Sicanje: "Chorwacki kult wytatuowanych babć" i powrót tradycji sprzed lat
Sicanje, zapomniana bałkańska tradycja sprzed tysięcy lat, wraca ostatnio do łask. Trwałe oznaczanie ciała przez kobiety miał chronić je przed złymi mocami, później chronić przed turecką indoktrynacją. Po II wojnie światowej zwyczaj ten powoli zanikał. Aż do dzisiaj.
Mieszanka miodu, mleka, śliny, sadzy, węgla drzewnego i prochu strzelniczego wkłuwana pod skórę za pomocą igły zamoczonej wcześniej w mieszance. Kształty przypominające koła, krzyże, bransoletki, sosnowe gałązki i patyki, głównie na przedramionach, nadgarstkach i dłoniach, choć czasem także na czole lub klatce piersiowej.
Sicanje, nazywana także w niektórych regionach bocanje, to wywodząca się z terenów dzisiejszej Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny tradycja ozdabiania ciała przez kobiety. Ostatnimi czasy zrobiło się o niej głośno za sprawą artystów zajmujących się tatuażem, którzy powoli wskrzeszają ją i wprowadzają do świata współczesnej mody.
Przez całe tysiąclecia społeczności w centralnej i zachodniej części Bałkanów powszechnie praktykowały sicanje, co w chorwacko-serbskim oznacza dosłownie "nakłuwać". Już w 1920 roku antropolożka Edith Durham, badając tamtejszą kulturę, doszła do wniosku, iż tradycja sicanje ma około czterech tysięcy lat.
- W dokumentach i zapiskach pochodzących z antycznej Grecji znaleziono informacje o ludach, które tatuowały swoje ciała, a które Grecy postrzegali jako wrogo nastawione - tłumaczy w pracy “Projekt Sicanje" jej współautorka, historyczka Marija Maracić. Maracić urodziła się w na Bałkanach, tam, gdzie teraz rozciągają się granice Bośni i Hercegowiny, ale wyemigrowała z rodziną do USA.
O wytatuowanych plemionach żyjących na północ od Macedonii pisał grecki podróżnik, geograf i filozof Strabon. W XIX wieku prace na ten temat publikowali antropolodzy i archeolodzy, między innymi Chorwat Ćiro Truhelka czy Austriak Leopold Glück. Jak przyznaje jednak Maracić, do dzisiaj nie rozwikłano zagadki pierwotnego przeznaczenia sicanje.
Najpopularniejsza hipoteza mówi o tym, że znaki miały być magicznymi runami, znakami chroniącymi przed działaniem złych mocy. Początkowo nosiły je głównie kobiety - starsze członkini społeczności tatuowały młode dziewczęta i chłopców pomiędzy szóstym a ósmym rokiem życia.
Czytaj więcej: Komisja Europejska: Chorwacja już prawie w strefie Schengen
Wraz z nadejściem chrześcijaństwa na tamtejsze ziemie, do pogańskich symboli, kół czy iglastych gałązek, dołączyły krzyże oraz płoty. Koła mogły nawiązywać do tradycji grupowych tańców, wykonywanych dookoła ogniska.
Płot miał prawdopodobnie odgradzać od demonów, a krzyże chronić przed ciemnymi, nieczystymi siłami. Aby znaki działały, musiały być widoczne, stąd wybór takich miejsc jak dłonie czy przedramiona.
Gdy Bałkany zostały podbite przez Imperium Osmańskie, sicanje zyskało nowe znaczenie, ewoluując w akt buntu i oporu. Katolicy, tatuując młode dziewczyny i chłopców, chcieli zapobiec porwaniom i konwertowaniu ich na Islam.
Koło stało się symbolem jedności, a naniesiony na czole i dłoniach krzyż był manifestem przynależności religijnej i zniechęcał Turków do porwań.
W czasach Cesarstwa Austriackiego, Austro-Węgierskiego, a później Jugosławii tatuaże na powrót stały się jedynie elementem ludowej tradycji, stopniowo zapominanej z biegiem lat. Po roku 1945, wraz z utworzeniem Jugosławii, pamięć o sicanje żyła tylko na dłoniach starszych kobiet.
Ale od niedawna pochodzący głównie z Chorwacji artyści chcą przywrócić tę część ich kultury do życia.
W 2011 serwis Vice opublikował artykuł "Chorwacki Kult wytatuowanych Babć", a w 2013 chorwacka stacja telewizyjna HRT 3 wyemitowała film dokumentalny pod tytułem "Sicanje, bocanje, tetoviranje".
W odrodzeniu tradycji pomogła także praca Marii Maracić i jej kolegów. Niedawno na łamach serwisu "Atlas Obscura" artykuł o sicanje opublikowała blogerka Freya West.
Coraz więcej artystów inspiruje się tajemniczą bałkańską tradycją. Pradawnymi metodami, ręcznie, używając igieł i techniki handpoke wykonują tatuaże tak, jak przed setkami lat przodkowie dzisiejszych Chorwatów.
Setki małych kropek i krótkich kresek łączą się w całe kształty. Co prawda nikt nie dodaje do tuszu śliny czy prochu strzelniczego, ale motywy pozostały te same. Koła, płoty, gałęzie, krzyże na dłoniach i nadgarstkach są hołdem złożonym tym, którzy przez wieki kultywowali starożytny zwyczaj, nie pozwalając mu umrzeć.