Reklama

Sebastiao Salgado: "Fotograf rynsztoków", który został ogrodnikiem

Brazylijski fotograf, Sebastiao Salgado ze smutkiem patrzył na swoją rodzinną farmę - była całkowicie zniszczona. Z letargu wyrwała go żona, Lelli, mówiąc:" Zawsze mówiłeś mi, że urodziłeś się w prawdziwym raju. Dlaczego nie zasadzić na nowo lasu, który był tu długo przed nami?". Jedno małe nasionko, jedna roślina zapoczątkowały zieloną rewolucję - dziś rosną tu już prawie trzy miliony drzew.

Był koniec lat dziewięćdziesiątych, o ekologii i potrzebie ochrony środowiska wciąż mówiono niewiele, ale patrząc na zniszczoną rodzinną farmę, Sebastiao Salgado i jego żona Lelli wiedzieli już, że ich misją stanie się "zwrócenie naturze tego, co do niej należy i stopniowa odbudowa zdegradowanego środowiska". Para postanowiła działać szybko i już w 1998 roku powstała Terra Institute, obywatelska organizacja, mająca na celu odbudowę środowiska i zrównoważony rozwój obszarów wiejskich. 

Pierwszym krokiem było przekształcenie farmy w Szczególny Rezerwat Dziedzictwa Przyrodniczego - RPPN Fazenda Bulcão. Pierwszy raz w historii Brazylii zdecydowano się nadać zdegradowanej nieruchomości tytuł rezerwatu - udało się, bo zmotywowane małżeństwo zobowiązało się do ponownego zalesienia terenu i rozpoczęło ten proces już w 1999 roku. 

Reklama

Do pierwszego etapu zalesiania zaproszono uczniów ze szkół z gminy Aimorés w Minas Gerais. Był to pierwszy krok do zapoczątkowania w tym rejonie regularnych warsztatów ekologicznych - małżeństwo Salgado od początku chciało bowiem postawić na edukację ekologiczną i regularne badania tego terenu. Bardzo zależało im również na "obudzeniu" tutejszych mieszkańców i zachęceniu ich do proekologicznych i obywatelskich postaw. Efekty przeszły ich najśmielsze oczekiwania.

Zaledwie dwie dekady później Terra Institute ma na koncie kilkadziesiąt nagród i tytułów, ale dla Sebastiao Salgado mają one drugorzędne znaczenie. Z pomocą mieszkańców i wolontariuszy udało mu się zasadzić prawie trzy miliony drzew. Przy tych liczbach bledną nawet największe wyróżnienia, a tych słynny fotograf ma na koncie całkiem sporo. Nazywany "fotografem rynsztoków" Salgado widział biedę, strach i śmierć. Nic dziwnego, że na swojej rodzinnej farmie postanowił poszukać życia.

Tam, gdzie ludzkie życie sprowadzono do rynsztoku

Sebastiao Salgado jest z wykształcenia ekonomistą i to właśnie obowiązki służbowe pchnęły go w objęcia fotografii. W 1970 roku, podczas wizyty w Afryce, wykonał kilka zdjęć i poczuł, że fotografowanie ludzi z biednych zakątków globu jest tym, czym chciałby się zająć na poważnie. Już pięć lat później nawiązał współpracę z francuską agencją fotograficzną Gamma, a w 1980 roku z agencją Magnum. Od połowy lat 90. związany jest natomiast z Amazonas Images Press Agency, która ma dziś wyłączność na prezentowanie jego prac.

Sebastiao dość szybko zapracował sobie na przydomek "fotografa rynsztoków" - to właśnie ludzka bieda i nieszczęście są głównymi bohaterami jego prac. Fotograf dokumentuje najczęściej smutny los mieszkańców "krajów trzeciego świata", ale nieobce są mu problemy Europy. Salgado pochylał się np. nad ciężką pracą robotników z Rosji czy Ukrainy, a w latach 90. odwiedził również gdańską stocznię. Choć świat zarzuca mu czasem estetyzację biedy, a niektórzy śmieją się, że właśnie na niej zbudował swoje bogactwo, to także dzięki niemu wiemy o klęsce głodu w Afryce czy tragedii uchodźców. Salgado współpracuje zresztą z Lekarzami bez Granic, organizacją Save the Children, jest także ambasadorem dobrej woli UNICEF - całkiem sporo jak na kogoś, kto ma wykorzystywać cudzą biedę dla własnych celów. 

Chęć udokumentowania ludzkiego nieszczęścia i krzywd sprowadziła go już zresztą na samo dno. Gdy trafił do zniszczonej wojną Rwandy, na własne oczy widział rzeź i kilogramy ludzkich zwłok leżących przy drodze. Ta wyprawa ostatecznie go dobiła i to wtedy zrozumiał, że nie da się uodpornić na ludzkie cierpienie - zachorował, zwątpił w ludzi i postanowił szukać dla siebie ratunku. Znalazł go na zniszczonej, pozbawionej życia rodzinnej farmie. 

Czasem wystarczy pomóc, czasem nie przeszkadzać

Według Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa od 1990 roku na zawsze utraciliśmy prawie 130 milionów hektarów lasów! Wszystko to za sprawą procesu wylesiania, który odpowiada za 15 proc. emisji gazów cieplarnianych. Za tym procesem stoi również tragedia zwierząt - na zawsze tracą one siedliska, a tym najsłabszym nie udaje się już przeżyć w innym miejscu. 

Proces dewastacji środowiska w ostatnich dekadach niebezpiecznie przyspieszył, a nam wydaje się, że możemy jedynie bezczynnie patrzeć na zgliszcza. Małżeństwo Salgado udowodniło, że zaangażowanie zaledwie kilku osób może poruszyć lawinę. Gdy Lelli namawiała męża do odbudowy zniszczonej farmy, ten nie mógł przewidzieć, że zapoczątkują prawdziwą, zieloną rewolucję. Wyzwanie nie należało zresztą do łatwych - ekosystem tego obszaru budowano niejako od podstaw, zalesiając go tutejszymi roślinami i licząc na powrót zwierząt. Dziś wiemy, że na rodzinną farmę Sebastiao powróciły 172 gatunki ptaków, 33 gatunki ssaków, 15 gatunków gadów i 15 gatunków płazów! 

Zakończony sukcesem projekt Salgado pozwala wierzyć, że natura jest w stanie odbudować się i podnieść z największego upadku - czasem wystarczy jej nie przeszkadzać, czasem trochę pomóc. 

- Gdy tu przyjechałem tylko około 0,5 proc. ziemi było pokryte drzewami. Wtedy moja żona wpadła na wspaniały pomysł zalesienia tego obszaru. A kiedy zaczęliśmy to robić, wtedy wszystkie owady, ptaki i ryby wróciły - wspomina dziś Salgado i dodaje - Dzięki wzrostowi drzew ja też się odrodziłem, to był ten najważniejszy moment. 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: fotografia | natura | lasy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy