Lucerna: Łabędzie, smoki i paralotnie

Łabędzie - nieodłączny element krajobrazu Lucerny /Styl.pl

Lucerna to jedno z tych szwajcarskich miast, w których życie koncentruje się przy jeziorze. Położona nad Jeziorem Czterech Kantonów miejscowość zachwyca zarówno z wody, jak i na lądzie.

Pierwszym zabytkiem, na który turysta natyka się przyjeżdżając do Lucerny jest przypominająca łuk tryumfalny dawna fasada dworca, który spłonął w 1972 roku.

Teraz wprowadza turystów na plac przed nowoczesnym, przeszkolonym budynkiem czy też wyprowadza ich ze stacji kolejowej w stronę jeziora.

Jezioro to serce

Jezioro Czterech Kantonów to serce tej szwajcarskiej miejscowości. To tutaj mieszkańcy urządzają pikniki, przychodzą odetchnąć po dniu pracy, pojeździć na rolkach czy na rowerze, a turyści - zachwycać się wspaniałymi widokami na hotele i rezydencje usytuowane wzdłuż brzegu, a także górujące nad nimi niesamowite alpejskie szczyty.

Oczywiście najlepiej przyjrzeć się im z pokładu statku wycieczkowego, które odpływają z portu tuż przy ujściu rzeki Reuss. Wypływając w głąb jeziora łączącego szwajcarskie kantony Lucerna, Uri, Schwytz, Unterwalden mijamy między innymi luksusowe hotele Schweizerhof czy Palace i katedrę św. Leodegara z charakterystycznymi dwiema wieżami.

Dalej krajobraz z miejskiego przeradza się w bardziej sielski. Pojawiają się (równie luksusowe) rezydencje, wille do wynajęcia i soczyście zielone, niesamowicie zadbane trawniki. Na lewym brzegu między drzewami usytuowany jest zamek Meggenhorn - leżące w miejscowości Meggen najpopularniejsze w okolicy miejsce na wystawne wesela. Poniżej znajduje się kapliczka św. Mikołaja, który tutaj jest nie tylko patronem ubogich i przynosi prezenty dzieciom, ale ma za zadanie strzec przed niebezpieczeństwem wszystkich łodzi i statków na jeziorze.

Pilatus przepowiada pogodę

Po prawej cały czas towarzyszy nam majestatyczny wizerunek Pilatusa - najwyższej góry w okolicy. W jednym z wariantów wycieczki statkiem można zejść na ląd i wjechać na szczyt koleją, w tym najbardziej stromymi w Europie torami kolejki zębatej. Szwajcarzy podchodzą z respektem do tej góry wierząc, że w jej wnętrzu mieszkały smoki.

Pilatus jest też swego rodzaju stacją pogodową dla okolicznych mieszkańców. Ponieważ jest często pokryty chmurami, lokalsi wiedzą, że jeśli chmury tworzą na nim zwartą czapkę, będzie zimno i będzie padać. Jeśli natomiast chmury "przepływają" przez szczyty - pogoda będzie ładna.

Niesamowite wrażenie robi widok paralotniarzy skaczących z pobliskich szczytów, nie mniejsze również ćwiczenia myśliwców szwajcarskiej armii, które niedaleko mają swoją bazę.

Rzeka to tętnica

Wspomniana już rzeka Reuss to z kolei główna tętnica miasta. Zbudowano na niej w 1333 roku imponujący drewniany Most Kapliczny (na jego początku znajduje się kaplica św. Piotra), który w ciepłych miesiącach przyozdabiany jest setkami doniczek z kwiatami.

Most liczy 204 metry długości. Jest kryty dachem z czerwonymi dachówkami, pod którym znajduje się 112 XVII-wiecznych trójkątnych malowideł. Część mostu, w tym dzieł sztuki uległo zniszczeniu również w pożarze, w 1993 roku.

O ile most udało się odbudować, o tyle części umieszczonych między krokwiami malowideł już nie można było odratować. Za to turyści bazgrają na balustradach swoje wątpliwej urody kaligrafie w stylu "Kocham Jolkę" we wszystkich językach świata.

Przy moście stoi dawna wieża ciśnień, w której współcześnie odbywają się ważne uroczystości. Pod mostem pływają łabędzie - pełne nadziei, że choć część z tłumnie zwiedzających most rzuci im kawałek chleba. Idąc brzegiem mija się kościół św. Franciszka i dochodzi do drewnianej śluzy regulującej poziom wody. Osoby z zacięciem technicznym mogą poznać zasady jej działania. Wyglądają na bardzo skomplikowane. Po drugiej stronie rzeki wyróżnia się budynek ratusza.

Zadzieraj nosa!

Odchodząc od brzegu z którejkolwiek strony zagłębimy się w uliczki starego miasta. Najlepszą radą na jego zwiedzanie jest: "Zadzieraj nosa!". Wszystko, co ciekawsze znajduje się wysoko na elewacjach kamienic, albo na kolumnach. Tutaj budynku poczty dumnie strzegą romańskie statuy, pod dachami grube cherubinki celują w przechodniów z łuków, a nad ulicą zwisają loggie oparte tylko na jednym słupie. Fasady kamienic są bogato zdobione. Nie tylko upiększają miasto, ale też opowiadają jego historię.

Nie godzi się być w Lucernie i nie zobaczyć lwa. Aby obejrzeć wykuty w piaskowcu pomnik zwierzęcia symbolizującego śmierć w 1792 r. szwajcarskich gwardzistów strzegących króla Francji Ludwika XVI podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, trzeba się oddalić trochę od centrum - można skorzystać na przykład z trolejbusu. Przebity włócznią lew, który widnieje również w herbie Lucerny, znajdziemy w uroczym parku tuż obok niewielkiego osiedla. Jest wykuty w jaskini nad półokrągłym stawem. Nad nim umieszczono napis: helvetiorum fidei ac virtuti (wierność i męstwo Szwajcarów). Pomnik jest smutny, ale miejsce urocze.

Kiedy przejdziemy do spraw bardziej przyziemnych, w Lucernie natkniemy się na niezliczone, szalenie drogie butiki, niesamowicie dużo piekarni oraz - jak to w Szwajcarii - na sklepy z czekoladkami. Wśród nich warto wybierać rodzinne manufaktury, jak Max Chocolatier, w której każda pralinka jest ręcznie wyrabiana i szczególnie ceniona przez Lucereńczyków jako prezent dla bliskiej osoby. Na ladzie leży komplet bilecików na każdą okazję (również z przeprosinami), które klienci mogą dołączyć do swoich zakupów. Nietanich - bądźmy szczerzy. Bombonierka z siedmioma czekoladowymi jajeczkami kosztuje tu prawie 29 franków szwajcarskich, czyli za jedno jajeczko płacimy 16,5 złotego... No ale być w Szwajcarii i nie zjeść czekolady - to się dopiero nie godzi!



Styl.pl
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy