wydawało mi się, że świat do mnie należy. Dziś wiem, że to ja przynależę do świata. Choć wciąż, tak jak przed laty, wierzę, że mogę ten świat zmieniać. Kiedyś bardziej skupiałam się na miejscach i na sobie w świecie, czego odzwierciedleniem były moje pierwsze filmy i programy podróżnicze. One opowiadały o mnie, moich doświadczeniach i emocjach. Szybko zrozumiałam, że to krótka droga, bo to wcale nie jest ciekawe dla widzów. Ciekawsze są historie moich bohaterek, ich przeżycia. Teraz nie jeżdżę do miejsc, tylko do ludzi. Wciąż widzę jednak w lustrze tę dziewczynę, która wierzy, że niemożliwe nie istnieje. Ok, byłam wtedy młodsza i szczuplejsza, ale nie chciałabym wrócić do tamtych czasów. Jak sobie przypomnę, ile się wtedy ma wątpliwości, iloma rzeczami człowiek się przejmuje, zamartwia, to myślę, że dziś jest mi w życiu zdecydowanie lepiej.

Jesteś dziś szczęśliwa i spełniona? 

- Jestem szczęśliwą kobietą w trakcie spełniania. Moją najważniejszą misją jest przekonanie ludzi, że każdy z nas ma wpływ na to, jak ten świat wygląda. Podejrzewałam to jako młoda dziewczyna, ale dziś wiem to na pewno. Każdy z nas swoim postępowaniem, tym, jak traktuje ludzi, może coś zmienić. Doświadczam tego na co dzień. Widzę, jak zmieniają się historie i losy bohaterek programu "Kobieta na krańcu świata" pod wpływem nawet niewielkich impulsów. To daje mi mnóstwo energii.

Masz z niektórymi z nich kontakt? 

- Niektórymi?! Jestem z większością w stałym kontakcie! Tylko spójrz! (Martyna pokazuje w telefonie liczne wiadomości od bohaterek programu). To SMS-y od rodziny z Filipin, która mieszka na cmentarzu, a tu Kabula... Wiesz jakiej to wymaga koncentracji i koordynacji, żeby te relacje pielęgnować? (śmiech)

Masz poczucie, że wpływasz na ich życie? 

- Na edukację Kabuli pieniądze zebrali ludzie - widzowie poruszeni jej losem. Sama bym tego nie dokonała! Żadnej rzeczy się nie robi w pojedynkę. A ja mam super zespół. Bez tych ludzi wokół nie byłoby programu, filmów dokumentalnych, fundacji, nie byłoby tego wszystkiego. To ekipa, na którą mogę liczyć o każdej porze.

Jakie masz nadzieje i obawy związane z wychowywaniem nastolatki? 

- Ufam, że z koszyka możliwości wybierze dobrze. A ja będę się tylko starała jej w tym pomóc. Gdy urodziłam Marysię, poczułam dużo większą więź z kobietami niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałam więc jej powiedzieć, co to znaczy być kobietą. Ruszyłam w świat, żeby tego doświadczyć, poznać inne kultury i zobaczyć, jak ten świat się zmienia. I wciąż to robię. Uważam, że w wychowaniu dziecka nie ma tematów tabu, czy zbyt trudnych na rozmowę. Rozmawiam z Marysią o tym, czym jest miłość, bliskość, seks, ale i handel ludźmi, starość, śmierć, wojna, cierpienie, zmuszanie do prostytucji. Rodzice mówią mi czasem, że poruszam w programie niepokojące tematy, a ja myślę, że dzieciaki i tak trafią na nie w mediach lub w rozmowach z rówieśnikami, więc chyba lepiej, żebyśmy sami z nimi o tym rozmawiali? Czy prostytucja to zły temat do rozmowy z 11-latką? Nie, to temat jak każdy inny.

- Ostatnio zadzwoniłam do Marysi z granicy libańsko-syryjskiej i opowiedziałam o spotkaniu z dziewczynką w jej wieku, która od 9 lat się tuła i ucieka. Nie zna innego życia. Nie ma domu, marzy, żeby się uczyć i żeby jej rodzina była bezpieczna. Opowiadam jej o tych moich doświadczeniach, żeby pokazać, jaki jest świat. I że nie jest lukrowany. To uczy dystansu do własnych problemów. Choć w zasadzie nigdy nie mówię, że mam problem, tylko wyzwanie albo sprawę do załatwienia.

Co to więc dziś znaczy być kobietą? 

- To znaczy, że wiele osób dookoła będzie oczekiwało, że wypełnisz określone role, które zdeterminowało miejsce, w którym się urodziłyśmy. Wiele kobiet na świecie jest tym zmęczonych i sfrustrowanych. Wiele mówi, że wcale nie chce takiego życia i jeśli wolność ma oznaczać, że są permanentnie przepracowane i sfrustrowane, bo nie są w stanie pogodzić wychowania dzieci z rolą żony, kochanki, superpracownicy z wysportowaną laską, to one tak nie chcą. I ja to rozumiem. Każda z nas, ja także, łapię się za głowę, jak to wszystko pogodzić. W zależności od krańca świata, te wyzwania są oczywiście inne. Są miejsca, w których kobiety dopiero niedawno wywalczyły sobie prawa wyborcze, możliwość posiadania paszportu czy prowadzenia samochodu. Poziom ich i naszych wyzwań jest skrajnie różny.

>>> Czytaj dalej na kolejnej stronie <<<

Do plotek i ciągłych pytań o ślub z podróżnikiem Przemkiem Kossakowskim Martyna podchodzi z przymrużeniem oka
Do plotek i ciągłych pytań o ślub z podróżnikiem Przemkiem Kossakowskim Martyna podchodzi z przymrużeniem okaPiotr MoleckiEast News

Podobno przed tobą nowe wyzwania zawodowe i pracujesz nad nowymi tematami? 

