Reklama

Małgorzata Socha: Jestem dziewczyną z dobrego domu

Serdeczna, śliczna, zawsze świetnie ubrana. Gwiazda seriali i komedii romantycznych. A może jednak Małgorzata Socha skrywa jakąś tajemnicę? Skąd w niej bowiem bierze się tęsknota, żeby zacząć wszystko od nowa?


Kiedy umawiałyśmy się na tę rozmowę, przyznałaś, że nie lubisz wywiadów. A przecież udzieliłaś ich już całkiem sporo, wprawę na pewno masz. W czym jest problem?

Małgorzata Socha: Muszę być ostrożna, bo wszystko, co powiem, może być wykorzystane przeciwko mnie (śmiech). Dlatego uważam, że udzielanie wywiadów jest rzeczą trudną, i ciągle się tego uczę. Na dodatek nie lubię opowiadać o sobie, wolę słuchać innych. Mam też takie poczucie, że w moim życiu nie dzieje się aż tyle niezwykłych rzeczy, abym mogła kogoś zaskoczyć, a nie lubię się powtarzać. Nie będziesz miała łatwego zadania.

Reklama

Faktycznie - w twoim życiu nie ma nadzwyczajnych zwrotów akcji, upadków czy zakrętów. Wszystko jest takie spokojne, normalne...

- Takie gładkie. Brak punktów zwrotnych. Trudno mnie o coś zahaczyć, prawda? Nuda.

Bycie "gładką" nie jest dobre dla aktorki. Kiedyś rozmawiałam z Małgorzatą Kożuchowską, która opowiadała mi, że gdy dostała się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, też uważała, że jest "za gładka". Postanowiła więc, że będzie spacerowała nocami po Starym Mieście i poznawała prawdziwe życie. Bo jeśli się trochę nie "ubrudzi", to nie będzie wiarygodną aktorką. A Ty się wciąż nie "ubrudziłaś".

- Zdawałam do Akademii Teatralnej trochę na przekór swoim rodzicom, tym bardziej że oni nie wierzyli, że się dostanę. Przez całe studia miałam takie poczucie, że nie pasuję do środowiska, w którym się znalazłam. Z różnych względów. Większość osób na moim roku zdawała kilka razy, zanim została przyjęta. Musieli włożyć dużo wysiłku, żeby się tam dostać. Byli starsi, wiedzieli, po co tam przyszli, czego chcą, mieli jakiś pomysł na siebie. Mnie to przyszło za łatwo, właśnie "za gładko".

Na pewno zastanawiałaś się, dlaczego tobie się udało.

- Myślę, że to był po prostu ten dzień, ta chwila, kiedy wszystko wychodzi. Może pomogło mi też to, że nie zależało mi tak jak innym, nie było we mnie takiego napięcia, że muszę, że teraz albo nigdy. Ja nawet specjalnie nie marzyłam o aktorstwie, owszem, jako dziewczynka lubiłam występować na różnych akademiach (śmiech). Egzaminy traktowałam całkowicie niezobowiązująco, prawie się do nich nie przygotowywałam. Tak naprawdę poszłam zobaczyć, jak się tam zdaje, ponieważ krążyły na ten temat różne legendy. Zaskoczyło mnie to, że spokojnie przechodziłam kolejne etapy. Im byłam dalej, tym częściej pojawiały się myśli, że fajnie by było, gdyby jednak się udało. No i się udało. Myślę, że ta szkoła mnie szczególnie uwrażliwiła, otworzyła. Tam dopiero dojrzałam i z dziewczyny stałam się młodą kobietą. Dla moich profesorów byłam chyba ciekawym przypadkiem, mogli mnie ulepić, jak chcieli.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu PANI - już w sprzedaży!


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy