Bornholm - żagle na obcasach
Statystycznie na wyprawach żeglarskich kobiety stanowią 20 proc. załogi. Większości z nich, tak jak mnie, mężczyźni wyjmują ster z ręki. By to zmienić wyruszam w rejs Bornholm. Załoga: 100 proc. kobiet
Żeglowanie to przede wszystkim czekanie - uprzedza kapitanka Awa. Marina Jachtowa w Basenie Północnym w Świnoujściu. Po całonocnej podróży i 8 godzinach na wietrznej plaży nie mogę się już doczekać opuszczenia portu. Płeć: żeńska. Znajomość żeglarstwa morskiego: bierne śledzenie dokonań Nataszy Caban i Marty Sziłajtis-Obiegło. Doświadczenie: kilka dni na jeziorach w towarzystwie kolegów z patentem. Statystycznie na rejsach żeglarskich kobiety stanowią 20 proc. załogi, większości z nich mężczyźni wyjmują ster z ręki. Dotychczas byłam w tej większości, ale rejs "Żagle na obcasach" ma to zmienić.
8 kobiet wypakowuje bagaże i urządza się w dwuosobowych kojach. Zbieramy się przy stole w mesie, centralnej części kabiny, żeby wysłuchać instrukcji obsługi jachtu Bavaria 38 Cruiser i najważniejszych zasad obowiązujących na morzu. Zostajemy podzielone na wachty - zespoły 2 osób pracujących razem. Wachta to również czterogodzinny odcinek rejsu, w którym zespół wykonuje swoje zadania, takie jak prowadzenie jachtu, prace pokładowe, sprzątanie i przygotowywanie posiłków. Zaczyna wachta kambuzowa, czyli odpowiedzialna za gotowanie i zmywanie. Nie ma co spieszyć się z kolacją, wypłyniemy najwcześniej o 23. Jest czas, żeby wszystkich poznać i spokojnie wziąć prysznic. Przed wypłynięciem na odległy o 100 km Bornholm, jacht trzeba odpowiednio przygotować. Na razie przytłoczona nową terminologią wykonuję po jednym poleceniu na raz. Mycie pokładu, porządkowanie lin, rzut oka na żagle i odbijacze. Potem pozostaje już tylko czekać na sprzyjające wiatry.
Te nadchodzą dopiero przed świtem, czyli z początkiem mojej wachty. Wstajemy o 5.00 i o wschodzie słońca wypływamy na otwarte morze. Stawiamy łopoczące żagle. Jak na marynistycznym obrazku Duch Morza odcina się bielą na tle srebrnych fal i granatowych chmur. Wieje i nie pada - idealna pogoda dla żeglarzy. Od wyspy dzieli nas 15-18 godzin drogi. Kiedy nadchodzi 8.00, godzina planowanego śniadania, nikt już nie ma apetytu. Choroba morska zbiera pierwsze żniwo. Awa kusi ciepłymi bułeczkami prosto z piekarnika, ale nie ma chętnych. Osowiałe załogantki skuliły się na rufie, gdzie buja mniej niż od pokładem, za to smaga zimny wiatr i bryzgają faje. Podobno najlepszą receptą na chorobę morską jest świeże powietrze, patrzenie na nieruchomy punkt lub konkretne zajęcie - z tego powodu do sterowania utworzyła się kolejka. Morze staje się coraz bardziej wzburzone, teoria nieruchomego punktu odpada. Na co dzień doba jest dla mnie za krótka, teraz odliczam każdą minutę z kilkunastu godzin dzielących nas od lądu. Dotkliwie odczuwam filozoficzny wymiar podróżowania: doświadczanie własnego ciała i czas na refleksję. W tej chwili stać mnie jedynie na myśl o powrocie promem.
Po zmroku dopływamy do Svaneke, które za dnia uchodzi za najsłoneczniejsze miasto na wyspie. Z radością odkrywam, że choroba morska ustępuje tak nagle, jak atakuje. Od razu wraca apetyt, a jedyną pamiątką po sztormie jest wrażenie ruchomej posadzki pod prysznicem. Morze zmienia perspektywę - podgrzewana podłoga i gorąca woda wystarczają do pełni szczęścia. Poranny spacer po skandynawskim miasteczku to już wisienka na torcie. Bornholm to harmonia - architektoniczna i stylistyczna (zakazane jest stawianie wysokich budynków, słupów elektrycznych i billboardów), ale także harmonia człowieka z naturą. Rybołówstwo, rolnictwo i uprawa winnic to główne zajęcia mieszkańców wyspy, których jest zaledwie 42 tysiące. Malutkie miasteczka o niskiej zabudowie przycupnęły w surowych kamienistych zatoczkach, dyskretne i nienachalne jak Bornholmczycy. W niedziele i popołudnia panuje niemal zupełna cisza, na drogach częściej niż samochód można spotkać rower, a jedynym źródłem miejskiego dymu są kominy przydomowych wędzarni.
Podróżowanie jachtem zapewnia niemal nieograniczoną swobodę zwiedzania. Przybijamy do kolejnych portów u wybrzeży wyspy. Kolacja i wino w zachodzącym słońcu w nastrojowym Allinge, obiad w ukrytym wśród wrzosowisk Hammerhavn. Płyniemy też na maleńką wyspę Christiansø, zabudowaną jeszcze mniejszymi kamiennymi chatkami. W XVIII w. tutejsza twierdza słynęła jako surowe więzienie dla przestępców z najcięższymi wyrokami - ucieczka stąd była niemal niemożliwa. Osobiście nie miałabym nic przeciwko niewoli w tak sielankowej scenerii. Przestało mi się spieszyć. Odkładam na bok przewodnik i listę punktów do obowiązkowego zaliczenia, za to uważniej przyglądam się temu, co dzieje się wokół. Tutaj nikt nie przejmuje się wieczornymi godzinami otwarcia sklepów i restauracji, ważniejszy jest czas dla bliskich. Starsze pary spacerują trzymając się za ręce. Przed domami wystawiono samoobsługowe mini-wyprzedaże: wybiera się sadzonki kwiatów lub owoce, a należność zostawia się w pojemniczku. Rodzinna tajska knajpka z jedzeniem na wynos to jedyny rodzaj "fast foodu", jaki tu spotykam - na Borhholmie królują Fiskebuffet - bufety potraw rybnych serwowane w lokalnych wędzarniach.
Wspólne żeglowanie zbliża, na czas rejsu członkowie załogi stają się rodziną. Niepisane zasady to współpraca, wspólna zabawa i dochowanie wszelkich tajemnic wyjawionych na łodzi. Słońce i skandynawskie widoki podnoszą morale załogi. System wachtowy wszedł nam w krew, rwiemy się do nauki. Knagi, kabestany, genua, sztag - pojęcia najlepiej zapamiętuje się przez praktykę. Nie ma obowiązku uczestniczenia we wszystkich pracach i manewrach, ale każdej z nas zależy na tym, żeby jak najwięcej się nauczyć. Akurat kiedy powoli udaje mi się rozplątać gordyjski węzeł cum i szotów i zdążyłam już porzucić myśl o promie, wiatr cichnie i musimy płynąć na silniku. Bo rejs to nie wycieczka zorganizowana, a morza nie da się przewidzieć. Ale tam, gdzie kończą się plany, zaczyna się przygoda.
Magdalena Żelazowska
Informacje praktyczne
Od zera do skippera
Rejsy żeglarskie ze Świnoujścia na Bornholm organizuje min. firma Duch Morza (www.duchmorza.pl, w ofercie jest także duży wybór innych kierunków). Nie są wymagane uprawnienia ani doświadczenie żeglarskie. Dla chętnych istnieje
Rejsy żeglarskie organizowane są od wiosny (kwiecień) do wczesnej jesieni (słonecznie i ciepło jest do końca października), szczyt sezonu trwa od 2 połowy czerwca do końca sierpnia, wtedy jest więcej turystów i rosną ceny.
Co zabrać?
Na jachcie przestrzeń jest dość ograniczona, warto spakować się w średniej wielkości torbę/plecak. Trzeba zabrać: dokumenty, stosowane regularnie lekarstwa, buty na gumowej podeszwie (oraz buty na zmianę na wypadek przemoczenia), ciepłą, nieprzemakalną kurtkę, ciepłe spodnie, czapkę i rękawiczki, sweter lub polar, ciepłą bluzę lub koszulę. Dodatkowo: okulary przeciwsłoneczne, krem chroniący od słońca z wysokim filtrem, czapka przeciwsłoneczna, klapki pod prysznic. Firma Ducha Morza na czas rejsu zapewnia kompletny sztormiak (kurtka i spodnie), pościel, koc i ręczniki.
Choroba morska
Choroba morska jest zjawiskiem powszechnym, dlatego nie jest niczym wstydliwym. Każdy organizm reaguje inaczej, osoby mające problemy np. z chorobą lokomocyjną, przed rejsem mogą skonsultować się z lekarzem. Objawy choroby morskiej łagodzi przebywanie na zewnątrz na pokładzie, leżenie z zamkniętymi oczami, a także koncentracja na konkretnym punkcie/zajęciu. Należy dużo pić, aby nie dopuścić do odwodnienia organizmu. Choroba z czasem przechodzi i nie stanowi przeszkody w żeglowaniu.
Nocleg i jedzenie
Uczestnicy rejsu nocują na jachcie, w marinach znajdują się prysznice i toalety (na pokładzie jest niewielka łazienka używana w czasie rejsu). Zazwyczaj rejsy turystyczne obejmują wyżywienie. Załoga wspólnymi siłami przygotowuje posiłki z kupionych wcześniej składników. Ta opcja bardzo dobrze sprawdza się na terenie Skandynawii, gdzie ceny żywności są bardzo wysokie.
Waluta i ceny
Bornholm należy do Danii, akceptowane waluty to korona duńska (1 DKK = 0,55 zł) oraz EURO. Ceny są wysokie, zwłaszcza w miejscowościach turystycznych. Piwo w barze: ok. 50-60 DKK, kawa: 40-50 DKK, obiadu z napojem w średniej knajpce 120-170 DK.
Warto przeczytać przed wyjazdem
"Bornholm, Bornholm", Hubert Klimko-Dobrzaniecki, przewodnik "Dania, Bornholm i Wyspy Owcze" , wyd. Pascal