- Poza prawami kobiet zajmuję się też ekologią. Tym, co możemy zrobić, by zatrzymać degradację naszej planety. Dotarliśmy z ekipą na wysypiska śmieci, żeby pokazać, jakie pomniki ludzkość po sobie zostawia. Zobaczyliśmy na własne oczy, jak druzgocący mamy wpływ na naszą planetę. Ocean produkuje więcej tlenu niż całe lasy deszczowe Amazonii - to najważniejszy ekosystem na świecie, a my zaśmiecamy go na potęgę. Wybijamy zwierzęta bez powodu, mordujemy np. rekiny, bo się ich boimy. Tymczasem w 2018 roku na skutek ataku rekinów zginęły 4 osoby, a rekinów, dla porównania wymordowano... 180 milionów! W Chinach ludzie wierzą, że zupa z płetwy rekina zapewnia potencję. Wyławia się więc rekina, na żywca odcina płetwę, a zwierzę wyrzuca za burtę na pewną śmierć. Olej z wątroby rekina wykorzystujemy do kosmetyków i suplementów. Choć tę samą substancję możemy pozyskać z oliwek.

Smutne, że wciąż trzeba ludziom uświadamiać, że ekologia jest tak ważna. 

- Rzecz w tym, że niby wszyscy czujemy, że trzeba w tej kwestii "coś" robić, ale to są rzeczy mało spektakularne. Jak mówisz o segregacji śmieci, zakręcaniu wody to brzmi nudno. Myślimy: "A tylko raz wrzucę plastik do dowolnego kosza". Tymczasem suma naszych działań składa się na globalny efekt. Jeśli kupujemy substancje, okupione cierpieniem zwierząt, to się do tego cierpienia przyłączamy. Jest popyt - jest podaż. Największą siłę mamy na etapie dokonywania decyzji. Ale jak wytłumaczyć ludziom, że to, co najbardziej dewastuje planetę, to hodowla bydła? I że w związku z tym trzeba przestać jeść mięso, zwłaszcza wołowinę. A jednocześnie idziemy do sklepu i chcemy, żeby było taniej. No więc żeby było tanio, trzeba wyciąć jeszcze więcej lasów w Amazonii pod hodowlę i tak się koło zamyka.

Obserwuje cię na Instagramie 1,3 mln ludzi, na facebooku 1,7 mln. Czujesz swoją siłę? 

- Czuję przede wszystkim ogromne wsparcie. Jeśli mowię o jakiejś idei i proszę o pomoc, to osoby, które mnie obserwują - działają. Jednak taka rozpoznawalność oznacza też odpowiedzialność za każde  słowo. I za wszystko, co robię. Zawsze jestem sobą i nie skręcam z tej drogi. Jeśli mówię, żeby wybierać życie bez alkoholu i używek, to jest to szczere, bo sama też tak robię. Jeśli mówię, żeby pomagać, to sama daję tego przykład. Bo tak się składa, że dawanie przykładu to najlepsza metoda wychowania. Córka mi o tym ostatnio dość boleśnie przypomniała.  Powiedziałam jej, że nie dostanie nowych książek, dopóki nie uporządkuje tych, które już ma. Zrobiłam na ten temat cały wywód, po czym ona wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do mojej biblioteki, gdzie książki są dosłownie wszędzie. Powiedziała tylko tyle: "Mamo, czy to nie jest przypadkiem hipokryzja?". Zrobiłam więc porządek i dopiero wtedy mogłam wymagać tego samego od niej (śmiech).

Czego dziś pragniesz, o czym marzysz? 

- Żeby było tak dobrze, jak jest. Był czas w moim życiu, że gdy tylko się podnosiłam z kolan, to przychodziła kolejna fala i mnie zalewała. Ale nawet wtedy nie straciłam nadziei i nie poddałam się. Powtarzałam, że jestem szczęśliwa. Bo szczęście to wewnętrzne głębokie poczucie. Bywa, że tracimy najbliższą osobę. Wtedy jest nam smutno i ciężko poukładać życie na nowo. Ale nigdy nie odważyłabym się powiedzieć "jestem nieszczęśliwa". Kiedy jest źle, nie krzyczę, nie tracę cierpliwości, nie podnoszę głosu. Jak się zdenerwuję idę pobiegać. Pomaga.

Ciągłe pytania o ślub z Przemkiem też cię nie wyprowadzają z równowagi? 

- Przywykłam do nich i z zainteresowaniem śledzę kolejne doniesienia o zaręczynach, ślubach i rozstaniach, a także o kryzysach, wspólnych programach. Traktuję to z życzliwością i wcale się tym nie denerwuję. Raz tylko mama zadzwoniła do mnie, dlaczego jej nie powiedziałam, że wyszłam za mąż, a potem już się uodporniła.(śmiech)

Kiedy poczułaś, że idziesz dobrą drogą? 

- Kiedyś na planie programu "Kobieta na krańcu świata" poczułam, że to jest dokładnie to, co chciałam robić w życiu. Ale nigdy nie czułam się tak dobrze jak w dniu, w którym zaczęła działać Fundacja UNAWEZA. Pomyślałam, że wszystkie drogi doprowadziły mnie właśnie do tego momentu. I teraz czuję się najlepiej w życiu.

JUSTYNA KASPRZAK
SHOW

Zobacz także:

Kurdej-Szatan: Znam swoją wartośćStyl.pl
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas