Migingo: Przeklęta wyspa

Migingo mogłoby być dla mieszkających tu ludzi rajem. Ta niewielka wysepka na Jeziorze Wiktorii otoczona jest bowiem przez jedne z największych zasobów ryb w Afryce. A właśnie z tego powodu stała się prawdziwym przedsionkiem piekła...

Wyspa Migingo
Wyspa MigingoInstagram

Ta skalista wyspa nie jest większa od boiska piłkarskiego. A jednak jest tu 15 barów, prowizoryczny kościół, domy publiczne, restauracje, a nawet kino – pomieszczenie z plastikowymi krzesłami i telewizorem.

Na wyspie Migingo leżącej we wschodniej części Jeziora Wiktorii żyje 400 osób, jest ciasno i głośno, śmierdzi rybami i moczem – mieszkańcy mają do dyspozycji tylko dwie latryny. Wyspa jest jednym z najgęściej zaludnionych miejsc na naszej planecie.

Ten niewielki skrawek lądu dniem i nocą jest patrolowany przez 24 żołnierzy z gotowymi do strzału karabinami HK G3 - 12 żołnierzy z Kenii i 12 z Ugandy. Oba te afrykańskie państwa roszczą sobie prawo do Migingo, ponieważ wyspa leży dokładnie na granicy, która przebiega przez największe jezioro Afryki.

Każdego ranka mała flota kolorowych łodzi wypływa z oddalonego o 20 kilometrów wybrzeża i zawija do Migingo – wówczas nawet 2000 osób i ponad 800 łodzi kotłuje się wokół pokrytej kamieniami i blachą falistą skały o powierzchni 0,005 km2.

Wszyscy oni znajdują się tutaj, ponieważ ponad 50 lat temu do Jeziora Wiktorii wpuszczono... 35 okoni nilowych.

Czas okoni

Ten wędkarski eksperyment przerósł wszelkie oczekiwania. Okonie nilowe rozmnażały się nieustannie, a ponieważ są drapieżnikami mogącymi osiągnąć długość nawet 2 metrów i wagę 200 kilogramów, zaczęły w końcu polować na wszystko, co pływało w jeziorze.

W ciągu 30 lat wyniszczyły ponad 250 gatunków ryb, które występowały tylko w Jeziorze Wiktorii. Dla rybaków z okolicznych państw – Kenii, Ugandy i Tanzanii – okoń nilowy stał się niezbędny do przeżycia.

Połowy i przetwórstwo tej ryby to podstawa skromnej egzystencji dla około 3 milionów ludzi! W sieciach pojawia się jednak coraz mniej ryb. Zasoby okonia nilowego od 2000 roku wyraźnie się kurczą. To wina rybaków – ale nie tylko. Rzecz w tym, że Jezioro Wiktorii powoli umiera...

Śmierć na raty

W ciągu 50 lat zmiany klimatu spowodowały wzrost średniej temperatury o jeden stopień oraz spadek ilości opadów. W rezultacie więcej wody paruje z Jeziora Wiktorii, niż do niego wpływa.

Podwyższona temperatura prowadzi również do silniejszego wzrostu glonów, które pozbawiają wodę tlenu – rybacy muszą wypływać coraz dalej. I tak dotarli do Migingo, gdzie odkryli bogate łowiska. Było to w roku 2004.

Jeszcze dzisiaj codziennie handluje się tu 3 tonami ryb. Nie ma już jednak okazów dwumetrowych – rzadko pojawia się ryba, która ma więcej niż 50 cm długości. Najpierw okoń nilowy wyniszczył miejscowe gatunki, a teraz człowiek rabunkowo tępi okonia nilowego...

Bezlitosne zasady panują również na Migingo. Mieszkańcy wyspy ciężko walczą o swoje – jeśli trzeba, to przy użyciu siły. Rybacy płacą żołnierzom co miesiąc w przeliczeniu 170 złotych haraczu. A to dlatego, że dobre interesy sprowadziły w okolice również piratów. Kto nie płaci haraczu, może wraz ze swoją łodzią paść ofiarą napadu i zostać wyrzuconym do wody.

Nocą nikt nie wypływa na jezioro - to zbyt niebezpieczne. Po zmroku 15 znajdujących się na miniwyspie barów przeżywa okres nadzwyczajnej "prosperity". Mężczyźni siedzą przy ogniu, popijają bimber, po czym znikają z prostytutkami w budach z blachy falistej.

AIDS, syfilis i żółtaczka są tu na porządku dziennym, wielu ludzi umiera. Nikt jednak nie chce stąd odejść – przynajmniej do czasu, dopóki w sieciach pojawiają się jeszcze okonie.

Zobacz także:

Świat Tajemnic
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas