Martyna Wojciechowska: Przede wszystkim mam porządek w głowie

"Wymagam od siebie i od swojego organizmu więcej i przekonałam się, że to działa. I organizm pięknie ci się odwdzięcza. Zanosi mnie na te wszystkie szczyty gór, w morskie głębiny i na krańce świata. I mimo że parę razy rzeczywiście nadszarpnęłam jego możliwości, to mimo wszystko tak, pięknie mi się odwdzięcza" – mówi Martyna Wojciechowska Katarzynie Stoparczyk, autorce książki "Jak mieć w życiu frajdę?" w której znani Polacy dzielą się opowieściami o tym, co daje im radość. Poniżej publikujemy jej fragment.

Martyna Wojciechowska przyznaje, że jest szczęśliwa
Martyna Wojciechowska przyznaje, że jest szczęśliwaRadoslaw NawrockiAgencja FORUM

Katarzyna Stoparczyk: - Jesteś szczęśliwa?

Martyna Wojciechowska: - Jestem bardzo szczęśliwa. Jestem uradowana i uśmiechnięta każdego dnia, naprawdę cieszę się i dziękuję za to wszystko, co mam.

Miewasz bałagan w domu?

- Miewam. Czasami.

Lubisz bałagan?

- Nie, nie przepadam za  bałaganem. Są rzeczy, w których utrzymuję idealny porządek, na przykład notatki z podróży, pamiętniki, wklejane tam bilety. Tutaj mam rzeczywiście idealny porządek, bo to jest moje narzędzie pracy.

Mam wrażenie, że ta praca chyba nie jest w ogóle pracą. Jeżeli ty nigdy nie odpoczywasz, do czego się przyznajesz, to znaczy, że musisz czerpać odpoczynek i satysfakcję z roboty, ale ta robota nie może wtedy być robotą.

- Być może granice pracy mi się trochę zatarły, ale nie mam z tym problemu, ponieważ ja naprawdę uwielbiam to, co robię, żyję tym. To jest wielki przywilej, wielka radość, że możesz robić w życiu to, co naprawdę kochasz.

A gdzie jeszcze masz porządek?

- Przede wszystkim mam porządek w głowie.

Czy trzeba sobie uporządkować przestrzeń na  zewnątrz, żeby porządek w głowie był możliwy?

- Przede wszystkim mam porządek w szafach, w szafkach, w szufladach, w dokumentach, w papierach, w ubraniach. Mogę z zamkniętymi oczami powiedzieć, gdzie co mam. Nawet jeśli jesteś na kolanach, to stać cię na to, żeby podnieść głowę, wstać i iść dalej. Czasem zdarza mi się po prostu wypakowywać walizkę z krańca świata i zrobić totalny bałagan, ale na krótko. Ale rzeczywiście coś w tym jest, że istnieje taki proces, który wypracowałam w sobie, że jeśli mam jakieś problemy do rozwiązania, choć tak naprawdę w większości mamy do czynienia z wyzwaniami, z którymi musimy sobie poradzić, a nie z problemami do rozwiązania, to zdarza mi się, że staję przed szafą z dokumentami albo z ubraniami, wyciągam wszystko, wyrzucam i zaczynam metodycznie układać zawartość na miejscu. Pozwala mi to uporządkować myśli.

To jest bardzo logiczne. Kiedy uporządkujemy szafę, czujemy ulgę, spokój. Istotny jest też chyba minimalizm, żeby nasze mieszkanie, a tym samym nasze wnętrze, nie zarastało nadmiarem przedmiotów i myśli. To dobry kierunek?

- Bardzo dobry kierunek. Kiedyś przywoziłam z podróży bardzo dużo pamiątek, figurek, jakichś obrazków. Zaczęłam to wszystko oddawać na licytacje. Ktoś dzwonił: "Martyna, mamy tutaj taką licytację...". Ja na to: "Bardzo proszę, tu mam taką rzeźbę, właśnie zdejmowałam z  półki, proszę". Oddawałam bez żalu. Pozbyłam się większości rzeczy w przeświadczeniu, że wielu z nich naprawdę nie potrzebuję, że niepotrzebnie zaburzają moją przestrzeń. Teraz z podróży przywożę wspomnienia, emocje, doświadczenia i to jest znacznie bardziej wartościowe.

Czy to prawda, że masz 20 procent uszczerbku na zdrowiu?

- Tak, głównie po tym wypadku samochodowym.

I co ci ten uszczerbek robi?

- Nic mi nie robi. Chociaż w świetle prawa mogłabym na przykład zostać rencistką.

Ale to by zabrzmiało! Rencistka Martyna Wojciechowska to jest oksymoron.

- Na pewno tak. Wymagam od siebie i od swojego organizmu więcej i przekonałam się, że to działa. I organizm pięknie ci się odwdzięcza. Zanosi mnie na te wszystkie szczyty gór, w morskie głębiny i na krańce świata. I mimo że parę razy rzeczywiście nadszarpnęłam jego możliwości, to mimo wszystko tak, pięknie mi się odwdzięcza.

Martyna Wojciechowska dla wielu Polek jest inspiracją
Martyna Wojciechowska dla wielu Polek jest inspiracjąMaksymilian CzekajAgencja FORUM

Kochasz morskie głębiny, kochasz góry, kochasz naturę, świat, planetę, ekologię i nagle przydarza ci się jakaś historia z plastikiem...

- Rzeczywiście, po jednym moim wpisie w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja i  została mi  przyklejona łatka, która jest bardzo niesprawiedliwa i  nieprawdziwa. Ci, którzy mnie znają, śledzą w mediach to, co robię przez ponad dwadzieścia lat, doskonale wiedzą, jak ważna jest dla mnie natura, jak ważne jest to, żebyśmy my, ludzie, odpowiedzialnie postępowali z przyrodą. Bo  przecież nie mamy planety B,  mamy tylko jedną planetę Ziemię. Podróżując na  krańce świata i widząc, jak bardzo zrujnowaliśmy tę planetę, mam głęboką świadomość, że my ją zostawimy naszym dzieciom, kolejnym pokoleniom.

Co napisałaś?

- Że plastik i szkło to mogą być śmieci, jeśli wyrzucimy je do nieodpowiedniego pojemnika, ale to mogą być też surowce wtórne, które zostaną poddane recyklingowi i przetworzone na coś innego. Każde z opakowań ma swoje plusy i swoje minusy.

Niemniej jednak plastik zabija ryby, zabija oceany. Rozdrobniony plastik to jest coś potwornego, przecież musiałaś mieć świadomość...

- To, o czym napisałam, dotyczyło tego, żeby każdy z nas podejmował decyzję, co zrobi z plastikowym opakowaniem, kiedy je wyrzuca. Czy ono trafi do recyklingu, czy wyrzucimy je w sposób nieodpowiedzialny. Chodziło mi tylko o to, że to my decydujemy, co zrobimy z surowcami, które znalazły się w naszych rękach.

W życiu chodzi o to, żeby nie przeżyć go tylko dla siebie - twierdzi Martyna Wojciechowska
W życiu chodzi o to, żeby nie przeżyć go tylko dla siebie - twierdzi Martyna WojciechowskaArtur Zawadzki/REPORTEREast News

O co chodzi w tym życiu?

- Żeby nie przeżyć go tylko dla siebie. Marzyłam o tym, żeby zostać lekarzem, to było moje wielkie marzenie, ale go nie zrealizowałam. Trochę żałuję, bo uważam, że to najpiękniejszy i najbardziej przydatny zawód na świecie.

A nie jesteś lekarzem?

- W sensie emocjonalnym jestem lekarzem dla siebie samej i swoich bliskich.

A Kabula, której odrąbano rękę, a ty spełniłaś jej marzenie i uleczyłaś jej duszę? Ile masz dzieci?

- Oj, dużo mam dzieci. Dzieci adoptowanych, którymi się zajmuję, jest rzeczywiście na świecie kilkoro.

Czy tych dzieci w pewien sposób nie leczysz?

- One same się leczą przez to, że dostają możliwości. To nie jest tak, że to ty jesteś w stanie zrobić coś za człowieka.

Kiedy jednak zabraknie człowieka, który jest w stanie wydobyć to coś, co drugi człowiek w sobie ma, wtedy to coś nigdy nie ujrzy światła dziennego.

- Kabula jest wyjątkową dziewczyną. Kiedy ją poznałam, była zamknięta w sobie, introwertyczna. To była dziewczyna po bardzo ciężkich doświadczeniach. W Tanzanii szamani wmówili ludziom, że z części ciała albinosów można produkować magiczne eliksiry i amulety. Kabula padła ofiarą zabobonów, odrąbano jej rękę i ona cudownie przeżyła, bo to należy traktować w kategoriach cudu. Kiedy dostała możliwość, żeby się uczyć, żeby się rozwijać, żeby mieszkać w bezpiecznym miejscu, a mieszka teraz w prywatnej szkole typu Montessori, w szkole z internatem, gdzie jest absolutnie bezpieczna, okazało się, że ten jej hart ducha, charakter, który dostrzegłam w trakcie mojego pierwszego pobytu w Tanzanii, to jest coś niezwykle silnego. Ja wiem, że ona te możliwości wykorzysta w najlepszy sposób.

Książka Katarzyny Stoparczyk "Jak mieć w życiu frajdę" ukazała się nakładem wydawnictwa Mando
Książka Katarzyny Stoparczyk "Jak mieć w życiu frajdę" ukazała się nakładem wydawnictwa Mandomateriały prasowe

Mówisz jak dumna matka o swoim dziecku. A co dzisiaj powiedziałabyś tej małej dziewczynce, która ciągle jest w tobie?

- Żeby wciąż miała odwagę być sobą, żeby ufała swojej intuicji, swoim wyborom, żeby nie wierzyła, jeśli ktoś jej mówi, że niemożliwe istnieje. Żeby wciąż miała potrzebę doświadczania i udowadniania, że jednak niemożliwe nie istnieje. Chciałabym te cechy w sobie pielęgnować.

A za co byś tej małej dziewczynce dzisiaj podziękowała?

- Za ciekawość i upór. Podziękowałabym jej za to, że wciąż ze mną jest.

Na co nie warto tracić w życiu czasu?

- Na pielęgnowanie złych emocji. Warto wybaczać także tym ludziom, którzy nas nie proszą o wybaczenie. Wybaczać im dla siebie samych.

Jaki powinien być mężczyzna, abyś mogła być u jego boku naprawdę szczęśliwa? Żebyś mogła rozwijać przy nim skrzydła, zdobywać szczyty i nigdy nie czuć nad sobą sufitu?

- To, co najbardziej mnie fascynuje w mężczyznach, a czego ja potrzebuję, to jest dystans do siebie i do świata. To jest rzadko spotykana cecha u mężczyzn, którzy lubią się puszyć, rozkładać pawi ogon. Jeśli to wiedzą i widzą, i potrafią z tego zażartować, to już nie jest źle. Jeśli okopują się w tym, że coś wiedzą najlepiej, a zwrócenie im na to uwagi odbierają jako podważanie ich męskiego autorytetu, to jest pierwszy krok do tego, żeby mieć w życiu problemy i konflikty.

- Na pewno poczucie humoru, na pewno dystans, na pewno radość życia. Na pewno duża doza szaleństwa, bo czym byłoby życie, gdybyśmy nie mieli w sobie szaleństwa i potrzeby dziecięcego wywracania wszystkiego do góry nogami tylko po to, żeby zrobić coś zwariowanego. Na koniec ludzie często wspominają, że mogli więcej podróżować, więcej mówić ludziom, że  ich kochają, że  mogli być bardziej szaleni. Tego nam na koniec brakuje.

Żadna ze starszych osób pytana na łożu śmierci o to, czego żałuje, nie powie, że za mało czasu spędziła w pracy przy komputerze. A jeśli chodzi o człowieka, który mógłby i chciałby dotrzymać ci kroku, życzę ci kogoś, kto będzie w stanie ochronić dobro w tobie i twoją wrażliwość, i przy którym naprawdę będziesz mogła w pełni rozwijać swoje skrzydła.

- Zastanawiam się, Kasiu, jak po takiej rozmowie mam tak po prostu wyjść i wrócić do swoich codziennych zajęć. Chciałoby mi się zostać tu na zawsze.

Powiedziała Martyna, a ja znowu zobaczyłam w jej oczach wrażliwość dziecka, które każdego dnia zakłada twardy pancerz, by przetrwać. Ale może kiedyś przyjdzie taki czas, że go porzuci. I pofrunie lekko najpierw do samej siebie. A potem do gwiazd.

"Na zdrowie": Gruszka miłosna, jajo krzewiaste, bakman, czyli... bakłażanInteria.tv
Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas