Quczaj. Pasmo nieszczęść ma za sobą
Miał trudne dzieciństwo, ale wyszedł na ludzi. Trudno jednak uwierzyć, że trener namawiający Polki, by „ruszyły rzyć z kanapy” unikał lekcji WF-u jak ognia.
Jako dziecko podjął męską decyzję
W jego domu w Ludźmierzu był alkohol, przemoc psychiczna i fizyczna. Ofiarami byli mama, dwie młodsze siostry pana Daniela i on sam.
Gdy był nastolatkiem, rodzice wyemigrowali do USA. Jako 18-latek odwiedził ich w Chicago i wstrząśnięty stanem mamy wręcz zmusił ją, by zostawiła ojca.
Ten do dziś nie odzywa się do syna. Pan Daniel, załamany różnymi życiowymi niepowodzeniami, też topił smutki w alkoholu.
- Chyba chciałem się zniszczyć - mówi trener personalny.
Ostatecznie udało mu się pokonać demony i nabrać wiary we własne siły. Jednak nie całe dzieciństwo Qczaja było pasmem nieszczęść.
- Dobrych chwil było mniej i dlatego tak je zapamiętałem. Jednymi z piękniejszych wspomnień były wyjazdy do babci Anielki i dziadka Józka, rodziców mojej mamy w pobliskiej wsi Maruszyna. Byłem niedawno u dziadka - był wzruszony, wspominaliśmy ten czas, kiedy jako dziecko owijałem się papierem toaletowym i śpiewałem im "Mydełko Fa" czy robiłem teatrzyki oni musieli to oglądać - śmieje się pan Daniel.
Jakim był uczniem?
- Nie będę ściemniać, że byłem piątkowiczem. Z polskiego i przedmiotów humanistycznych miałem lepsze oceny, choć i one nie były wybitne. Miałem jednak chody w szkole, bo przygotowywałem wszelkie konkursy, na czele z recytatorskimi, wyjazdowe akademie i tak dalej. To pchało mnie do przodu.
- Pani dyrektor zaproponowała mi nawet darmowe korepetycje z matematyki, za to, co robiłem dla szkoły, bo wygraliśmy komputery za spektakl o Unii Europejskiej! W końcu zwróciła się do pana od matematyki: "Marcel, ty dej mu ten dopuszczający, bo jo już ni mom siły" - relacjonuje Qczaj.
Można przypuszczać, że niedociągnięcia nadrabiał na sali gimnastycznej. Nic bardziej mylnego! Przyszła sława fitnessu w podstawówce i liceum miała zwolnienie z WF-u.
Wszystko dlatego, że nie trafił na dobrego nauczyciela, a i nie pomagały mu docinki kolegów. Pan Daniel symulował chorobę serca, byle tylko nie ćwiczyć.
- Zawsze trzymałem się z dziewczynkami, bo byłem najniższy, a większość chłopaków traktowała mnie jak popychadło. Wyzywali mnie, więc obudził się we mnie bojownik, gdy któryś z kolegów po raz kolejny zaczął to robić, użyłem chwytu, który zobaczyłem na filmie z Bruce’em Lee.
- Przyjechała karetka i od tego czasu cała klasa mówiła o mnie "Kuczaj morderca". A ja tylko chciałem pokazać, że nie jestem taki słaby. Wtedy nie miałem o sobie dobrego mniemania - opowiada pan Daniel.
Zobacz także: