Konrad Hamkało: "Profesor powiedział mi o syrenach, które żyją w Odrze"
Czy w Odrze żyją syreny? Czy w Łęgach Odrzańskich widywane są rusałki? Okazuje się, że polskie legendy wracają do łask z różnych powodów, a o nich w rozmowie z Interią opowiedział Konrad Hamkało, autor książki "W krainie Bogów i Syren. Legendy Łęgów Odrzańskich", który fascynację syrenami i innymi mitycznymi stworzeniami połączył z lokalnym patriotyzmem i znalazł coś, czego nie ma w reszcie polskich legend.

Karolina Iwaniuk, Interia.pl: Napisałeś książę "W krainie Bogów i Syren. Legendy Łęgów Odrzańskich". Dużo w niej takiej magiczności, którą wielu z nas uwielbia, i za którą tęskni, bo chyba każdy z nas ma jakąś taką cząstkę dziecka w sobie. Ale jest w tej książce bardzo dużo historycznych wątków i to też pokazuje, że chyba legendy nie są tylko dla dzieci?
Konrad Hamkało: - Dużo osób myli legendę z opowieścią lub z bajką, a właśnie to błąd. Legenda ma w sobie pierwiastek prawdziwości, czyli np. są zdarzenia historyczne, które są oplecione, jakimiś mistycznymi postaciami. Mamy realne miejsca, w których występują te mistyczne, czy w końcu mamy prawdziwych bohaterów, którzy właśnie też poznają fascynujące i pełne fantazji postacie. Także ten pierwiastek prawdziwości, on jest w legendach i tak naprawdę legenda jest jakimś ziarnem prawdy.
Skąd w ogóle wzięły się legendy?
- Tak jak w mojej książce to opisałem, legendy pojawiły się tak naprawdę wtedy, gdy pojawili się pierwsi mieszkańcy Ziemi, czyli ludzie pierwotni. Ważnym wątkiem jest też to, że legenda opiera się o naturę. To ona gra pierwsze skrzypce, bo początkowo ludzie byli bogobojni, bali się ognia, bali się burz, wichur, deszczu. Uważali, że właśnie ta matka natura, ten bóg natury, że ta siła, która właśnie zsyła na nich jakiegoś rodzaju kataklizmy, czy właśnie różnego rodzaju zjawiska atmosferyczne, których oni wtedy nie znali, nie rozumieli i finalnie - nie potrafili opisać. I ci ludzie stwierdzili, że to są tajemnicze, magiczne moce. Dopiero z biegiem czasu legendy zaczęły przeradzać się w legendy o wiernych, o świętych, czyli doszedł czynnik religijny wraz z rozwojem chrześcijaństwa na ziemiach polskich.
Jak to zmieniło wydźwięk legend? Najpierw natura, w którą wierzyli nasi przodkowie, potem pojawiło się chrześcijaństwo
- Mamy chociażby legendę o świętym Aleksym, która opowiada o synu bogatego rzymskiego rodu, który w dniu ślubu opuścił dom, by poświęcić życie Bogu i żyć w ubóstwie. Ona powstała, by wskazać ludziom drogę do otrzymania zbawienia i by dać obietnicę życia wiecznego w niebie. Mamy też słynną pieśń o Rolandzie, która jest też wspaniałą legendą, a gdzie finalnie Bóg posłał anioły - św. Michała, św. Gabriela i anioła Cherubina - aby uniosły jego duszę do raju. Gdy przyszła nowa wiara, nowa religia, legendy też służyły do wyjaśnienia ludziom rzeczywistości, lecz już nieco innej.
Chciałam wrócić do przyrody, bo to jednak ona się bardzo przebija w tych legendach. Widać to zwłaszcza w twojej książce. Chociażby legenda o syrenie Odrinie to niesamowity element przyrody Łęgów Odrzańskich. Które tereny województwa zachodniopomorskiego wpłynęły na kształtowanie się tych unikatowych legend?
- Samo ukształtowanie terenu na to wpłynęło, bo trzeba powiedzieć, że Łęgi Odrzańskie, położone właśnie w dolnej części rzeki Odry, to tereny po prostu wybitne pod względem natury. Dlaczego? Dlatego, że na tak niewielkim obszarze odznaczają się właściwie cztery mezoregiony. Mamy też Karpaty Cedyńskie, mamy Karpaty Moryńskie, czyli wspaniałe, że tak powiem góry. Co prawda to nie Tatry, ale mamy swój górzysty teren na północy Polski i one opadają właśnie ku dolinie. I tak porośnięte bujną roślinnością zachwycają. Roślinność tam występująca jest rzadkością w Europie, a wszystko dlatego, że potrzebuje odpowiedniej pH gleby, potrzebuje odpowiedniego nasłonecznienia, odpowiedniego nawodnienia. Tu to wszystko się zadziało w niemal magiczny sposób. Dlatego uważam, że podłożem tych legend jest położenie geograficzne, czyli właśnie te regiony, które magicznie się ze sobą przeplatają, tworząc tak unikalne krajobrazy. To wszystko od wieków pobudza wyobraźnię.

W województwie zachodniopomorskim turyści tak naprawdę chętnie przyjeżdżają do Kołobrzegu, do Mielna, do Pobierowa, a dziś rozmawiamy o takich miejscach, które są nieznane turystom. Jeżeli miałbyś jako lokalny patriota polecić turystom zwiedzanie tego regionu, szlakiem legend, to co byś wybrał?
Na pewno bym wybrał przejażdżkę rowerem, która zaczęłaby się w Siekierkach na Moście - Europejskim, które jest fantastycznym miejscem zarówno dla rowerzystów, jak i dla pieszych. Tam też jest to wzgórze Toppenberg, które przyprawia o dreszczyk emocji, gdy jest owiane złą sławą, gdyż jest ono przeklęte według legendy oczywiście. Miał stamtąd zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach cały zamek Toppenbergów, a śmiałkowie długie lata szukali w tym miejscu zaginionego skarbu. Zamiast niego tubylcy do dziś mają widywać zjawę pewnej księżniczki, która została przeklęta. Mijając to miejsce, trafiamy do ruin młyna "Wiewiórka", które wyglądają po prostu spektakularnie, bo przez nie wciąż przepływa woda. Wygląda to magicznie. Mamy też sztuczne jeziora, które też spektakularnie wyglądają. Można też odwiedzić Moryń, klimatyczne miasteczko, gdzie w centrum znajduje się pomnik Wielkiego Raka, którego ratowała syrena - Odrina.
Właśnie syreny. Sporo miejsca im poświęcasz w swojej książce. Skąd to zainteresowanie tymi mitycznymi stworzeniami?
- U mnie było tak, że ja po prostu od dziecka fascynuję się syrenami, kocham te istoty pod każdym względem i pamiętam jak byłem mały, to nieco odstawałem od swoich rówieśników, bo siedziałem w domu i rysowałem z tatą syreny wszelkiej maści. To on narysował mi najpiękniejszą syrenę i do dziś żałuję, że nie mam teraz tego rysunku. Nie spodziewałem się jednak, że lata później, kiedy poszedłem na studia na Uniwersytecie Szczecińskim, to usłyszę od jednego profesora, że mamy syreny w Odrze. Prawie się z nim tam wtedy pokłóciłem, bo co to za bzdury. Wtedy on zachęcił mnie do poznania legendy o Odrinie, syrence z Odry i o Viadrusie. Kiedy zacząłem zgłębiać wiedzę, okazało się, że w naszych legendach funkcjonuje nie tylko Sawa, warszawska syrenka, Bryzga Rosowa, czyli syrena znana z Ustki, ale właśnie też Odrina. Widnieje w wielu przedstawieniach obrazów, rycin, czy rzeźb. Jak dobrze się przyjrzeć ta syrena ma ukryty przekaz płynący właśnie z rzeki Odry i widać jej obecność na każdym kroku. Są i tacy, którzy są przekonani, że widzieli Odrinę na własne oczy.

Syreny kojarzy wiele osób, nawet za sprawą bajek Disneya dla dzieci, ale kim jest Viadrus? Chyba nie jest zbyt popularny w mitologii?
- Nie jest, bo uchodzi za zapomnianego słowiańskiego Boga. Utożsamiany jest z bogiem rzecznym, który miał opiekować się jej biegiem, zapewniając wodzie odpowiedni poziom, stabilność nurtu i bezpieczeństwo dla żeglugi i mieszkańców nadodrzańskich terenów. W przedstawieniach Viadrus ukazywany jest jako potężny, dojrzały mężczyzna z siwą brodą, z trzcinowymi wiankami na włosach, trzymający w jednej ręce wiosło, symbol spławności rzeki, a w drugiej dzban z wypływającą wodą. I tak, nie jest popularny, a szkoda, bo od podstawówki uczymy się o mitologii greckiej i dobrze, to też jest potrzebne, ale brakuje nam naszej, rodzimej mitologii w polskich szkołach. To tworzy emocjonalną więź z naszą małą ojczyzną.

Jednak coraz więcej, nawet w mediach społecznościowych, jest nawiązań do rodzimych wierzeń przodków. Ludzie zaczynają interesować się legendami, wierzeniami, tym, co było przed chrześcijaństwem. Jak myślisz, dlaczego tak się obecnie dzieje?
- Wydaje mi się, że to budząca się ciekawość odnośnie naszych przodków, którzy tu mieszkali na tych terenach. Ten pierwiastek się po prostu zachował. A w dodatku coraz więcej ludzi ma dość komercji. Chce jednocześnie czegoś nowego, ale i powrotu do korzeni.
A jak to łączy się z patriotyzmem, także tym lokalnym? Bo wydaje mi się, że to wszystko tworzy jakąś spójną całość naszej polskości i regionalizmów.
- Bo tak jest, w dzieciach trzeba wzbudzać te emocje, zaciekawić ich miejscem, z którego pochodzą i to na różne sposoby. Weźmy przykład Niemiec, bo z tym narodem zdarza mi się współpracować i tam nieważne czy to jest odpowiednik naszej polskiej podstawówki, czy przedszkola czy gimnazjum, w piątek raz w miesiącu, uczniowie mają taki przedmiot "wiedza o mojej małej ojczyźnie". Tam się uczą właśnie o historii regionu, geografii regionu, o zabytkach regionu i finalnie o dawnych mieszkańcach regionu, czyli też o wierzeniach, uczą się właśnie o bogach i o Viadrusie. Jak zapytasz sześciolatka, dziesięciolatkę czy piętnastolatka, kim był Viadrus to wyrecytują, że to jest nasz mitologiczny Bóg, w którego nasi pradziadowie wierzyli. Wierzyli w to, że chroni Odrę, mieszkańców, że kiedy był dobry, to nawadniał pola itd. U nas tej wiedzy brakuje. W tych dzieciach trzeba zakorzeniać wiedzę nie tylko ogólną, bardzo ważną oczywiście, ale też tę, która dotyczy ich i ich miejsca zamieszkania, miejsca urodzenia. To czego mogą dotknąć, doświadczyć, stworzyć z tym emocjonalną więź.
Może wtedy też inaczej wyglądałaby dbałość o te miejsca. Jak dostrzegasz troskę o te regiony ze strony mieszkańców?
- To też się z tym łączy i to jest sprawa, która bardzo mnie martwi. Legendy silnie powiązane są jak już powiedziałem z naturą, a ta nie zawsze jest tak zaopiekowana, jakby życzyliby sobie tego nasi przodkowie. N moich spotkaniach autorskich, które miałem już w wielu miejscach, za każdym razem uświadamiam jak Odra jest wspaniałą rzeką i nie może mi jej zanieczyszczać, zaśmiecać. Spójrzmy chociażby na słynne zanieczyszczenie Odry. To była ogromna katastrofa ekologiczna. Wciąż ta sprawa mnie porusza, zwłaszcza że ona po prostu ucichła. Nikt za to nie poniósł kary, gdzie śmierć poniosło setki tysięcy zwierząt, czy nawet innych stworzeń. Ucierpiały przecież nie tylko ryby, ale i ptactwo, zwierzęta leśne, które piły wodę z rzeki. Cała roślinność też ucierpiała w pobliżu rzeki. Można mieć tylko nadzieję, że za takie katastrofy, a także za zaśmiecanie tej natury, brak dbałości o nią, ludzie poniosą karę od pradawnych bogów tej natury.
Takie promowanie swojego regionu, opowiadanie o nim, pisanie książek, jest także przydatne dla turystów. Latem województwo zachodniopomorskie przeżywa oblężenie turystów, ale głównie w kurortach, jak Kołobrzeg, czy Mielno. Pokazanie im miejsc nie do końca turystycznych jest jakąś alternatywą dla komercyjnych ośrodków.
- Tak i to także moja działalność ma na celu. Ja swoją miłość do tego regionu przelałem właśnie na papier, na strony mojej książki i mam nadzieję, że to widać i czuć. Warto czasem poszukać odpoczynku w głębi województwa, bliżej tej natury, legend. To świetny sposób na spędzanie czasu z dziećmi na łonie natury, wędrując szlakiem legend. Baza noclegowa nie jest może tak rozwinięta, jak w kurortach, ale jest tańsza i można znaleźć coś naprawdę wyjątkowego, magicznego. Naprawdę można zamienić te wakacje w podróż śladami przodków, poczuć ich ducha. Jasne, pojechanie do kurortu i zjedzenie kręconego ziemniaka na patyku też jest czasem potrzebne, ale żeby odbyć podróż przez wieki, przez historię przodków i przez legendy, trzeba zajrzeć w głąb. W głąb duszy i regionu.
