Reklama

Luksusy jak w... kontenerze

Poszukiwanie komfortu za niewielką cenę kilka lat temu zaowocowało boomem na mikroapartamenty. Teraz moda na ładne i tanie mieszkania wydaje się wchodzić w nową fazę. Na imię jej: morskie kontenery.

W Polsce fraza "mieszkanie w kontenerze" budzi - delikatnie mówiąc - mieszane uczucia. Częściej niż z luksusem, kojarzy się z jego przeciwieństwem: wyrastającymi na obrzeżach miast osiedlami prowizorycznych domków socjalnych. Zwykle otwierane z pompą, początkowo wyglądające całkiem schludnie, wraz z pierwszą jesienią zaczynają zdradzać swoje mankamenty. Cienkie ścianki nie izolują od niskich temperatur, na ścianach wykwita grzyb, a alejki między kontenerami zamieniają w bagniste szklaki. Jeszcze gorzej robi się zimą, gdy za elektryczne ogrzewanie przychodzą horrendalne rachunki. Długi mieszkańców rosną, a kontenery powoli popadają w ruinę, stając się "osiedlami wstydu"  - straszakiem na tych, którym grozi eksmisja z bardziej przyzwoitych lokali.

Reklama

Mając w pamięci takie obrazy, trudno uwierzyć, że na Zachodzie domy z kontenerów nie tylko stanowią modny obiekt pożądania, ale też zdobywają nominacje do prestiżowych, architektonicznych nagród. Jak się okazuje, kontener kontenerowi nierówny...

Akademik na wodzie

Kilka lat temu o  włos od wyróżnienia na World Architecture Festival znalazł się kopenhaski akademik Urban Rigger. Posadowiona w porcie budowla, składa się z umieszczonych na wodzie kontenerów, ułożonych w trójkątne kształty, których łączna powierzchnia mieszkalna to 300 metrów kwadratowych (całkowita powierzchnia inwestycji to ok. 750 metrów kwadratowych). Oprócz przestrzeni prywatnych do dyspozycji lokatorów przeznaczono: wewnętrzny ogród z miejscem do grillowania, zielony taras na dachu, dok dla kajaków, pomost i basen. Jest też piwnica: pod poziomem morza, dzięki specjalnej pontonowej konstrukcji wygospodarowano komórki lokatorskie, kuchnię, przestrzeń do wypoczynku, pokój do majsterkowania i samoobsługową pralnię. O prowizorce nie ma tu mowy: wszystkie pomieszczenia prezentują się nowocześnie, a za ich wyposażenie odpowiedzialna była ceniona duńska firma BoConcept. Dodatkową atrakcją jest zachwycający widok na morze, rozciągający się z okien akademika.

Kopenhaska rezydencja to może najbardziej luksusowy, ale niejedyny kontenerowy akademik w tej części Europy. Z  modułowego budynku mogą korzystać też studenci w Amsterdamie - otwarty w 2006 roku, zbudowany z tysiąca recyklingowanych kontenerów kolos, jest prawdopodobnie największą, stworzoną z tego materiału budowlą na świecie.

Pomyślany jako tymczasowe rozwiązanie, z czasem zyskał sympatię studentów i zgodę władz miasta, na bezterminowe funkcjonowanie. "Moja pierwsza myśl? To jakiś slums, nie będę mieszkał w kontenerach. Zacząłem jednak odwiedzać kolegę, który wynajmował tu apartament i uznałem, że wszystko wygląda lepiej niż się spodziewałem. Kiedy sam się przeprowadziłem, utwierdziłem się w przekonaniu, że to naprawdę komfortowe miejsce: mam dużo przestrzeni, balkon, klimatyzację, nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej", mówi dziennikarzom "Guardiana" Timothy Ader, 24-letni student, lokator nietypowego akademika.

Jak z klocków Lego

Tego rodzaju budowle to nie tylko europejski fenomen. Kontenerowe konstrukcje wyrastają na całym świecie od Los Angeles do Bombaju, nieraz przybierając najbardziej niesamowite formy. Nic dziwnego - obok niewielkiej ceny (w Polsce za metr kwadratowy urządzonego pod klucz domku z kontenera trzeba zapłacić ok. 3 tys. złotych) to właśnie elastyczność jest ich największym atutem. Morskie kontenery są jak klocki Lego - można zbudować z nich niemal wszystko. "Wyobraź sobie, że dostarczają ci pokój w jednym kawałku: ze ścianami, podłogą i sufitem. Ustawiasz ten pokój, po czym dokładasz do niego kolejny i kolejny", tak budowanie z kontenerów opisuje branżowy serwis ArchDaily.

Architekci oprócz akademików, biurowców i osiedli socjalnych projektują też jednorodzinne domy i letniskowe rezydencje. I to właśnie przy tych ostatnich puszczają wodze fantazji. W ich wizjach domy z kontenerów rzadko zachowują prostą, kubiczną formę. Moduły są łączone, ustawiane prostopadle, układane jeden na drugim, zyskują balkony, tarasy, ogrody na dachach, albo gigantyczne okna, wycinane w blaszanych fasadach. Często po wykończeniu (obejmującym nie tylko wyposażenie, ale też docieplenie, izolację, zadaszenie i położenie elewacji) przypominają raczej modernistyczne rezydencje niż blaszane pudełka. Tym bardziej, że pieniądze - zaoszczędzone ma materiale i robociźnie - pozwalają nadać ich wnętrzu i wyposażeniu luksusowy wygląd. W efekcie kontenerowa estetyka śmiało może konkurować z tradycyjnymi budowlami. Dowód? W 2014 roku postawiona na Sunshine Coast rezydencja, zdobyła główną nagrodę Australijskiego Instytutu Architektury.

Cena to nie jedyna przyczyna popularności domów z kontenera. Nie bez znaczenia jest tempo budowy: kontener można zamówić i sprowadzić samodzielnie, ale na rynku działają też specjalistyczne firmy, które oferują montaż i przygotowanie kontenera pod klucz. Czas realizacji zamówienia? Od kilku dni do kilku miesięcy.

Przychylnym okiem na domki z kontenerów patrzą również ekolodzy: tego rodzaju konstrukcje nie tylko realizują ideę recyklingu i filozofię less waste, ale też generują niewielki w porównaniu do tradycyjnego budownictwa ślad węglowy. Doskonałym przykładem opartej na tych postulatach inwestycji jest Manifesto House w Chile - wzniesiony w zaledwie trzy miesiące dom, zbudowany w całości z recyklingowanych materiałów, którego bazę stanowią właśnie morskie kontenery. 

To dopiero początek

Nic więc dziwnego, że architekci i miłośnicy tej odnogi modułowego budownictwa, snują ambitne wizje. Międzynarodowa pracownia projektowa CRG Architects zaproponowała, by w krajach rozwijających się, zbudować gigantyczne, kontenerowe wieżowce, w których mogliby zamieszkać ludzie, zasiedlający dziś slumsy. Oparty na podobnej idei projekt stworzyło też Indyjskie biuro Ganti + Asociates (GA) Design - ich wieżowiec dla ubogich miałby stanąć w Bombaju.

Są też tacy twórcy, którzy własnym przykładem chcą walczyć ze stereotypowym postrzeganiem kontenerowego budownictwa jako nietrwałego i przeznaczonego dla osób o niskich dochodach. Kanadyjski architekt Keith Dewey, kilka lat temu przeprowadził się do samodzielnie zaprojektowanego, postawionego w Kolumbii Brytyjskiej domu, który zbudował z ośmiu kontenerów morskich. "Ludzie odwiedzają mnie i otwierają szeroko oczy", mówi dziennikarzom "Guardiana". "Uważam, że ten trend ma wielką przyszłość. Kontenery są stworzone z materiału, który możesz przetwarzać niemal w nieskończoność, to recykling idealny".

Kłopoty w raju

Są jednak i tacy, którzy studzą entuzjazm. Mark Hogan, amerykański architekt i kierujący pracownią Open Scope Studio, na swoim blogu, odpowiadając na pytanie o to, "Co jest nie tak z budowlami z morskich kontenerów" pisze:  "Nic, jeśli tylko używasz ich we właściwym celu". A z tym często jest problem...

Przez właściwy cel Hogan rozumie konstrukcje tymczasowe, niewielkie, albo wznoszone w lokalizacjach, gdzie budowa na miejscu jest niemożliwa . Wylicza też najczęstsze pułapki, w jakie można wpaść, inwestując w dom z kontenera. Jest to przede wszystkim koszt: tego rodzaju domy są tańsze, ale tylko wtedy, gdy mają niewymyślną konstrukcję. Wszystko, co wykracza poza najprostsze zestawianie modułów, winduje koszty do poziomu porównywalnego z tradycyjnym budownictwem. Poza tym: rozmiar - wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że dom z kontenera to budowla o wąskich pokojach i niskim suficie. Dalej: izolacja, którą trzeba pokryć każdą ze ścian, dodatkowo zmniejszając i tak już niewielką powierzchnię. Później: wentylacja i ogrzewanie, często wymagające skomplikowanych i kosztownych rozwiązań. Wreszcie: zdrowie - jeśli nie mamy pewności co wcześniej transportowano w zakupionym przez nas kontenerze, moduł trzeba poddać starannej i fachowej dezynfekcji. Możemy oczywiście kupić nowy kontener, który za niewielką cenę oferują chińskie firmy, ale co stanie się w tedy z proekologiczną postawą?

Domy z morskich kontenerów nie są więc tak idealne, jak mogłoby się wydawać. Chętnych do ich stawiania, pewnie jednak nie zabraknie. Przynajmniej do czasu, aż w budownictwie nie pojawi się kolejny, gorący trend, obiecujący luksus za przystępną cenę. 

***

#POMAGAMINTERIA

1 czerwca reprezentantka Polski w kolarstwie górskim Rita Malinkiewicz i jej koleżanka Katarzyna Konwa jechały na trening w ramach autorskiego projektu Rity dla pasjonatów kolarstwa #RittRide for all. Z niewyjaśnionych przyczyn w Wilkowicach koło Bielska-Białej wjechał w nie samochód jadący z naprzeciwka. Kasia przeszła wiele operacji w tym zabieg zespolenia połamanego kręgosłupa i połamanej twarzoczaszki oraz częściową rekonstrukcję nosa i języka. Rita nadal pozostaje w śpiączce farmakologicznej, a jej obecny stan zdrowia jest bardzo ciężki. Potrzeba pieniędzy na ich leczenie i rehabilitację. Sprawdź szczegóły >>>



Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy