Reklama

Dorota Gawryluk: Nie jestem aktorką i trudno byłoby mi coś ukrywać

Za nami 30-lecie telewizji POLSAT. Z tej okazji rozmawiamy z Dorotą Gawryluk, dyrektor Pionu Informacji i publicystyki w Telewizji Polsat, prowadzącą główne wydanie "Wydarzeń". Dziennikarka wspomina swoje początki telewizji POLSAT, którą współtworzy od czasów jej powstania. Przyznaje też, że nie potrafi udawać, choć nie chce, by na wizji dominowały emocje.

Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Czym jest dla pani telewizja?

Dorota Gawryluk: - Z jednej strony kojarzy mi się z pracą i  wszystkimi jej konsekwencjami, a z drugiej  jest miejscem, w którym spędziłam dużą część swojego życia. To mój drugi dom, już od trzydziestu lat. Mam poczucie, że to miejsce, które stawia wymagania, ale jest równocześnie takie ciepłe, bo pełne kontaktów towarzyskich. 

Jak to ciepło i wyrozumiałość łączy pani z byciem konkretną, silną osobą na wizji? Czy gdy zaczyna się nadawanie na żywo, cokolwiek się zmienia?

Reklama

- Nie jestem aktorką i trudno byłoby mi coś ukrywać, więc niestety jestem sobą, co jest czasami bardzo niedobre. Dlaczego mówię niestety? Bo nie chciałabym, żeby to emocje dominowały na wizji. Ale też na szczęście nie jestem zbyt emocjonalna. Staram się być po prostu naturalna. Jeśli ktoś jest serdeczny, wcale nie oznacza to, że nie może zadawać pytań konkretnych i na poziomie, bo w telewizji wszystko powinno mieć swój poziom.  

Zwłaszcza, jeśli to dziennikarz jest punktem odniesienia.

- Dokładnie, ale na pewno nie może unikać konkretnych pytań podczas rozmów z politykami.

Czy na wysokim poziomie dziennikarstwa istnieje jeszcze takie pojęcie, jak stronniczość?

- Jest jeden podstawowy warunek -  dotyczy on zarówno informacji, jak i newsów - należy  respektować argumenty drugiej strony. To jest podstawowa zasada. Nie można przyjmować narracji jednej strony, bo to po prostu jest stronnicze. I trzeba to robić zawsze, niezależnie od własnych przekonań. Jeśli jest pogląd lub sprawa, która nam się podoba w konkretnej narracji, to tym bardziej trzeba się wysilić i szukać dziury w całym.

Czyli trudniejsze są rozmowy, w których dziennikarz informacyjny zgadza się z danym poglądem?

- Zdecydowanie. To są właśnie rozmowy stawiające wyzwania przed dziennikarzami. Ale to jest przecież ich rola, bo rolą dziennikarzy absolutnie nie jest pokazywanie tego, co myślą i zgadzanie się z rozmówcami.

Wyzwanie w kontekście trzydziestu lat pracy jawi się czasami już jako rutyna. 15 lat temu powiedziała pani, że gdyby dziennikarz się nie stresował, to ta praca nie miałaby tzw. smaczku. Czy teraz w dalszym ciągu zdarzają się w pani karierze wyzwania powodujące stres, a w efekcie nadające pracy tego smaku?

- Dziś jest to chyba bardziej mobilizacja. I ciekawość, która zawsze będzie mi towarzyszyć. Przed nami kolejne duże wydarzenia, jak np. wybory, które są niemałym wyzwaniem koordynacyjnym. Dwa kanały informacyjne, Wydarzenia INTERII... tego jest bardzo dużo. Tych smaczków jest zatem całkiem sporo.

Czy to jest uzależniające uczucie, bez którego nie wyobraża sobie pani swojego życia?

- Absolutnie tak nie jest. Powinnam potrafić sobie wyobrazić swoje życie bez tego wszystkiego. Tym zajmuję się od lat, bo wydaje mi się, że po prostu to potrafię. I cieszę się, że robię rzeczy, które umiem, a nie muszę sięgać w kompletnie nieznane mi sfery. To ważne, żeby znać swoje ograniczenia i wiedzieć, w jakiej dziedzinie jest się dobrym. Dobrze, że mam szansę to robić, ale to nie jest tak, że telewizja to mój cały świat.

Gdy 15 lat temu wróciła pani do POLSATU, w jednym z wywiadów zadano pani pytanie, czy nie boi się pani porównań do mężczyzn. Czy w dzisiejszych czasach dziennikarkom w dalszym ciągu nie wypada robić rzeczy, na które mogą pozwolić sobie dziennikarze?

- Wydaje mi się, że nie ma takich sytuacji. Chyba bardziej chodzi o to, że po prostu kobietom w każdym zawodzie jest trudniej. To ze względu na role, jakie pełnią, a jest ich przecież mnóstwo. W niektórych w ogóle nie da się ich zastąpić, nawet gdyby ktoś bardzo chciał. Jest nam trudniej, ale dziś nie ma czegoś, czego nie wypada kobiecie dziennikarce. Mężczyzn w tej branży jest więcej, bo mają więcej czasu, który mogą poświęcić tylko karierze. Dlatego ich szanse są większe. Ja to tak widzę, choć być może ktoś mógłby się oburzyć. Ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógłby zastąpić mnie w roli matki. Być może inne kobiety są sobie w stanie to wyobrazić, szanuję ten pogląd, ale jednocześnie proszę o uszanowanie mojej opinii. Po prostu uważam, że w roli matki jestem nie do zastąpienia.

Mówiła pani kiedyś, że gdy zaczynała pracę w telewizji, dla dziennikarzy nie było rzeczy niemożliwych. A dzisiaj, po trzydziestu latach?

- Dzisiaj poszerzyły się perspektywy i pola, na których można spełniać się dziennikarsko. Jest dużo nowych możliwości, pojawia się wiele nowych rzeczy. W POLSACIE jest to automatyzacja, inny sposób organizacji pracy. Dziennikarz ma o wiele większe szanse dotarcia do różnych miejsc niż kiedyś. Informacje można przesłać z każdego miejsca na ziemi.

A poziom? Jako osoba, która zatrudnia dziennikarzy, widzi pani wzrost kompetencji i ciekawości świata, czy tęskni pani za czasami, gdy dziennikarzy było niewielu, ale byli prawdziwymi ekspertami w swoich dziedzinach?

- Staram się tego nie porównywać. Oczekiwania są zawsze takie same. Podstawą jest ciekawość świata i drugiego człowieka. Ważne jest też, żeby po prostu interesować się światem - to zresztą w wielu zawodach jest istotną kwestią. A w przypadku dziennikarza dobrze by było, żeby jednak wiedział, co się dookoła dzieje i stale poszukiwał informacji. Dziennikarz nie musi mieć w głowie tego wszystkiego, co może po prostu znaleźć w odpowiednich źródłach. Ale faktem jest, że starsi dziennikarze mają bardziej pojemną pamięć, która z pewnością sięga dużo głębiej. Jestem w stanie opowiedzieć historię, do której młodsze osoby muszą się po prostu "dogrzebać". Dlatego ważne jest łączenie faktów i kojarzenie kontekstów, zwłaszcza dotyczących tych spraw, które miały miejsce w Polsce w czasach współczesnych, od początku lat 90., które działy się na rynku politycznym i gospodarczym. Nie oczekuję, żeby dziennikarz wiedział wszystko, a potrafił to znaleźć i wyciągał wnioski. 

30 lat temu współtworzyła pani pierwszą komercyjną telewizję w Polsce. Jakie to uczucie dalej ją tworzyć, gdy pamięta się początki? 

- Absolutnie czuję się jej częścią. Czuję także, że spora część tego, co dalej jest emitowane na antenie, jest efektem tego, co kiedyś budowałam razem z kolegami i koleżankami. Informacje, Polsat News, Wydarzenia24, "Interwencja" - mnóstwo jest takich formatów, które dalej funkcjonują i nie przeminęły mimo upływu lat. To znaczy, że są po prostu dobre i uniwersalne. Jest sporo osób, które przyszły razem ze mną, a które później ponownie zatrudniałam. To bardzo miłe czuć, że stworzyło się coś trwałego. I że pomogło się wielu ludziom - jak chociażby w przypadku programu "Interwencja". To naprawdę ogromna satysfakcja. Na przestrzeni lat pracowałam w różnych miejscach, ale zawsze jednak czułam, że to POLSAT jest tym miejscem, w którym chcę spełniać się jako dziennikarka.  

Zobacz również: Wszyscy chcieli je mieć. Zawrotne zainteresowanie Paszportami Polsatu! 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Gawryluk | Polsat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy