Telewizja, sport i metamorfoza. Karolina Szostak: „Najważniejsze to lubić i akceptować siebie”
O jej przemianie mówili niemal wszyscy. Portale plotkarskie nie odpuszczały, mocno komentując spektakularną metamorfozę, za sprawą której pożegnała ponad 30 kg. Jej medialna historia sięga jednak daleko wstecz. Przez kilkanaście lat Karolina Szostak była jedyną kobietą w redakcji sportowej Polsatu. Dziś wielu nie wyobraża sobie sportowych wiadomości bez jej udziału. Oto historia kobiety, która kocha sport.
Aleksandra Tokarz, Interia: Jak to było z tą metamorfozą? Usiadłaś pewnego wieczoru i pomyślałaś: "Od dzisiaj zmieniam siebie"?
Karolina Szostak: Impulsem do działania był 2014 rok i pierwsza edycja "Tańca z gwiazdami" w Polsacie. Dostałam propozycję, nad którą długo się zastanawiałam. W końcu stwierdziłam, że spróbuję. Oczywiście byłam wtedy kilkanaście kilogramów grubsza. Wydawało mi się, że na treningach moja tusza nie była aż tak wielkim problemem, ale kiedy przed występem ubrano mnie w suknie, tiule i falbany miałam wrażenie, że jest mnie troszeczkę za dużo. Moja koleżanka miała wtedy swoją firmę cateringową i zachęciła mnie żebym spróbowała postu dr Dąbrowskiej. Mówiłam: "Nie ma opcji, nie dam rady", ale zrobiłam jeden tydzień, potem drugi, aż w końcu organizm się odblokował.
Na czym polega post dr Dąbrowskiej?
To samoleczenie. Tak naprawdę to nie jest dieta, tylko oczyszczanie i detoks. Uwalniamy z siebie toksyny i wszystko to, co jest w nas niezdrowe. A jak mówi dr Dąbrowska - utrata kilogramów jest jedynie efektem ubocznym całej diety. Post polega na jedzeniu surowych i gotowanych warzyw i trzech rodzajów owoców. Stosując ją dziennie można dostarczyć organizmowi zaledwie od 600 do 800 kcal.
A siłownia? Musiałaś katować się na rowerkach i bieżni?
W trakcie postu nie można mieć jakiegoś wielkiego wysiłku. Nie jest to wskazane. Bardziej spacery. Bardzo dużo chodzenia. Jeśli siłownia to tylko bieżnia.
Osiągnęłaś niemały sukces. Walka o wymarzoną figurę mocno się opłaciła.
Nie ukrywam, że przez ostatnie dwa lata znów przybyło mi trochę kilogramów, ale mam nadzieję to odczarować. Swoje robi też wiek. Umówmy się, że wchodzę już w ten okres, kiedy metabolizm nie jest już tak dobry.
Zdradź kobietom sekret. Co zrobić żeby stać się jak Karolina Szostak?
Jestem zwolenniczką tego, żeby każdy był sobą. Nie da się być kimś innym. Zawsze powtarzam, że najważniejsze to lubić siebie i akceptować. Oczywiście w granicach rozsądku. Kiedy lubimy siebie od razu inaczej się prezentujemy, inaczej wyglądamy czy rozmawiamy z innymi. Nie chowamy głowy w ramiona. Pamiętajmy, że nigdy nie będziemy jak spod igły.
Cofnijmy się nieco w przeszłość. Jest rok 1997, dołączasz do Telewizji Polsat. Trafiasz do redakcji sportowej. Ale chyba nie taki był pierwotny zamiar.
Do Polsatu trafiłam w maju. W lipcu i sierpniu pojechałam z ekipą na "Inwazję mocy radia RMF FM i Telewizji Polsat", cykl wakacyjnych koncertów w różnych miastach w Polsce. W tym czasie pojawiły się też "Paszporty Polsatu", które wkrótce rozdawaliśmy. Na początku faktycznie miałam inny plan. Chciałam zacząć od redakcji kulturalnej. Wymyśliłam sobie, że chciałabym chodzić na premiery filmowe i teatralne i tworzyć z tego materiały. Ale wtedy jakoś nikt się tym nie zainteresował, a redakcja sportowa była bardzo mała, były tam raptem trzy osoby. I stwierdziłam, że spróbuję.
Jak to wtedy wyglądało?
Na początku, przez pierwsze dwa lata mojej pracy redakcja była bardzo mała. Pracowaliśmy na najwyższych obrotach, codziennie robiliśmy serwis sportowy. Niedługo później, za inicjatywą śp. Piotra Nurowskiego i Mariana Kmity, który do dziś jest szefem redakcji sportowej Telewizji Polsat, zaczął zawiązywać się Polsat Sport. Wraz z przyjściem nowego szefa ekipa systematycznie się rozrastała. Dzisiaj z pierwszego, początkowego składu wciąż trzyma się kilka osób. Obecnie redakcyjnych osób i tych, którzy z nami współpracują - komentatorów, współkomentatorów, nazbierało się, myślę, około 110 osób.
Wciąż jesteśmy przy początkach. Miałaś wtedy swojego dziennikarskiego idola - osobę, na której się wzorowałaś i chciałaś być w przyszłości podobna do niego?
Pierwsze dziennikarskie szlify miałam w wieku 15 lat w programie "5-10-15". Prowadziłam wtedy "Szortpress" z Barbarą Nowacką. Tam też poznałam Krzysztofa Ibisza, który był świeżo po studiach aktorskich i pomagał młodzieży w tym, żeby poprawnie mówiła i dobrze się prezentowała. Po latach spotkaliśmy się ponownie w Polsacie. Nie miałam wtedy jakiegoś konkretnego wyobrażenia, bardziej kształtowałam się na tych kolegach, których miałam w Polsacie Sport, na szefie, który jest doświadczonym dziennikarzem i menedżerem. Miałam od kogo się uczyć.
Jak to było z tym sportem? Nie wierzę, że zdecydowałaś się na redakcję sportową, nie mając zielonego pojęcia o piłce nożnej czy skokach narciarskich.
Sport był zawsze obecny w moim życiu, to nie było tak, że dołączyłam do redakcji, która była poza zasięgiem moich zainteresowań. W moim domu Mistrzostwa Świata czy Igrzyska Olimpijskie były zawsze ogromnym świętem. Sama od dziecka jeżdżę na nartach, na łyżwach. Jak już zaczęłam być w redakcji sportowej to też z automatu weszłam w inne dyscypliny, zaczęłam się nimi interesować, codziennie w kiosku zamówiony był "Przegląd Sportowy" - obowiązkowy atrybut dziennikarza sportowego. Nie było internetu więc na nim się głównie opieraliśmy. A potem weszły nowe media, rozpoczęły się transmisje. Do dziś pamiętam walkę Andrzeja Gołoty z Timem Witherspoonem w Hali Ludowej we Wrocławiu. To wciąż niepobity rekord oglądalności - 12 mln widzów. Potem, kiedy powstał już Polsat Sport, naszą pierwszą dużą imprezą były Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Korea - Japonia w 2002 roku. Później, w 2006 roku, zafascynowałam się siatkówką. Pracowała wtedy przy mistrzostwach świata, poznałam środowisko, komentatorów, trenerów, zawodników, z niektórymi do dzisiaj utrzymujemy kontakt.
Przez długi czas byłaś jedyną kobietą w sportowej stacji. Jak cię traktowano? Często można bowiem spotkać się z twierdzeniem, że sport, szczególnie piłka nożna, to męska sprawa. Czy faktycznie kobiety i sport to przeciwieństwa? Jesteś chyba najlepszym dowodem na to, że wcale tak nie jest.
Na pewno to jest bardzo stereotypowe podejście. Zdarzyło mi się czasem, że faktycznie ktoś stwierdził, iż sport nie jest dla kobiet, ale myślę że to jest normalne w każdej pracy, to są jakieś sympatie i antypatie, tak się czasami zdarza. Czasami faktycznie przypominają mi się jakieś niemiłe historie, ale raczej staram się tego nie rozpamiętywać. Zbyt wiele przyjemnych rzeczy wydarzyło się za ten cały czas.
Dziennikarze to też głównie indywidualności, a wiadomo, że nigdy nie ma jednego człowieka tylko jest grupa. Poza tym za prezenterem, który pokazuje swoją twarz, stoi sztab ludzi, którzy z nim współpracują. Wspólnie przygotowujemy wydarzenia czy imprezy, a ta jedna osoba po prostu to prezentuje. Tak jak jest w moim przypadku.
W życie dziennikarza wpisane są też wpadki. Zdarzyło ci się kiedyś pomylić imię znanego sportowca?
Na przestrzeni lat tych wpadek, a niekiedy niefortunnie wypowiedzianych słów, zdarzyło się wiele. Pamiętam, jak kiedyś Legia grała z Dnietropietrowskiem. Tutaj ogromnie się zacięłam. Nigdy nie miałam kłopotu z szybkim mówieniem, ale tutaj się on pojawił. Dnipro..., dniepri..., Dniepropietrowsk przyniósł mi ogromne problemy. Ale kiedy zapala się czerwona lampka stres i nerwy są niekiedy nieodłączne.
Poza tym, wpadki są wliczone w nasz zawód. Pamiętam, że kiedyś wróciłam z wyjazdu i prosto z lotniska przyjechałam do pracy. Miałam newsy i pierwszy serwis. Wtedy było tak, że prezenter cywilny zapowiadał kolejną osobę, mówił: "Teraz Karolina Szostak, sport", zadawał jedno pytanie. Taka interakcja. Zaczął się serwis, padło pytanie, a ja straciłam głos. Zatkało mi gardło i koniec. Wtedy kamera przeskoczyła na koleżankę cywilną, która siedziała obok, a ta powiedziała: "Karoliny już z nami nie będzie". Jakbym umarła! Niejednokrotnie krzesło się samo opuściło, światło zgasło nagle podczas serwisu. Zdarzyło się wiele.
Masz swojego ulubionego sportowca?
Na przestrzeni tych 20-stu paru lat kilku tych ulubionych się przewinęło. Sportowcy to tak wybitna jednostka, że czasami nowy sezon daje nam kogoś nowego, kim się zachwycamy.
A dyscyplina?
Dyscypliny oscylują w siatkówkę, piłkę nożną, piłkę ręczną.