Reklama

Puste półki i szturm na banki krwi. Relacja Polaków mieszkających w Turcji

​Ludzie wykupują rzeczy ze sklepów, żeby przekazać potrzebującym. Wszędzie organizowane są zbiórki, wielu oddaje krew. Ale nastroje są fatalne - mówi nam Polka mieszkająca od kilku lat w Turcji. - Tureckie społeczeństwo jest bardzo wrażliwe. Natychmiast się mobilizują i starają nieść pomoc. Wszyscy pomagają - relacjonuje inna.

Cała Turcja żyje obecnie tragedią ofiar trzęsienia ziemi, do którego doszło w południowo-środkowym rejonie kraju, tuż przy granicy z Syrią. Mieszkańcy mobilizują się i starają wspierać poszkodowanych jak tylko się da. 

- Dzisiaj byłam w punkcie Czerwonego Półksiężyca, chcieliśmy oddać krew ale już nie przyjmowali. Wszystkie banki krwi są pełne, mamy czekać na informacje. Gdy będzie potrzebna krew, dadzą nam znać - mówi mieszkająca w Turcji Emilia Temizkan.

W poniedziałek, 6 lutego, nastąpiło trzęsienie ziemi, którego epicentrum znajdowało się na głębokości 10 km, 37 kilometrów na północny zachód od liczącego ok. 2 mln mieszkańców tureckiego miasta Gaziantep. Ziemia zatrzęsła się co najmniej 20 razy. Kilka godziny później, 70 km na północny wschód od miasta Kahramanmaras doszło do powtórnych wstrząsów. Kolejne nastąpiły we wtorek.

Reklama

Świat obiegły dramatyczne zdjęcia i nagrania ze zniszczonych osiedli. Ofiary śmiertelne liczone są w tysiącach, tureckie media podają, iż miliony osób zostały bez dachu nad głową w trudnych, zimowych warunkach.

Dotarliśmy do Polek mieszkających w Turcji oraz Turka mieszkającego w Polsce, będącego w stałym kontakcie ze swoją rodziną, którzy relacjonują na bieżąco to, co dzieje się w dotkniętym kataklizmem kraju.

- Mnóstwo ludzi zostało bez domów - komentuje pani Danuta, mieszkająca w zachodniej części Turcji. - Ludzie wykupują rzeczy ze sklepów, żeby przekazać potrzebującym. Wszędzie organizowane są zbiórki, wielu oddaje krew. Ale nastroje są fatalne. W telewizji nie ma nic innego, nic.

- Moja rodzina na szczęście mieszka z dala od tych miejsc, ale jesteśmy na bieżąco - mówi Alex, Turek przebywający obecnie w Warszawie. - Prawdopodobnie będzie to drugie największe trzęsienie ziemi w historii kraju. Południe Turcji to piękne rejony, ale cena za to piękna jest straszliwa. 

- Trzęsienia ziemi się zdarzają, ale najczęściej jest jedno mocne i kolejne trochę słabsze - kontynuuje pani Danuta. - To jest jedno z największych na terenie Turcji. Były dwa potężne, a i te kolejne równie mocne. 70 proc. miasta Hatay jest ponoć w gruzach. Znajomy z tamtych rejonów pisze nam, żeby nie przyjeżdżać, nawet jeśli ktoś chce pomóc, bo sytuacja jest bardzo zła. 

- Zniszczone są całe osiedla, życie kompletnie zamarło. To, co widzimy w telewizji, to tylko mały fragment - podsumowuje. Chwilę potem wysyła wiadomość od znajomej: "Chwilę po wyciągnięciu ciała wujka, ciocia dostała ataku serca. Tulili się pod gruzami. Tak mi przykro".

Przeczytaj także: Blok przestał istnieć w kilka sekund. Przerażające nagranie z Turcji

- Duże znaczenie ma fakt, że budynki mieszkalne mają naprawdę kiepską jakość - tłumaczy Alex. - Nasz kraj dosłownie siedzi na minie, a ludzie nadal stawiają na lekkie, słabe konstrukcje, żeby ciąć koszty. 

Choć skala tragedii jest ogromna, tym, co najmocniej wybija się z relacji Polaków, jest narodowe ruszenie i natychmiastowa organizacja pomocy. 

Zdjęcia ze Stambułu i Izmiru, nadesłane przez naszych rozmówców, pokazują tłumy ludzi w punktach ze zbiórkami żywności, ubrań, leków i koców oraz pełne magazyny w budynkach administracji publicznej.

- Moja rodzina na szczęście nie mieszka w regionach trzęsienia ziemi, ale mam tam znajomych - relacjonuje Emilia Temizkan, autorka bloga Moja Turcja od kuchni, która w Turcji mieszka od 20 lat. - Mam informacje od nich i od kolegi ratownika AFAD który jest w Hatay. Sytuacja wciąż jest trudna. Do niektórych miejsc dopiero niedawno dotarli ratownicy i pomoc. Zasięg trzęsienia ziemi był tak potężny, że część dróg została uszkodzona, bardzo ciężko było tam dotrzeć. 

Na profilu pani Emilii zobaczyć można zdjęcie ze sklepu, w którym wykupiono towary pierwszej potrzeby, a półki świecą pustkami. Jak wyjaśnia, nie jest to jednak efekt paniki, a chęć niesienia pomocy i akt społecznego zrywu. Ludzie rzeczywiście wykupują towary, żeby jak najszybciej wysłać je potrzebującym.

- Na szczęście tureckie społeczeństwo jest bardzo wrażliwe - dodaje pani Emilia. - Natychmiast się mobilizują i starają nieść pomoc.W sklepach fotografowałam puste półki, gdyż produkty wykupiono, by przekazać je poszkodowanym. Dostaliśmy informację ze szkoły, że są zbierane rzeczy dla ofiar trzęsienia ziemi. Wszyscy pomagają. 

Przeczytaj więcej: Polscy strażacy w Turcji. Będą pracować w Besni

Pomaga wielu, ale niestety znaleźli się i tacy, którzy próbują wykorzystać sytuację. Osoby poszkodowane w trzęsieniu szukają dachu nad głową, potrzebują kocy i wielu podstawowych produktów. 

Podczas gdy wielu hotelarzy oferuje darmowe noclegi, a hurtownicy czy przedsiębiorstwa transportowe wysyłają sprzęt i towary, część właścicieli noclegowni i sprzedawców... podniosła ceny.

"Wiecie, co jest najgorsze? Że w tak ogromnym nieszczęściu są ludzie, którzy próbują się na nim wzbogacić. Ceny kocy w Uşak (Uşak słynie z produkcji kocy) wzrosły o 50 proc. Są też hotele, które zamiast pomóc poszkodowanym, podnoszą ceny" - czytamy w relacji pani Emilii.

- Na szczęście dorobkiewiczów sprzedających drożej koce czy innych tego typu zachowań jest niewiele - wyjaśnia blogerka. - Dużo więcej jest bezinteresownej pomocy. Opublikowano długą listę hoteli, dającym schronienie osobom, które zostały bez dachu nad głową. Jedna z firm logistycznych z Izmiru wysłała 30 klimatyzowanych tirów. Mają je ogrzewać, by ludzie mogli się schronić przed mrozem.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama