Reklama

Kobiety mafii: Czarna strona Wenus

​Bezwzględne i chłodne materialistki czy raczej naiwne i seksowne femme fatale?Niewinne czy świadome tego, czym zajmują się ich mężczyźni? A może nawet chętne do pomocy? Kim były partnerki legendarnych gangsterów i dlaczego zdecydowały się na taką niebezpieczną relację, próbuje wyjaśnić "Twojemu STYLOWI" Diane Ducret, francuska dziennikarka i historyczka, autorka bestsellerowej książki "Kobiety mafii".

Twój STYL: Najpierw były żony dyktatorów. Teraz zajęłaś się kobietami mafii. Skąd ta potrzeba?

Diane Ducret: Nie czułam się usatysfakcjonowana poszukiwaniami odpowiedzi na pytanie, dlaczego kobiety wybierają czasem niewłaściwych mężczyzn. Takich, którzy je ranią. A kto wydaje się jeszcze bardziej antykobiecy i niebezpieczny od dyktatorów i tyranów? Mafiosi i gangsterzy! Pomyślałam, że lata 20. w Stanach Zjednoczonych, czas gwałtownych przemian obyczajowych, prohibicji, wielkiego kryzysu, początków kształtowania się struktur mafii, będą idealne jako tło książki. Interesowało mnie, czy kobiety, które zdecydowały się zostać żonami lub kochankami gangsterów, jakoś zmieniły świat. Mało o nich wiemy, a to nieprawda, że są nieważne, że nikt się z nimi nie liczył. Zafascynowały mnie kobiety, których losy poznałam podczas pisania.

Reklama

Dlaczego pociągają cię kobiety "złe"? 

- Zawsze mi się wydawało, że jestem dziewczyną, która podejmuje w życiu niewłaściwe decyzje. Sama mogłabym być żoną dyktatora albo mafiosa. Wiąże się to z moją przeszłością - zostałam adoptowana, nie wiem, dlaczego biologiczni rodzice mnie oddali. Było mi z tym źle, czułam się niepewna, złakniona miłości. Kiedy się zakochałam, miałam 18 lat. Ten mężczyzna mnie skrzywdził. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to historia intymna i dawno została zamknięta, ważne jest to, że mu na to pozwoliłam. Długo analizowałam, dlaczego dałam się wykorzystać. Nie chciałam całe życie być ofiarą, powtórzyć błędów i dać się zranić kolejny raz. Kobiety czasem wpadają w takie koleiny. W swoich książkach badam, dlaczego niektóre z nas nie potrafią się ochronić. W imię czego dają się ranić? Wszystko można usprawiedliwić miłością? Kobiety dyktatorów i gangsterów okazały się świetnym "materiałem porównawczym" dla mojego życia. 

Czego szukasz w ich historiach? 

- Szukam tej, którą bałabym się zostać, tej, którą chciałabym być, i tej, którą cieszę się, że nie jestem. (śmiech) 

Jakie kobiety podobały się mafiosom? 

- Niektóre były piękne, seksowne i charakterne. Inne - ciche, skromne i pośledniej urody, jak choćby moja ulubienica, Mae Coughlin, żona bossa mafii z Chicago, Ala "Scarface’a" Capone. Idealnie pasowałaby na jedną z bohaterek serialu "Gotowe na wszystko". Przykładna żona i matka, zajmowała się domem i synem. Albert, syn Mae i Ala, w wyniku zapalenia wyrostka sutkowatego był niemal całkiem głuchy. Mae dbała, żeby nie wpłynęło to na jego rozwój i edukację. 

Nie pasowała do obrazka "żony gangstera" również dlatego, że była religijną osobą. 

- Wywodziła się z prostej, pobożnej irlandzkiej rodziny - ojciec murarz, matka zajmowała się domem. Mae do kościoła chodziła codziennie. Zapewne modliła się o zdrowie syna i męża, o którym nigdy nie było wiadomo, czy wróci do domu,czy zginie w strzelaninie. Brak urody nadrabiała klasą i stylem - publicznie pokazywała się nienagannie ubrana: włosy ułożone w fale, kapelusz, pantofle na obcasie. Rękawiczki i futrzana etola, za którą mogła się ukryć przed fleszami fotografów. Spokojna i milcząca, nie reagowała na ataki dziennikarzy nawet wtedy, kiedy jej mąż przebywał w najpilniej strzeżonym amerykańskim więzieniu Alcatraz, a ona jeździła go odwiedzić. Nigdy nie powiedziała nic, co mogłoby mu zaszkodzić. 

On nie był jej wierny. 

- Miał kochanki, ale oficjalnie się z nimi nie pokazywał. Po swojemu dbał o rodzinę, a żona nie wypytywała o jego sprawy i "wyjazdy w interesach". Tak była wychowana - w domu czas mężczyzny był święty, tam miał się relaksować, a nie stresować. Mae grała rolę żony idealnej i nie buntowała się przeciw temu. Co czuła naprawdę, nigdy się nie dowiemy. 

Jak mogła żyć z wrogiem publicznym numer jeden? 

- Al twierdził, że żona i syn byli dla niego najważniejsi. Skarżył się, że ma dla nich za mało czasu, zabierał ich na wakacje, kupował kolejne domy... Na operację, która miała przywrócić słuch Sonny’emu (tak nazywał syna), wydał u najlepszego chirurga w Nowym Jorku 100 tysięcy dolarów! To była zawrotna suma, ale dla bliskich był w stanie zrobić wszystko. Z więzienia pisał do żony pełne czułości listy, zapewniał ją o swojej miłości. Do dziś nie wiadomo, ile Mae wiedziała o jego sprawach. Może świadomie pewnych rzeczy do siebie nie dopuszczała? 

Wszystkie kobiety, które wiązały się z przestępcami, wolały udawać, że nie wiedzą, na czym dokładnie polega "praca" mężów? 

- Część na pewno i robiły to dla spokoju sumienia - korzystały z pieniędzy mężów, ale chciały spać spokojnie. Gangsterzy jednak przyciągali też inny typ kobiet, taki, którym wciąż było mało zabawy, pieniędzy, doznań, alkoholu, diamentów, futer i... par butów. (śmiech) One wiedziały, z kim się zadają i jak ci mężczyźni zarabiają na ekstrawagancki styl życia. Taka była Virginia Hill, oszustka i dziewczyna Benjamina "Bugs’ego" Siegela, współzałożyciela i przywódcy gangu Murder Incorporated, czy Louise Rolfe, którą nazywano też "The Blond Alibi" (Alibi w kolorze blond). 

Skąd ten przydomek? 

- Louise była kochanką Jacka McGurna (pseudonim "Machine Gun", karabin maszynowy), osobistego ochroniarza Ala Capone, odpowiedzialnego za wiele krwawych morderstw. Podejrzewa się, że to on zaplanował operację, która później została nazwana Masakrą w Dniu Świętego Walentego. Zginęło w niej siedmiu członków gangu North Side, a do zdarzenia doszło rankiem 14 lutego 1929 roku. Wieczorem do pokoju hotelowego, w którym przebywali Louise i Jack, weszli policjanci i aresztowali parę. Na posterunku skuta w kajdanki Louise skupiała się wyłącznie na tym, żeby dobrze wyjść na policyjnych zdjęciach. Rude futro, czarna koronkowa sukienka, czepek, spod którego uciekały platynowe loczki. W czasie przesłuchania  kokietowała obecnych w pokoju policjantów - trzepotała rzęsami, mizdrzyła się. Paliła papierosa i zapewniała, że 14 lutego ona i Jack nie wychodzili z łóżka. Przecież były walentynki... 

Kobiety mafii dzięki swoim "sposobom" potrafiły wyciągnąć mężczyzn z poważnych tarapatów. 

- McGurn został uniewinniony dzięki zeznaniom Louise, chociaż nikt nie miał wątpliwości, że oboje kłamią. Seksapil potrafiła wykorzystać też Dorothy di Frasso, największa uwodzicielka Hollywood w tamtych czasach. Córka milionera wiedziała, jak się w życiu ustawić. Po dwóch nieudanych związkach poślubiła 30 lat starszego hrabiego di Frasso - do szczęścia brakowało jej tylko tytułu szlacheckiego. Rzadko spędzali razem czas, bo hrabia był członkiem włoskiego parlamentu i zajmował się głównie polityką. Po ślubie Dorothy kupiła posiadłość w Beverly Hills i zaczęła organizować ekstrawaganckie przyjęcia. Mimo że zdarzyło jej się zatrudnić bokserów, którzy dla hecy poturbowali część gości, śmietanka Hollywood marzyła, żeby dostać zaproszenie na party do hrabiny. Bywali u niej Marlena Dietrich, Clark Gable, Cary Grant. 

Ale gdzie tu mafia? 

- Di Frasso zakochała się we wspomnianym już "Bugsym", największym playboyu wśród gangsterów. Konkurowała o jego względy z Virginią Hill. Bugsy był znawcą mody, ale też nieprzewidywalnym przemytnikiem. Zafascynowana nim Dorothy pokazywała się u jego boku na eleganckich przyjęciach i czerwonym dywanie. Bugsy świetnie się w tej roli odnalazł - przystojny, zabawny, umiał czarować kobiety. A Dorothy? W imieniu Siegela próbowała później handlować bronią z Mussolinim. Traktowała to jak zabawę. Znajomość z gangsterem uważała za podniecającą. 

Były w tamtych czasach kobiety, które same zakładały gangi i prowadziły ciemne interesy? 

- Ada i Minna Everleigh uciekły od mężów i postanowiły, że już nigdy nie będą zależne od mężczyzn. Nie chciały być żonami i matkami, ale pracownicami fabryk czy kelnerkami też nie - w tamtych czasach kobiety nie miały większego wyboru. Pierwszy dom publiczny założyły w roku 1895 w Omaha. Zarobione pieniądze i zdobyte koneksje z wpływowymi mężczyznami pozwoliły im pięć lat później otworzyć w Chicago elegancki Everleigh Club. W środku królował przepych: marmurowe rzeźby, mahoniowe ławy, złocone meble. W klubie była sala z muzyką na żywo, restauracja, a nawet biblioteka i galeria sztuki. Pokoje dźwiękoszczelne, z fontannami, każdy w innym stylu. 

Wśród klientów bogacze, przedsiębiorcy, politycy i... gangsterzy? 

- Wejście do klubu kosztowało 50 dolarów, a przeciętna miesięczna pensja robotnika wynosiła około 40 dolarów. Jednak w Chicago bogatej klienteli nie brakowało. Szef kuchni serwował gościom dania z perliczek, bażantów, homarów i krabów, podawał je na złoconej porcelanie, a napoje - tylko wino i szampan - w kryształowych kieliszkach. Siostry Everleigh dbały o pracownice, zapewniając im m.in. opiekę lekarską. Uczyły je manier, bo chciały, żeby zachowywały się jak damy. Oczekiwały rozeznania w literaturze, a także znajomości sztuki prowadzenia konwersacji. Klub Everleigh szybko stał się najbardziej znanym domem publicznym w Stanach Zjednoczonych. Dziennikarze mieli wstęp za darmo (z czego chętnie korzystali), a potem opisywali go w gazetach, robiąc mu reklamę. Wśród gości przemysłowcy, politycy, arystokracja i członkowie europejskich rodzin królewskich. Biznes przynosił siostrom spore pieniądze. 

Siostry Everleigh utrzymywały kontakty z mafią? 

- Oficjalnie nie, ale znały każdego, kto miał wtedy pieniądze. Potrafiły o siebie zadbać i odnalazły się w męskim świecie - klub działał bez przeszkód głównie dzięki temu, że utrzymywały dobre stosunki z politykami. Sprawę skomplikowało zabójstwo jednego z gości - zginął w pobliżu klubu. Niektórzy twierdzili, że były to porachunki gangsterów, inni morderstwo przypisywali prostytutkom. Everleigh Club został zamknięty na polecenie władz miasta, które wydały tę decyzję pod wpływem nacisków grup religijnych. Siostry wyniosły się do Nowego Jorku, gdzie uruchomiły... klub czytelniczy. 

Któraś z kobiet cię zaskoczyła? 

- Nie spodziewałam się, że polubię Bonnie Parker, partnerkę Clyde’a, tę samą, o której powstało tyle filmów i piosenek. Kiedy przeczytałam jej wiersze, listy i pamiętniki, okazało się, że była marzycielką - tak naprawdę pragnęła miłości, męża i dziecka, bo brakowało jej rodzinnego ciepła w dzieciństwie, a skończyła jako morderczyni zastrzelona przez policję. Tylko dlatego, że zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie. 

- Dlaczego kobiety takie jak Bonnie wiązały się z gangsterami i pakowały w tarapaty? 

- Wydawało im się, że przy tych mężczyznach będą miały więcej wolności. I że nie skończą jak ich matki - zapracowane, zmęczone, nieszanowane. W towarzystwie gangsterów mogły pić alkohol - a był to czas prohibicji - palić, tańczyć do rana, prowadzić samochód, uprawiać seks i niekoniecznie od razu wychodzić za mąż. Poza tym ci mężczyźni im się podobali, wydawali się ekscytujący, pociągało je to, że byli niebezpieczni. 

Gangster jako odtrutka na nudę? 

- Nie tylko. Miały odwagę porzucić stereotypowe role, na które skazane były w tamtych czasach kobiety. Ich zachowanie było czymś w rodzaju małej rewolucji, która przyczyniła się do późniejszych zmian społecznych. 

Ale przecież wiązały się z mordercami i złodziejami. Trudno je lubić. 

- Ja ich nie oceniam. I tak zostały niesprawiedliwie potraktowane przez historię - o wielu z nich zapomniano. Ich partnerzy robili potworne rzeczy, ale do dziś są sławni. A one? Według Johna Edgara Hoovera, ówczesnego szefa FBI, te kobiety były winne przede wszystkim dlatego, że dawały zły przykład społeczeństwu. Powinny być matkami i żonami, fundamentem życia społecznego. Powinny czuć odpowiedzialność! Takie słowa nigdy nie padły w odniesieniu do mężczyzn. 

Nie tylko ówczesne społeczeństwo miało problem z "kobietami mafii", prawo również. Sędziowie i policjanci nie wiedzieli, jak je traktować. Skazywać na więzienie? Ale za co i na jakiej podstawie? 

- W tamtych czasach uważano, że kobiety nie są zdolne do przemocy, bo z natury są miłe, grzeczne i łagodne. W czasie pierwszych procesów kobiety zamieszane w działania gangów były uniewinniane. Ale przestępczyń pojawiało się coraz więcej. Jednak myśl, żeby wsadzać je do więzienia, była w tamtych czasach szokująca. 

Bezpieczniej było uznać, że są chore. 

- Skoro w cywilizowanym świecie nie można już było nazywać ich czarownicami, trzeba było wymyślić chorobę. Pasowała do tego histeria. W ten sposób można było wytłumaczyć naprawdę wiele. Jeśli kobieta nie spełniała pokładanych w niej społecznych oczekiwań, z pewnością miała problemy psychiczne, chociaż robiła to, co wielu mężczyzn, którym nikt choroby nie zarzucał. 

Niektórym może to przeszkadzać, ale w swoich książkach pokazujesz, że nikt nie jest całkowicie zły - dyktatorzy czy gangsterzy też mają ludzkie oblicze. 

- W pisaniu nie interesuje mnie czerń i biel, raczej wszystkie odmiany szarości. Bohaterki najnowszej książki nie są chore, po prostu ulegają urokowi mężczyzn, którzy są zdolni do zbrodni, ale którzy potrafią też kochać. Nawet o gangsterach nie da się jednoznacznie powiedzieć, że wszyscy byli bezdusznymi potworami. To najczęściej emocjonalnie pokiereszowani mężczyźni - z jednej strony agresywni i bezwzględni, z drugiej delikatni i krusi. 

Myślisz, że twoje koleżanki byłyby w stanie związać się z gangsterem? 

- Znam wiele kobiet, których nie obchodzi dobra praca, które nie szukają męża, nie myślą o dzieciach. Chcą być wolne i żyć po swojemu. Może nie wszystkie kochanki i żony gangsterów były w pełni niezależne, ale na pewno ich główną motywacją była chęć wyrwania się z ograniczających je społecznych konwenansów. I ja to rozumiem. 

Rozmawiała ANNA RĄCZKOWSKA

TWÓJ STYL 12/2017

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy