Michał Wieciech: Tam, gdzie nie musimy ingerować w las, często tego nie robimy
- Jeśli chcemy pozostawić las naturalnemu porządkowi, musimy przeanalizować wszystkie potencjalne dla nas konsekwencje takiego działania. Przykładem mogą być fragmenty w Puszczy Białowieskiej (nie w Parku Narodowym, ale w części drzewostanów gospodarczych), gdzie podjęto decyzję, by las zostawić w jak najmniej naruszonym stanie, więc kiedy drzewa zaczęły się przewracać i zamierać, nie były uprzątane. Szybko okazało się, że mieszkające w Puszczy żubry nie chciały się męczyć przechodząc przez pnie i zaczęły zmieniać trasę, wchodząc na pola i niszcząc uprawy - mówi Michał Wieciech, specjalista ds. edukacji leśnej, pracujący na co dzień w Nadleśnictwie Niepołomice.
Katarzyna Pruszkowska: Po czym możemy poznać, że las jest zdrowy?
Michał Wieciech: - Żeby odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy najpierw zastanowić się, jak definiujemy termin "zdrowie". Tak "po ludzku" zazwyczaj uważamy, że jesteśmy zdrowi, kiedy wszystkie narządy naszego ciała pracują prawidłowo, nic nas nie boli, nie cierpimy na żadną chorobę. Jednak należy pamiętać, że naszych ludzkich odczuć nie da się przełożyć na to, co dzieje się w lesie. Może nam się wydawać, że zdrowy las to taki, w którym rosną wyłącznie zdrowe i silne drzewa, a podczas spaceru nie natykamy się na powalone i na pół spróchniałe pnie. Jednak nie jest tak do końca, gdyż las to bardzo złożony ekosystem, w którym jest miejsce dla wielu organizmów i wielu form życia oraz faz rozwoju - możemy więc mieć młody drzewostan, dorodne drzewa, które mają po kilkadziesiąt lat, i stare obumierające czy chore okazy. Dlatego w odniesieniu do określenia stanu w jakim znajduje się kondycja lasu najczęściej używa się sformułowania "stan zdrowotny", które uwzględnia naturalne procesy obumierania i rozkładu. Zresztą zastanówmy się najpierw nad samym lasem. Proszę mi powiedzieć, z czym kojarzy się pani słowo "las"?
Mam dwa, równie silne skojarzenia. Pierwszym jest "Puszcza Niepołomicka", ponieważ od kilku lat regularnie w niej bywam, drugim "nieduży, gęsty las pełen liściastych drzew, przez który płynie strumyk" - ponieważ wychowywałam się na wsi, zaraz obok takiego lasu. Zresztą nadal bardzo często w nim spaceruję.
- Czyli ma pani szczęście, bo od dziecka miała pani kontakt z lasem. Obecnie rośnie nam pokolenie, które częściej lasy zna z telewizji czy internetu, niż z bezpośrednich obserwacji ponieważ coraz więcej osób mieszka w miastach i nieczęsto je opuszcza. Co prawda od 2020 roku zainteresowanie lasami wzrasta, a szczególnie wypoczynkiem na terenach leśnych, to jednak jako specjalista ds. edukacji leśnej często spotykam się z rozmaitymi grupami wiekowymi i widzę, że są osoby, dla których polski las jest tak samo egzotyczny, jak dla mnie dżungla amazońska. Kiedy takie osoby, które nie mają regularnego kontaktu z przyrodą, odwiedzają las, rzeczywiście mogą mieć poczucie, że coś jest z nim nie tak, bo nie jest "jak na obrazku". Tymczasem my, leśnicy, nie dążymy do tego, by lasy były idealne jak miejskie parki, ale jak najbardziej odporne na czynniki, które mogłyby im zagrozić.
Jakie to czynniki?
- Gwałtowne zjawiska pogodowe np. burze, wichury. Pojawienie się owadów, które występując w dużej ilości i powodując tzw. gradacje mogą powodować zamieranie dużych obszarów leśnych, np. zjadając igły drzew jak osnuja gwiaździsta (żeruje na sośnie - przyp. red.). Niebezpieczne jest także pojawienie się roślin czy zwierząt, które zagrażają całemu ekosystemowi, np. nawłoci późnej, czy kanadyjskiej lub niecierpka drobnokwiatowego, a także szopów praczy lub jenotów, których w polskich lasach, niestety, mamy coraz więcej.
Zatrzymajmy się na chwilę przy tych zwierzętach - skąd właściwie znalazły się u nas?
- Szop pracz, który jest gatunkiem występującym naturalnie w Ameryce Północnej, został najpierw sprowadzony na tereny Europy Zachodniej, niestety nie pamiętam, czy były to celowe zabiegi. Natomiast jenoty, które pochodzą z Azji południowo-wschodniej, trafiły do Polski z Białorusi, gdzie zaczęto je hodować jako zwierzęta futerkowe. Udało im się uciec z hodowli i zawojować Europę. Po raz pierwszy zaobserwowano je w naszych lasach w 1955 roku i od tego czasu populacja zaczęła rosnąć. Zarówno szopy pracze, jak i jenoty, są drapieżnikami, które negatywnie wpływają na rodzime gatunki zwierząt. A przy tym są bardzo inteligentne, więc szybko zaadaptowały się do polskich warunków i zaczęły w nich niemal bez przeszkód rozmnażać. Jeśli chodzi o szopy to zalecenia są takie, by eliminować je ze środowiska, ponieważ jeśli się w nim pojawią, szkodzą całemu ekosystemowi. Są oportunistami pokarmowymi, czyli zjedzą cokolwiek wpadnie im w łapki - drobne bezkręgowce, kręgowce, płazy, owady, ptaki, tym bardziej, że świetnie wspinają się po drzewach. Dodatkowo przenoszą również choroby, na które nasze rodzime gatunki nie są jeszcze odporne. Z kolei jenoty szczególnie wędrując po terenach podmokłych przyczyniają się do zmniejszenia populacji płazów.
A skąd w lasach biorą się rośliny, które można uznać za gatunki inwazyjne?
- Może odpowiem pytaniem - jak pani sądzi, skąd w Puszczy Niepołomickiej mogły wziąć się krokusy? Dodam, że nie mówimy o pojedynczych kwiatach, ale o całych połaciach, które można zobaczyć wchodząc wiosną na 150 metrów w głąb lasu położonego przy zabudowaniach.
Do głowy przychodzi mi jedno - dostały się tam z pomocą ludzi. Trafiłam?
- Jak najbardziej. Nie bez powodu akurat wtedy, kiedy pojawiła się moda na sadzenie w przydomowych ogródkach rdestowców japońskich, one pojawiły się i w lasach. Dlatego to bardzo ważne, by nie przywozić do lasu żadnych roślin - ani choinek, które zostały nam po świętach, ani roślin z ogródka, ani nawet odpadków czy ziemi, w której z całą pewnością znajdują się jakieś nasiona, czy cebulki (jak w przypadku krokusów). To bardzo ważne, bo są gatunki, które w lasach i na terenach polnych mają znakomite warunki do wzrostu i naprawdę przybywa ich w błyskawicznym tempie - jak w przypadku wspominanego niecierpka czy nawłoci kanadyjskiej. Jeśli chodzi o nawłoć, to staramy się ją w Puszczy zwalczać na szczególnie cennych przyrodniczo obszarach. Jednak jeśli już jakiś gatunek pojawi się w lesie, trudno wyeliminować go całkowicie. Wtedy po prostu trzymamy rękę na pulsie i patrzymy, gdzie pojawiają się nowe stanowiska. Czasem je zostawiamy, a czasem decydujemy o usunięciu.
Wróćmy zatem do lasów - już wiem, że nie muszą być "idealne", żebyśmy po ludzku mogli uznać, że są w dobrej formie.
- Mało tego, nawet, jeśli coś złego dzieje się na stosunkowo niewielkim obszarze i wiemy, że nie zagraża to całemu ekosystemowi, jako leśnicy nie ingerujemy, ustępujemy pola naturze. Tak było np. w rezerwacie przyrody Gibiel, w którym po bardzo silnej burzy została dosłownie zmieciona jego północna część. Wtedy zastanawialiśmy się, czy usunąć wszystkie powalone drzewa, czy zostawiamy je licząc się z ryzykiem ewentualnego pożaru. W porozumieniu z naukowcami postanowiliśmy nie ingerować w naturalne procesy, tym bardziej, że rozkładające się drewno pełni w lesie szereg ważnych funkcji, wzmacniając odporność całego lasu i stanowiąc pożywienie i schronienie dla wielu owadów.
Oczywiście rozumiem, że to nie jest widok, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, i który, paradoksalnie, uważamy na naturalny. Na przykład wędrując po Puszczy Niepołomickiej spotykam czasem starszych mieszkańców, którzy mieszkają w pobliżu od lat. Spacerują po lesie, rozglądają się i mówią zaniepokojeni, że np. w rezerwacie Lipówka (rezerwat przyrody znajdujący się na terenie Puszczy Niepołomickiej - przyp. red.) dawniej rosły piękne, zdrowe drzewa, a dziś wszystko chore, powalone, a leśnicy niż z tym nie robią. Tymczasem tam, gdzie nie musimy ingerować, często tego nie robimy. Jednak jeśli mamy do czynienia z lasem, który pełni funkcje rekreacyjne, a ludzie mogą wędrować wszędzie, nie tylko po wytyczonych ścieżkach, jak ma to miejsce w przypadku rezerwatów, musimy brać pod uwagę także ich bezpieczeństwo. Trzeba zapewnić drożność szlaków, by mogli z nich korzystać rowerzyści, biegacze, rodzice spacerujący z wózkami. Nie może być tak, że w połowie drogi leży powalony pień, a wzdłuż rosną drzewa, które przy silniejszym podmuchu wiatru mogą się przewrócić na spacerowiczów.
- Jeśli chcemy pozostawić las naturalnemu porządkowi musimy przeanalizować wszystkie potencjalne dla nas konsekwencje takiego działania. Przykładem mogą być fragmenty w Puszczy Białowieskiej (nie w Parku Narodowym, ale w części drzewostanów gospodarczych), gdzie podjęto decyzję, by las zostawić w jak najmniej naruszonym stanie, więc kiedy drzewa zaczęły się przewracać i zamierać, nie były uprzątane. Szybko okazało się, że mieszkające w Puszczy żubry nie chciały się męczyć przechodząc przez pnie i zaczęły zmieniać trasę, wchodząc na pola i niszcząc uprawy. Doszło więc do konfliktu, bo rolnicy słusznie zauważyli, że takie sytuacje nie miały miejsca w przeszłości, a oni ponoszą straty - oczywiście oni woleliby, żeby żubry siedziały tam gdzie wcześniej, czyli na leśnych polanach. Ten przykład pokazuje, że musimy ciągle godzić kwestie przyrodnicze i gospodarcze.
Spotyka się pan czasem z wypowiedziami sugerującymi, że może lasom byłoby lepiej bez jakiejkolwiek ingerencji człowieka?
- Oczywiście. Wiele razy słyszałem, że przecież natura poradziłaby sobie sama, podobnie, jak radziła sobie przez tysiące lat, a wszelkie zabiegi człowieka są w zasadzie zbędne. Dziś lasów pierwotnych, a więc takich, w których na żadnym etapie nie notowaliśmy działalności człowieka, prawie już nie ma; nawet dżungla amazońska ulegała takim przekształceniom za pośrednictwem emisji przemysłowych. Jednak załóżmy, że udałoby się znam znaleźć taki las. Jak pani zdaniem by wyglądał?
Do głowy przychodzi mi słowo "nierówno", tj. obok starszych drzew rosłyby młode, byłoby miejsce na polanę, która powstała po pożarze w wyniku uderzenia błyskawicy, byłyby martwe drzewa, które zaatakowały jakieś pasożyty. No daleko tej mojej wizji do ideału.
- Ale blisko do tego, jak prawdopodobnie wyglądałby las, w którym nie byłoby żadnych działań człowieka. Mogłoby być tak, że w pewnym miejscu pojawiłyby się owady i dosłownie zjadły hektary lasu, więc przez długi czas, może 100 lat, nie było by w tym miejscu zbiorowisk leśnych, tylko jakieś polany, zakrzaczenia itp. Z perspektywy człowieka to wieczność, dla natury - ledwie moment w jej historii. Ponieważ jednak Polacy, jak i zresztą mieszkańcy innych krajów, mają konkretne oczekiwania co do wyglądu i funkcji lasu - tj. szukają w nim rekreacji, odpoczynku, możliwości obserwowania dzikich zwierząt, nie możemy sobie pozwolić na to, by olbrzymie połacie lasów czy puszcz przez dziesiątki lat wyglądały jak "cmentarzysko drzew". Lasów w Polsce mamy sporo, bo zajmują prawie jedną trzecią powierzchni kraju i nie musimy się specjalnie naszukać, żeby jakiś znaleźć, jednak oprócz funkcji rekreacyjnej pełnią jeszcze inne funkcje; mamy np. lasy gospodarcze, z których pozyskuje się drewno dla przemysłu. Między innymi z tego powodu leśnicy muszą uważnie planować działania w lasach - tak, by było w nich miejsce i na naturalne procesy, i dla zwierząt, i dla ludzi.
- Jako przykład może posłużyć sytuacja, która miała miejsce zeszłej zimy w Puszczy Niepołomickiej. W okolicach 20 stycznia spadło dużo śniegu, a że temperatura oscylowała w okolicy 0 stopni Celsjusza, śnieg był wilgotny i bardzo ciężki - jeden metr sześcienny mógł ważyć nawet tonę. Efekt był taki, że masowo zaczęły nam się łamać wierzchołki drzew i zawalać ścieżki. Niemal natychmiast zaczęły docierać do nas głosy, że po lesie nie da się chodzić, że zbyt powoli likwidujemy szkody, że prace nie są prowadzone na całym obszarze. Oczywiście moglibyśmy zostawić wszystko tak, jak było, wtedy te powalone drzewa byłyby zaczątkiem formowania się lasu naturalnego. Tyle, że Puszcza Niepołomicka nie jest lasem o charakterze naturalnym, pełniąca funkcję wyłącznie przyrodniczą, a popularnym miejscem rekreacyjnym, nie tylko dla mieszkańców Krakowa, a także miejscem gdzie powstaje najbardziej ekologiczny surowiec - drewno.
Może myląca jest właśnie nazwa "puszcza", która kojarzy mi się właśnie z takimi lasami pierwotnymi, dzikimi, trochę nieprzebytymi - a nie z wytyczonymi ścieżkami.
- Trafnie podała pani pierwszą definicję puszczy, jednak jest i druga, zgodnie z którą puszcza to po prostu duży obszar leśny. W Polsce pierwotny charakter zachowały jedynie wybrane fragmenty Białowieskiego Parku Narodowego - inne puszcze to, mówiąc w pewnym uproszczeniu, właśnie po prostu duże lasy. Jeśli chodzi o Puszczę Niepołomicką, to jej intensywna eksploatacja zaczęła się już w wiekach średnich, a w XVIII wieku, czyli wraz z początkiem rewolucji przemysłowej jeszcze bardziej się nasiliła. Najpierw wycięto buki, które były wykorzystywane jako materiał energetyczny, a potem posadzono sosny, sprowadzone przez zarządzających tym terenem zaborców, zdaje się z Austrii, bo w Puszczy nigdy nie rosły naturalnie na taką skalę. Wybrano je z jednego prostego powodu - są jednym z szybciej rosnących gatunków drzew. W XIX wieku, żeby móc pozyskiwać jeszcze więcej drewna, teren puszczy, oryginalnie podmokły, bagienny i trudno dostępny, osuszono. Wykopano wtedy ponad 800 km rowów odwadniających i posadzono jeszcze więcej sosen.
- W tamtym czasie nikt nie myślał o tym, że panujące w Puszczy warunki nie są optymalne dla monokultury, czyli jednogatunkowych drzewostanów, a to przyniosło opłakane skutki. W ciągu minionych 100 lat Puszcza mierzyła się nie tylko z pożarami, ale i plagami wspomnianej osnui gwiaździstej, która zjadała igliwie i powodowała masowe zamieranie drzew. A skoro w tamtym czasie 90 proc. drzewostanu stanowiły właśnie sosny, skala zniszczeń była ogromna. Sosnę sadzono także po II wojnie światowej, żeby szybko odbudować drzewostan, bo drewno było potrzebne do odbudowy Polski. Jako ingerencję w stan puszczy można także potraktować emisje przemysłowe z pobliskiej Huty im. Lenina. Na zdjęciach satelitarnych, wykonywanych w latach 60. i 70. widać chmury trujących wyziewów, które z kombinatu wędrowały bezpośrednio nad Puszczę. Dzięki pracom, które trwają w Puszczy już od lat, udział sosny wynosi 50 proc., a docelowo chcielibyśmy, by nie przekraczał 40 proc.
Co więc dziś decyduje o tym, jakie drzewa najlepiej sadzić w konkretnych lasach?
- Nauka i dobra znajomość lasu jako całości. Zanim posadzimy drzewo, analizujemy warunki glebowe, wilgotność, dostęp światła. Kiedy wiemy, jakie warunki panują w danym siedlisku, porównujemy je z wymaganiami konkretnych gatunków drzew i tak decydujemy o tym, które zostaną nasadzone. Takie odpowiednie dobieranie gatunków wzmacnia odporność całego lasu. Jeśli obok siebie będziemy mieć drzewa różnych gatunków, to nawet, jeśli pojawi się owad, który lubi konkretne drzewo, to najwyżej na jakiś czas stracimy na danym obszarze część drzewostanu - ale nie cały. Jeśli na jakichś, szczególnie bardzo osłabionych drzewach znajdujących się w pobliżu ścieżek pojawi się jemioła, możemy podjąć decyzję o ich usunięciu ze względu na bezpieczeństwo spacerowiczów. Ale nie będziemy musieli podejmować tych działań na masową skalę.
- Jeśli chodzi o prace, które należy wykonać w lesie, planujemy je na 10 lat do przodu. Czyli raz na 10 lat przeprowadzamy dokładną analizę tego, co się udało, jakie efekty osiągnęliśmy, a co było błędem. Na tej podstawie wyciągamy wnioski na przyszłość i planujemy dalej. Takie podejście pozwala nam spojrzeć na las w dłuższej perspektywie, choć oczywiście to systemy, które cały czas się zmieniają, więc zdarzają się sytuacje, kiedy jakieś zmiany w planie nie mogą czekać i muszą być wprowadzone od razu.
Skoro mowa o wieloletniej perspektywie - jak zmiany klimatu wpływają nas stan zdrowotny lasów?
- Jednym z czynników, które bardzo wpływają na stan drzew, jest zmiana formy opadów. Dawniej mieliśmy opady częste i długotrwałe, ale mniej intensywne, które dobrze i głęboko nawadniały lasy i pola. Obecne mamy do czynienia raczej z deszczem nawalnym, ale krótkotrwałym, a potem z długimi okresami bez deszczu. Ta zmiana ma ogromny wpływ na drzewa, ponieważ one wykształcają cały swój system korzeniowy do 30-40 roku życia, później już się nie zmienia. 100 lat temu gleba w puszczy była zasobna w wodę, więc np. sosny wykształciły dość płytki system korzeniowy, na pół metra w głąb, co można czasem zaobserwować na powalonych drzewach - ich korzenie wyglądają niemal jak "talerze". Póki była woda, drzewa były zdrowe.
Jednak obecnie mamy problemy z poziomem wód gruntowych, jest ich mniej, gleba jest bardziej wysuszona. Drzewa nie mogą już "sięgnąć w głąb", więc nie są odpowiednio nawodnione, a przez to słabsze i bardziej podatne na szkodliwe czynniki. Np. w lipcu 2016 roku jedna silna burza zniszczyła spore połacie sosen, które waliły się pod pływem wichru. Obecnie mamy w Puszczy również problem z jemiołą, która jest takim pół-pasożytem. Masowo oblepia sosny, zaburza cyrkulację wody i może doprowadzić do obumierania całych drzew. A to, jak się pani domyśla, jest niebezpieczne dla osób, które przebywają w lesie. Niestety jest tak, że jeden czynnik ryzyka wpływa na pojawienie się kolejnych - np. chore drzewa nie radzą sobie z żerowaniem owadów - kilka lat temu, podczas przelotów dronem odkryliśmy, że korony drzew zaczęły robić się rude, a to za sprawą żerowania kornika ostrozębnego. Obecnie, na szczęście, kornik spowolnił, ale jemioła nadal jest naszym dużym kłopotem.
- Próbując mierzyć się z problemem niedostosowania drzew, które mają kilkadziesiąt lat, do obecnych warunków, korzystamy z pracy naukowców, modeli zmian klimatu, a nawet sztucznej inteligencji. Wszystko po to, by choć spróbować przewidzieć to, jak będzie zmieniał się klimat. Oczywiście te modele nie dają nam 100 proc. pewności, ale to pewien kierunek, który bierzemy pod uwagę podczas planowania nowych nasadzeń. Jeżeli warunki panujące w ekosystemie wskazują, że w konkretnym miejscu powinien rosnąć buk, to sadzimy buki, nie sosny. Tym bardziej, że modele pokazują, że to właśnie buki są potencjalnie odporniejsze na zmiany klimatu i za 50 lat powinny sobie nieźle radzić. Czy tak będzie? Tego nie wiemy i uważam, że ta niewiadoma jest jedną z trudności w pracy leśników. Bo efekty naszej pracy są widoczne wiele lat po tym, jak została wykonana. A co, jeśli okaże się, że nasze obliczenia i przypuszczenia były złe? Pozostaje nam chyba wierzyć w to, że lepiej robić cokolwiek, niż siedzieć z założonymi rękami.
A co mogliby dla lasów zrobić ci, którzy chętnie w nich bywają i korzystają z możliwości przebywania w ciszy i zieleni?
- Na pewno nie jestem zwolennikiem radykalnych działań, np. ograniczania ludziom dostępu do lasów. Niby dlaczego mielibyśmy to robić, skoro człowiek także jest elementem przyrody i bywa w lasach od tysięcy lat? Myślę, że przede wszystkim powinniśmy uświadomić sobie, że każde nasze działanie może mieć wpływ na dobrostan lasu i jego mieszkańców. Jeśli możemy dojechać do lasu pociągiem, a nie samochodem - wybierzmy pociąg, który jest bardziej ekologicznym środkiem transportu. Jeśli mamy drewniane meble, nie wymieniajmy ich co 5 lat tylko dlatego, że zmieniła się moda albo nam się znudziły - drewno to wytrzymały i cenny surowiec. Jeśli jesteśmy w lesie, puszczy czy rezerwacie, w którym zostały wyznaczone specjalne ścieżki do wędrowania, nie schodźmy z nich, bo są tam w jakimś celu, czy to ochrony rzadkich roślin, czy po to, by nie przeszkadzać zwierzętom. Podczas pobytu w lesie zawsze miejmy ze sobą dodatkowy woreczek na śmieci, nie rzucajmy ich pod nogi. No i pamiętajmy o tym, by nic do lasu nie wnosić, bo każda obca roślina może potencjalnie zagrażać tym, które rosną w lesie od setek lat.
- Po tej litanii próśb przyszło mi do głowy jeszcze jedno - po prostu zachwycajmy się lasami. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że żyjemy coraz szybciej, chętnie sięgamy po natychmiastowe rozwiązania, cierpliwość i wytrwałość nie są cechami, które mamy okazję często ćwiczyć. Las pozwala się zatrzymać, odetchnąć, uciec od hałasu i chaosu, które towarzyszą nam na co dzień. Dlatego leśnicy przygotowują wiele ciekawych miejsc do wypoczynku, czy obserwacji przyrody. W Puszczy Niepołomickiej mamy Ośrodek Hodowli Żubrów i można obserwować je ze specjalnego punktu widokowego. Oczywiście nie mamy gwarancji, że jak przyjedziemy to od razu je zobaczymy. Jedna osoba będzie miała szczęście i zobaczy je za pierwszym razem, inna za siódmym - jeśli się nie zniechęci.
Podobnie jest z ptakami czy owadami - oczywiście dobrze mieć odpowiedni sprzęt, np. lupę czy lornetkę, ale to właśnie cierpliwość jest kluczowym elementem. Myślę, że teraz obserwacje są łatwiejsze, niż dawniej, bo mamy wiele aplikacji, które pomagają zidentyfikować zwierzęta czy rośliny chociażby iNaturalist (bardzo pomocna do rozpoznawania ptaków po ich odgłosach jest aplikacja BirdNET - przyp. red.). Mamy późną wiosnę, niebawem zaczyna się lato - to znakomity czas do nieśpiesznych wędrówek i podziwiania tego, co kryją w sobie lasy i puszcze. W czasie takich wędrówek pomyślcie też o pracy leśników, która łączy w sobie zarówno miłość do lasu i przyrody, potrzeby społeczne, i gospodarcze. Jest bardzo złożona, ale równocześnie daje wiele satysfakcji, a jak spotkacie leśnika, to zapytajcie go o leśne ciekawostki. Nie taki leśnik straszny, jak go malują.