Reklama

Odjazdowa ciocia Krysia

​Wybitna aktorka teatralna i filmowa z charakterystycznym głosem. A prywatnie? Sierota wojenna, rozwiedziona, walcząca o miłość. W lutym mija pierwsza rocznica śmierci Krystyny Sienkiewicz. Wspomina ją bratanek Kuba Sienkiewicz.

Wąska i cicha uliczka na warszawskim Żoliborzu. Piękna stara willa, nawiązująca architekturą do dworków szlacheckich. Pukam w drewniane drzwi bez dzwonka. Otwiera mi ubrany w marynarkę Kuba Sienkiewicz, lider zespołu Elektryczne Gitary, a zarazem czynnie pracujący neurolog z doktoratem. Wnętrze urządzone stylowo. Nobliwe ciemne meble, gdzieniegdzie ozdoby: kolorowe figurki aniołków, obrazy wykonane przez Krystynę Sienkiewicz. Aktorka zmarła 12 lutego ubiegłego roku. W jej domu zamieszkał, zgodnie z testamentem, Kuba z żoną i dziećmi. 

Magdalena Kuszewska, PANI: Podjeżdżając pod wasz dom, minęłam figurę Matki Boskiej. 

Reklama

Kuba Sienkiewicz: Tę figurę odnowiła Krystyna. Nieopodal postawiła też pomnik psa. Uwielbiała czworonogi, wspierała aktywnie schronisko w Milanówku, kwestowała na ich rzecz podczas występów. 

Zamieszkał pan w domu ciotki. Co pan tutaj zastał? 

- Spore zagracenie. Krystyna kupowała namiętnie starocie na bazarach: szafeczki, komody, klęczniki, świeczniki. Część zbędnych, zniszczonych już rzeczy trzeba było, niestety, wyrzucić. 

Dokonał pan jakiegoś ciekawego odkrycia w domu ciotki? 

- Owszem. Znalazłem nieznaną, bogatą korespondencję pomiędzy Agnieszką Osiecką a Krystyną Sienkiewicz. Myślę, że w tych listach obie się kreowały na tyle mocno, że wysuwanie wniosków na temat niektórych tekstów może być pochopne. Planuję przekazać tę korespondencję jakiejś fundacji, na razie wszystko zabezpieczyłem. 

Pańska ciotka mieszkała na Żoliborzu przez wiele lat. Jaki miała kontakt z sąsiadami? 

- O tym niech świadczą kapliczki, które znalazły się w okolicy. Tuż przy domu postawiła figurę Świętego Franciszka. I nawet zadbała o to, aby był wyświęcony przez kapłana. Obecnie jest on obowiązkowym punktem przystankowym dla uczestników procesji Bożego Ciała. Wszystkie figury i kapliczki są zwrócone frontem do ulicy, do ludzi. Krystyna była bardzo otwarta i kontaktowa. Starannie montowała dekoracje świąteczne w ogrodzie i przy domu, żeby innym też było miło, kiedy przechodzą obok. 

A jakie ma pan pierwsze wspomnienia związane z ciotką? Na ile była obecna w pana życiu? 

- Po raz pierwszy spotkałem ją, gdy byłem w szkole podstawowej, a Krystyna mieszkała w domu nad Świdrem. Od tamtej pory zapraszała mnie na swoje występy, a miała wtedy angaż w teatrze Syrena w Warszawie. Zacząłem śledzić jej wykonania piosenek. Oczywiście wiemy wszyscy, że Krystyna Sienkiewicz była wybitną aktorką filmową i teatralną oraz pisarką, która posługiwała się pięknym językiem. Miała nieodpartą potrzebę twórczości. Czyli potrafiła zorganizować wokół siebie przestrzeń w taki sposób, żeby było estetycznie, interesująco. Za co by się nie wzięła, czy to dekorowanie pokoju, czy ogródka, czy ornamentyka wokół drzwi, wszystko robiła z wybitnym zmysłem kompozycyjnym. Ślady tych działań do tej pory możemy oglądać w jej ogrodzie. 

- Ale zmierzam do tego, że Krystyna stała się Jimim Hendrixem piosenki aktorskiej. Jej wykonania były... - jakiego określenia mam użyć? Jeśli powiem, że emocjonalne i świetnie odegrane, to za mało, bo każdy artysta wykonujący piosenkę aktorską używa takich środków. A u Krystyny znalazło się dużo szaleństwa, absurdu, ogromnej wrażliwości na humor sytuacyjny i wspaniały refleks. Jej wykonania były więc - gdyby użyć popularnego wtedy słowa - odjazdowe. 

Mieliście okazję, aby porozmawiać szczerze o niełatwych sprawach rodzinnych? 

- Oczywiście, prowadziliśmy takie rozmowy. Zwierzała mi się, jak zwykle wszystko koloryzując oraz dramatyzując teatralnie. 

Pani Krystyna adoptowała córkę, a ich dorosła relacja była bardzo skomplikowana. 

- (Kuba odmawia komentarza). 

Pomówmy o podobieństwach. Ciotka łączyła różne dziedziny artystyczne, a pan sztukę z medycyną. 

- Jak wiemy, medycyna też jest sztuką. I można traktować ją nawet jako sztukę wyższą. Ja jestem przykładem dwuzawodowca. Medycyna daje mi pewną wiedzę, która odzywa się potem w moich piosenkach. Oczywiście nie bezpośrednio, bo szanuję tajemnicę lekarską, ale seryjny kontakt z ludźmi inspiruje. 

Właśnie, seryjny kontakt z ludźmi. Krystyna Sienkiewicz prowadziła dom otwarty... 

- A ja przeciwnie, mój dom jest raczej zamknięty. Rzeczywiście, jak rezydowała tu Krystyna, drzwi się nie zamykały. Ciągle ktoś wchodził i wychodził, pojawiały się kolejne ekipy znajomych. 

Może dlatego, że nie miała pełnej rodziny? 

- Krystyna nie utrzymywała kontaktów z naszą rodziną. Chętnie trzymała się z ludźmi ze środowiska artystycznego. Ciągle prowadziła ożywione rozmowy. Jeszcze przed udarem intensywnie pracowała nad sztuką "Harold i Matylda" w teatrze Komedia. Ta rola stała się jej bliska, widać poruszała w Krystynie coś ważnego. Stworzyła świetną postać. Niestety, spektakle przerwał jej udar. 

Pańska ciotka i ojciec, Krystyna i Ryszard, zostali wojennymi sierotami. Wracała do wspomnień?

- Rzadko. Mój dziadek zginął w obozie koncentracyjnym Oranienburg, babcia nie przeżyła ciężkiej choroby. Po wojnie Krystynę i Ryszarda odnalazła ciotka, która wzięła Krystynę do siebie. Mój ojciec został w sierocińcu. 

Jak to zaważyło na waszych relacjach? 

- Ani ojciec, ani ciotka nie mieli wpływu na moje wychowanie. Krystyna otaczała się głównie obcymi ludźmi. Mnie wychowała mama, wybitny psychiatra, przy pomocy babci. Obie wpoiły mi strach przed pójściem do wojska. Wiedziałem, że muszę się dostać na jakiekolwiek studia, a wtedy najłatwiej było zdać na medycynę. Natomiast już od liceum pisałem piosenki. Najpierw do szuflady. Chrztem bojowym było wystąpienie na strajku okupacyjnym w 1981 roku. Tam zwykle nic się nie dzieje, więc wszyscy są pozytywnie nastawieni do każdego. Potem zacząłem prezentować swoją twórczość w tzw. drugim obiegu, czyli na koncertach w mieszkaniach, małych klubach i parafiach. Nie wiązałem z nią jednak przyszłości. Nie chciałem chodzić do cenzury, prosząc ich o zatwierdzenie moich piosenek. Zostałem lekarzem, zrobiłem doktorat. Wszystko zgodnie ze wzorcem rodzinnym. 

Zbliżyliście się z ciotką dopiero pod koniec jej życia. 

- Nawiązaliśmy pełne porozumienie, choć ja żartuję, że jednostronne. Po udarze miała duże problemy z mówieniem. A każdy słuchacz w takiej sytuacji chce tej drugiej osobie podpowiadać różne słowa, zdania. Ja usiłowałem z nią rozmawiać tak, żeby niczego nie sugerować. Starałem się cierpliwie odczekać, aż sama wykrzesa z siebie to, co chce. Myślę, że doceniała moje starania. 

- Zaczęliśmy ze sobą więcej przebywać od 2009 roku, kiedy założyłem pracownię w drewnianej chacie na terenie jej posiadłości. Ciotka sprowadziła oryginalną kurpiowską chatę, którą z pietyzmem odtworzyła. Od połowy lat 80. prowadziła w niej sklep z rękodziełem, który nazwała Chatą Rzeczy Niepotrzebnych Krystyny Sienkiewicz. Można tam było kupić przedmioty gospodarstwa domowego z zacięciem artystycznym i różne dzieła plastyków, w tym jej. Krystyna siedziała za ladą i tworzyła, raz po raz obsługując klientelę. Po kilku latach interes upadł, rynek nie był wtedy sprzyjający. Potem tego typu miejsca stały się popularne. 

Dziś powiedzielibyśmy: trendsetterka. A jak reagowała na kompozycje i teksty bratanka? 

- Długo nie wiedziała, że ja też tworzę. 

Jak to możliwe? 

- Krystyna była mocno zaskoczona, gdy zobaczyła mnie w telewizji w połowie lat 90. Zdziwiła się, że jestem w branży i mam popularny zespół. Wcześniej uważała mnie za nudnego człowieka, który od świtu zasuwa w szpitalu. Ale jak już zauważyła tę moją obecność w branży, udzieliła mi paru cennych wskazówek. Po pierwsze, sposób zwracania się do widowni. Po drugie, komentowanie piosenek, czyli dbałość o własną konferansjerkę. I wreszcie - utrzymywanie kontaktu wzrokowego z publicznością. Choćbym i nie widział nikogo, bo przecież światła oślepiają mnie na scenie, to powinienem sprawiać wrażenie, że każdego traktuję tak, aby czuł się ważny. 

Wróćmy do momentu, gdy otworzył pan pracownię w chacie kurpiowskiej u ciotki. 

- Pracownia powstała wtedy, kiedy upadł sklep. Potem jeszcze przez pewien czas Krystyna wynajmowała pokoje różnym artystom, wydawcom, piosenkarzom. Mieszkał tam między innymi piosenkarz Tomasz Szwed. Zrealizowaliśmy wspólny program artystyczny "Sienkiewicze kontra Szwedzi". Występowaliśmy w składzie: Krystyna, ja oraz bracia Tomasz i Ryszard Szwedowie. Nie czułem się do końca komfortowo, śpiewając moje piosenki dla ludzi, którzy przyszli na Krystynę. Mieliśmy inną widownię. 

Wiemy, jaka była na scenie. A prywatnie? 

- Mnie najbardziej wzruszyły ostatnie miesiące jej życia, kiedy miała silne zaburzenia mowy. Nie dało się z nią rozmawiać o sprawach bieżących. Ale jak ktoś włączył podkład muzyczny, potrafiła zaśpiewać utwór bez błędu! Imponowała mi do końca wewnętrzną siłą, odwagą, uporem, ambicją. Walczyła o to, by występować. To była jej obrona przed zgnuśnieniem, odejściem w niebyt. Niedawno widziałem archiwalne nagranie z minirecitalu w Rawiczu, zarejestrowane na dwa miesiące przed śmiercią Krystyny, z grudnia 2016 roku. Podczas wykonywania piosenki zacięła się, po czym wyznała widowni, że jest... śpiąca. Mimo to ruszyła do boju, dokończyła utwór, potem zaśpiewała kolejne. To było silne doznanie: obserwować jej wysiłek, przełamujący deficyt mózgu, a jednocześnie wspaniały warsztat. I to wydarzenie pokazuje całą jej naturę i jest odpowiedzią na pani pytanie. Moja ciotka nie umiała i nie chciała spocząć na laurach, ciągle układała nowe plany. 

Pan, neurolog z doktoratem, autor książki o chorobie Parkinsona, też gra z różnymi zespołami, tworzy solowe płyty. 

- Życie samo podsuwa nam ciekawe rozwiązania. A posiadanie kilku składów wynika z tego, że obsługuję artystycznie różne imprezy, i duże, i kameralne. 

Poczuł się pan przez nią w końcu doceniony jako artysta? 

- Tak, zdecydowanie, gdy tylko zapoznała się z moimi piosenkami. Krystyna miała zaufanie do tego, co robię. Kiedy razem występowaliśmy, nie zgłaszała już żadnych uwag, sądząc, że możemy to robić bez obciachu dla niej. Ale na mój koncert nigdy nie udało się jej przyjść. Nie miała czasu. 

A jaki pana utwór ceniła szczególnie? 

- "Wyjątkowy dom", w którym śpiewam o zaświatach, co ją szczególnie urzekło. Aż do jej śmierci niewiele osób wiedziało, że jesteśmy z Krystyną spokrewnieni. 

Mało kto wie także o tym, że była malarką. 

- Jej ulubione motywy to pierroty, koty oraz aniołki. Ludzie nie mieli świadomości, że 30 lat temu Krystyna miała obustronny wylew do siatkówek oka, co spowodowało wyłączenie centralnego pola widzenia. Była częściowo ślepa, choć świetnie się adaptowała. W kalendarzu robiła notatki wielkimi wołami, bo widziała tylko peryferia stron. I z tego powodu jej obrazy wyglądają właśnie tak: w środku dużo wolnych przestrzeni, na obrzeżach mnóstwo detali. Jej pierroty miały więc duże poliki i oczy, proste kontury buziek, a wszelkie szczególiki znajdowały się naokoło. 

Prowadziła szalenie intensywne życie. Kiedy i jak odpoczywała? 

- Patrząc na jej stan zdrowia, nie sądzę, aby często się relaksowała. Najpierw wylew do siatkówek oka, potem złamanie prawej ręki z komplikacjami, następnie problemy kardiologiczne, wreszcie udar mózgu i na koniec czerniak oka. A zmarła na niewydolność wątroby. Stresy skumulowały się i odezwały w postaci chorób. 

Ktoś jej pomagał w prowadzeniu domu? 

- Otaczała się obcymi ludźmi. Zatrudniła na stałe dwie panie z Ukrainy i sama pilnowała, aby jej impresariat sprawnie działał. Mimo że prawie nie widziała, koncerty się odbywały, dom był zadbany, a rachunki opłacone. 

- Krystyna lubiła jeść obiady z restauracji Pod Podłogą z Jadłem, która znajduje się w dolnej części domu, na terenie jej posesji. Lokal istnieje od ponad 20 lat, prowadzi go Zbigniew Dolecki. Wnętrze przypomina izbę pamięci Krystyny Sienkiewicz. Pełno jest tutaj jej pamiątek. Restauracja słynie z działalności charytatywnej - raz w tygodniu wydaje darmowe obiady dla seniorów, a raz w roku urządza wigilię dla bezdomnych. Krystyna zawsze tam do nich schodziła, aby porozmawiać. Podczas ostatniej wigilii powiedziałem, że jest chwilowo nieobecna, więc ją zastępuję... 

Skąd pomysł na restaurację w domu ciotki? 

- Krystyna chciała wykorzystać dolną, nieużywaną część budynku, żeby przynosiła dochód. Co ważne, restauracja funkcjonowała także jako miniscena. Ciotka dawała tam recitale przed niewielką publicznością. 

Ludzie pamiętali o niej do końca? Nie czuła się zapomniana? 

- Sporo osób ją odwiedzało, interesowało się jej stanem zdrowia. Muszę powiedzieć, że środowisko aktorskie było bardzo pomocne, szczególnie gdy musiałem zorganizować pogrzeb. Krystyna zażyczyła sobie świeckiego pochówku. Ceremonię poprowadził aktor Tadeusz Chudecki, wielu artystów wygłosiło wspomnienie na jej temat, między innymi Ewa Szykulska i Daniel Olbrychski.

Trzecie pokolenie Sienkiewiczów staje na scenie. Pana dzieci nie uciekły od muzyki, wręcz przeciwnie. 

- One już żyją estradą, mają swoje zespoły. A ja się cieszę, że sprawia im to frajdę. Cała nasza rodzina jest muzykalna. Mój ojciec zapoznał mnie z klasyką jazzu i zainteresował brytyjską piosenką rockową zaangażowaną. Ale najwięcej muzyki pokazała mi mama, która zabierała mnie jako dziecko do filharmonii. W czasie koncertów liczyłem aniołki na suficie, a potem zacząłem eksplorować płytotekę w domu. Od koncertów Warszawskiej Jesieni przez eksperymentalny jazz aż po dawną muzykę poważną. I muszę powiedzieć, że to było powodem pewnego zawodu, który mnie spotkał jako nastolatka. Bo przecież zaczynałem edukację muzyczną od późnych kwartetów Beethovena i Warszawskiej Jesieni, a tutaj nagle się okazało, że moi rówieśnicy słuchają czegoś innego. Nie mogłem się z nimi porozumieć. Doszło do tego, że kiedy chciałem spłoszyć dziewczynę, która mi nie pasowała, to puszczałem jej swoje płyty. (śmiech) 

Jak powinniśmy zapamiętać Krystynę Sienkiewicz? 

- Jako wybitną aktorkę, piosenkarkę, pisarkę i artystkę, która zmieniała rzeczywistość wokół siebie, także w przestrzeni prywatnej. Ona miała taki dar, że wszyscy, którzy z nią przebywali, zaczynali dostrzegać sztukę w codziennym życiu. Można mówić, że to egzaltowane albo że to tanie chwyty, a jednak tacy ludzie są nam potrzebni. 

MAGDALENA KUSZEWSKA

PANI 2/2018

Zobacz także:


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy