Jak będziemy podróżować po pandemii?
"Powodów do obaw nie brakuje, ale warto do przyszłości turystyki podejść z dozą optymizmu. Tylko wtedy dostrzeżemy szanse na rozwój” – piszą autorzy raportu Travel Trend Report, w którym przewidują, jak zmieni się branża turystyczna. Przekonują, że podróżnicze nawyki, które wypracowaliśmy przez ostatni rok, zostaną z nami na długo. Czy wpłyną znacząco na branżę turystyczną?
Trudno zaprzeczyć, że pandemia koronawirusa przyśpieszyła zmiany w branży turystycznej i zmusiła ją do dostosowania się do trudnej do zaplanowania rzeczywistości, w której główną rolę odgrywa rozprzestrzeniający się w szybkim tempie wirus Sars-CoV-19.
Żeby zatrzymać kolejne fale zakażeń, musieliśmy zamknąć się w domach i zrezygnować z podróżowania czy przemieszczania się w celach służbowych. Dla większości przymusowa izolacja i odłożenie wakacyjnych marzeń na dalszy tor było trudne do zniesienia. Kolejne fale zakażeń koronawirusem nie ułatwiły też pogrążającej się w kryzysie turystyce.
Odpowiedzialne podróżowanie
Ostatnie dwie dekady zaowocowały ogromnymi zmianami w turystyce. Do tej pory zarezerwowana dla najbogatszych możliwość poznawania świata, została przedstawiona osobom o mniejszej zasobności portfela. Kolejne połączenia lotnicze pojawiały się na podniebnych mapach, oferując klientom coraz to lepsze oferty: krótsze podróże, mniej przesiadek, tańsze bilety. Przyzwyczailiśmy się do tego, że możemy przenieść się w dowolne miejsce na planecie bez większego wysiłku. Poczuliśmy się prawdziwie wolni.
Pandemia wymusiła zwolnienie tempa i zmianę przyzwyczajeń, również tych podróżniczych. Obostrzenia wprowadzone z zamiarem powstrzymania koronawirusa przed rozprzestrzenianiem się uderzyły w wiele przemysłów, ale i zwykłych ludzi, którzy z wojażami wiązali dotąd swoje życie.
- Decyzje o zmianie ustaleń i obostrzeń zapadają niemal natychmiast, a to poważnie komplikuje planowanie wyjazdów. Nawet kupując bilet lotniczy lub rezerwując noclegi z kilkudniowym wyprzedzeniem, możemy zostać niemiło zaskoczeni. Taka sytuacja przydarzyła się także mi, kiedy dwa dni przed wylotem do Grecji tamtejszy rząd wprowadził obowiązek posiadania negatywnego wyniku testu PCR. To było nierealne wymaganie. Przeciążone pracą laboratoria nie wysyłały informacji na czas, a testy nie zawsze były wiarygodne, nie mówiąc już o ich zawyżonych cenach - mówi Kinga, która mimo pandemii nie zrezygnowała z podróży po świecie.
Nawet jeśli w porę uda nam się uporać z okrutną biurokracją i przedstawić kontroli bezpieczeństwa wszystkie potrzebne dokumenty, może się okazać, że u celu wycieczki czekają kolejne komplikacje.
- Bardzo szybko zmieniają się też obostrzenia na miejscu. Jednego dnia wszystkie restauracje działają w reżimie sanitarnym, a następnego zostają zamknięte. Podobnie jest z hotelami. Przez zmieniające się jak w kalejdoskopie rozporządzenia możemy zostać zmuszeni do opuszczenia wynajętego pokoju szybciej, niż zakładaliśmy - dodaje.
Doświadczenia wyniesione z pandemii mogą przerodzić się w nowy, odpowiedzialny sposób podróżowania. Wakacje muszą być dokładnie przemyślane i bezpieczne w każdym aspekcie, począwszy od wyboru mniej popularnego wśród turystów kierunku. Wybieramy hotele, które przodują w systemie odkażania pokoi oraz części wspólnych. Zamiast wsiadać do zatłoczonego transferu z lotniska, zamawiamy taksówkę, mimo że zapłacimy za nią więcej. Nieustannie analizujemy wybory, by czuć się z nimi pewnie.
- Coraz częściej decydujemy się na dłuższe wyjazdy, głównie ze względu na koszty związane z wykonaniem potrzebnych testów lub wykupem ubezpieczenia turystycznego. Pandemia to nie jest odpowiedni moment na weekendowe wypady. Kiedyś wybieraliśmy kierunek lotu ze względu na cenę oraz osobiste preferencje. Teraz stawiamy na miejsca, w których nie będziemy musieli przestrzegać całej listy obostrzeń - komentuje Kinga.
Kryzys w lotnictwie a przyszłość turystyki
"Największy kryzys w historii lotnictwa" - tak najczęściej opisuje się to, co wydarzyło się przez ostatni rok po wybuchu pandemii COVID-19. To właśnie ten środek transportu najchętniej wybieraliśmy od lat. Jest najwygodniejszy, najszybszy i pozwala nam dotrzeć do najdalszych zakątków świata. Wprowadzone w zeszłym roku obostrzenia zmniejszyły drastycznie podniebny ruch. Straty odniesione w skutek pandemii są znacznie większe niż po zamachach z 11 września 2001 roku czy globalnym kryzysie finansowym, który przydarzył się siedem lat później.
- Pandemia COVID-19 jest przyczyną kryzysu w lotnictwie o niespodziewanej jak dotąd skali. W kwietniu 2020 roku doszło do 90 proc. spadku ruchu w skali globalnej w porównaniu do roku poprzedniego. Sytuacja zaczęła poprawiać się w miesiącach letnich, jednak od jesieni wciąż obserwujemy ograniczenia i zmniejszenia liczby lotów w związku z kolejnymi restrykcjami i obostrzeniami, wprowadzanymi przez kraje na całym świecie - tłumaczy Justyna Grzybowska, Asystent Koordynatora Obsługi Terminalowej na Międzynarodowym Porcie Lotniczym Kraków-Balice.
Do tej pory spadki w ruchu lotniczym, wywołane niestabilną sytuacją gospodarczą i polityczną, wynosiły raptem kilka procent. Zaledwie trzy miesiące po wybuchu pandemii zanotowany przez Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) regres wyniósł aż 93 proc. Globalny kryzys zmusił przewoźników do ograniczenia ilości lotów, zwolnień pracowników, a nawet restrukturyzacji.
Czytaj na następnej stronie >>>
- Od początku pandemii, niektóre linie lotnicze z trudem walczą o przetrwanie, redukują flotę samolotów oraz zmuszone są do zmiany modelu biznesowego. Kolejne lockdowny mogą doprowadzić do bankructwa wielu przedsiębiorstw lotniczych, bez wsparcia finansowego nie będą w stanie utrzymać działalności, nastąpią znaczne redukcje zatrudnienia. Linie, które przetrwają, przez wiele lat nie będą w stanie powrócić do stabilnego funkcjonowania z okresu przed pandemią - mówi Justyna Grzybowska.
IATA donosi, że powrót do kondycji sprzed marca 2019 roku może zająć kilka lat. Warto zaznaczyć, że te przewidywania nie uwzględniały kolejnych gigantycznych fal zachorowań, jakich ostatnio jesteśmy świadkami. Luzowanie obostrzeń zachęca co prawda turystów do kupowania biletów, ale nie zwiększa zapotrzebowania.
Dopóki sytuacja epidemiologiczna nie zmieni się, niepewność będzie towarzyszyć lotnictwu i nie pozwoli na jego odbudowanie. Likwidacja linii lotniczych przyczyni się też do mniejszej konkurencyjności na rynku, a finalnie podwyższy ceny biletów.
Tanie podróżowanie odejdzie w zapomnienie?
Kupiony okazyjnie bilet w liniach czarterowych, couchsurfing i zmiana miejsca noclegu co kilka dni, a do tego przemieszczanie się środkami publicznego transportu - tak podróżowaliśmy najchętniej w minionych latach. Tanie, krótkie wycieczki nastawione na intensywne zwiedzanie nie prędko wrócą do podróżniczych trendów. Dziennikarze portalu Traveller.com poszli w swoich przewidywaniach przyszłości o krok dalej.
"Złota era tanich podróży właśnie dobiega końca. Dopóki COVID-19 nie pokrzyżował naszych planów, śmiało zdobywaliśmy świat" - przestrzegają.
Z ich analizy wynika, że branża turystyczna jeszcze przez długi czas nie pozbiera się po kryzysie, jaki wywołała sytuacja epidemiologiczna na świecie. Jeśli przewoźnicy i hotelarze będą mieli szansę odbić straty, z pewnością to zrobią, podwyższając ceny i rezygnując z nieopłacalnych rozwiązań. Ceny transportu i zakwaterowania podwyższą się, a podróżowanie będzie znów rozrywką ekskluzywną.
Zupełnie inną perspektywę przyjął Dawid Dudek, autor książek "Biblia Taniego Spania" oraz "Biblia Taniego Latania". Według podróżnika pandemia otworzyła przed turystami nowe możliwości.
- Warto spojrzeć na ten problem szerzej. Rzeczywiście, z jednej strony linie lotnicze nie oferują tak wielu połączeń, ale z drugiej oznacza to mniej turystów w miejscach, które do tej pory były przez nich oblegane. Wiele z nich jest teraz nie do poznania. Przyroda zaczyna się tam odradzać, a w okolicy pojawiają się niewidziane od dziesiątek lat zwierzęta. Jestem obecnie w Kenii i wypoczywam nad najpiękniejszą plażą w kraju, czyli Diani Beach. Przed pandemią wylegiwało się tutaj nawet 150 tysięcy turystów jednocześnie. Teraz jest niemal pusta, a nad brzeg po 50 latach wróciły flamingi - wyjaśnia podróżnik.
Czytaj na następnej stronie >>>
Przewiduje też, że to z pewnością nie koniec turystyki masowej. Spragnieni rozrywek ludzie po miesiącach kwarantanny skorzystają z ofert wczasów all inclusive, popijając drinki przy zatłoczonych basenach.
- Wystarczy spojrzeć na przypadek Balearów czy Wysp Kanaryjskich. Gdy tylko rząd Niemiec ogłosił, że nie wprowadzą lockdownu przed świętami wielkanocnymi, kilkaset tysięcy naszych sąsiadów zza Odry wykupiło wycieczki. Na naszym rodzimym podwórku sytuacja wygląda podobnie. Kilka samolotów dziennie lata z Warszawy do Egiptu, na Zanzibar czy Dominikanę, czyli w miejsca, gdzie nie potrzeba testów ani kwarantanny. Polacy niemal zdominowali wybrzeże Meksyku w okolicach miejscowości Cancun. Przypuszczam, że wraz ze zniknięciem obostrzeń, świat zaleje fala taniej turystyki - dodaje.
Nowe trendy w turystyce
Tłumy turystów na egzotycznych plażach to tylko jeden ze scenariuszy, który rozważa się, myśląc o post pandemicznej rzeczywistości. Zamknięci przez ostatni rok w czterech ścianach, będziemy poszukiwać możliwości skorzystania z uroków natury. W zurbanizowanym świecie coraz rzadziej mamy okazję, żeby zachwycić się rozświetlonym gwiazdami niebem, zaobserwować, co dzieje się w przyrodzie, gdy zapada zmrok. Specjaliści współtworzący raport Travel Trend są przekonani, że to właśnie nocne eskapady, kończące się ogniskiem i noclegiem w namiotach będą najczęściej wybieraną formą aktywności turystycznej po pandemii.
W dzicz będziemy się wybierać nie tylko po zachodzie słońca. Odrodzona przyroda zapewne stanie się atrakcją dla wielu turystów. Nastawione na spore dochody z tej branży kraje zmienią strategię przyjmowania przyjezdnych. Zrezygnujemy z podróży do przeludnionych miast. Zamiast tego chętniej wybierzemy się na spokojną wieś.
- Aby zmniejszyć ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa, rozprasza się grupy turystów. Dla przykładu, zbiory słynnej włoskiej Galerii Uffizi mają być rozrzucone po niemal całej Toskanii. Typowo turystyczne kierunki, jak Maroko, czy Tunezja przyjęły zasadę promowania kurortów w mniejszych miejscowościach - mówi Dawid Dudek.
Według organizacji International Ecotourism Society postawimy na świadomą turystykę. Będziemy odwiedzać miejsca, które stawiają na ochronę środowiska, dbają o dobrobyt i edukację lokalnej ludności. Wyznacznikiem wyboru konkretnego hotelu czy przewoźnika staną się certyfikaty ekoturystyki i te, wskazujące na mniejszą emisję szkodliwego dla atmosfery dwutlenku węgla.
Zamiast leniwych wakacji na leżaku, zaczniemy uczyć się, jak hodować egzotyczne rośliny, wytwarzać rękodzieło czy przygotowywać tradycyjne dla regionu posiłki. Promocja ekoturystyki zaczęła się na dobre kilka lat temu. Nie brakuje więc atrakcji, które z pewnością zaciekawią żądnych nowych doświadczeń podróżników. W 2019 roku w Japonii otwarto pierwsze gospodarstwo ekologiczne, którego goście mogą nauczyć się, jak uprawiać ziemię oraz znaleźć jadalne rośliny w lesie.
Paradoksalnie miesiące życia w izolacji od innych mogą nas zbliżyć, gdy pandemia dobiegnie końca. Z większą ochotą zagłębimy się w poznawanie innych kultur. Na popularności zyskają wycieczki oferujące pracę z lokalnymi mieszkańcami. Organizatorzy oferują możliwość spędzenia kilku tygodni w ich towarzystwie, wspólną pracę, noclegi pod jednym dachem i budowanie relacji, których pozbawiła nas obecna sytuacja epidemiologiczna.
Pandemia miała udział w kształtowaniu się na nowo podejścia do pracy zdalnej. Nie tylko nauczyliśmy się sprawnie pracować w trybie home office, ale zauważyliśmy, że możemy pogodzić ją z podróżami. Cyfrowy nomadyzm nigdy dotąd nie cieszył się taką popularnością, a zapalonych podróżników dźwigających ze sobą służbowy laptop wciąż przybywa. Eksperci nie mają wątpliwości, że zdalni pracownicy odegrają dużą rolę w kształtowaniu popandemicznej rzeczywistości.
***
Zobacz także: