Kto odziedziczył, ten ma skarb. Ludzie zaczęli polować na domki z PRL
Długo uważane za niezbyt atrakcyjne, domy jednorodzinne z PRL zaczynają cieszyć się coraz większym zainteresowaniem. Dla potencjalnych nabywców są przede wszystkim tańszą alternatywą dla deweloperskiej zabudowy czy własnej inwestycji. Są jednak i tacy, który w domach-kostkach dostrzegli nie tylko przystępną cenę, ale też estetyczny potencjał.

Jak budowano domy w PRL?
Domy jednorodzinne, obok wielorodzinnych inwestycji spółdzielczych, w PRL stanowiły najpopularniejszy typ zabudowy mieszkaniowej. Głód mieszkaniowy był ogromny, ówczesne władze wspierały więc prywatne inicjatywy kredytowaniem, którego warunki z dzisiejszej perspektywy wydają się luksusowe. Uchwała Rady Ministrów z 1957 roku mówi o rocznych odsetkach w wysokości 1 proc., a za wkład własny mogły posłużyć posiadane materiały budowlane lub wykonana już praca. W ówczesnym ustawodawstwie znalazła się też definicja domu rodzinnego, określanego jako "budynek służący zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych właściciela i jego bliskich, poza pomieszczeniami pomocniczymi obejmujący maksymalnie pięć izb mieszkalnych o powierzchni nie większej niż 110 m".

Cztery ściany, płaski dach
Jak może wyglądać domek, spełniający te kryteria? Z podpowiedzią przybywali autorzy wydawnictw takich jak "Zestaw typowych projektów domów jednorodzinnych" czy "Album projektów domów jednorodzinnych do samodzielnego stosowania". Gromadzono w nich dziesiątki różnorodnych wersji budynków, różniących się kształtem dachu, liczbą kondygnacji, ilością przeszkleń i układem pomieszczeń.
Jednak fantazja zwykle pozostawała wyłącznie na papierze. W praktyce przestrzeń polskich miast i wiosek zapełniała się dość podobnymi do siebie domami typu "kostka", których charakterystycznymi elementami były: płaski dach, wąskie balkony, niewielkie przeszklenia, wejścia powyżej poziomu gruntu, do których prowadziły schody. Przepisowe "110 metrów kwadratowych" inwestorzy starali się poszerzyć najróżniejszymi sposobami. Pomieszczenia, na projekcie określane jako piwnica czy pralnia, w rzeczywistości miały służyć jako mieszkalne, do tych samych celów adaptowano budynki gospodarcze i loggie. Przede wszystkim jednak wnętrze domu dzielono na malutkie pomieszczenia, tak by każdy członek rodziny miał kącik dla siebie.
Zobacz również:
W efekcie często powstawały obiekty o - powiedzmy - dyskusyjnej estetyce i funkcjonalności. Dodatkowo, często budowane systemem gospodarskim w kwestiach technicznych pozostawiały wiele do życzenia.
Nic więc dziwnego, że przez długi czas, na rynku nieruchomości nie stanowiły zbyt atrakcyjnej propozycji. Głodni nowego, aspirujący do luksusu, zakochani w otwartych przestrzeniach, zapatrzeni we wnętrzarskie katalogi, z niechęcią patrzyliśmy na wyrosłe w PRL obiekty.
Ile kosztuje dom-kostka z PRL?

Od kilku lat jednak, dla domów-kostek jesteśmy nieco łaskawsi. Wpływ ma na to przede wszystkim cena. W obliczu bardzo wysokich cen deweloperskich nieruchomości, domy jednorodzinne z PRL, zwłaszcza te położone na prowincji i w stanie "do remontu", stają się ciekawą opcją dla osób o ograniczonym budżecie.
Najtańszy dom-kostka jaki udało nam się znaleźć, przeglądając jeden z serwisów ogłoszeniowych, kosztował 76 tys. złotych i leżał w Rawiczu. Najwięcej ofert mieściło się w przedziale od 200 do pół miliona złotych. Większość z nich dotyczyła jednak nieruchomości położonych na prowincji. Za jednorodzinny dom z PRL w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu trzeba już zapłacić 1,5 mln złotych lub więcej.
Oprócz ceny, kostki mają też zalety logistyczne - nawet jeśli w momencie budowy stały na obrzeżach dużych ośrodków, przez kilka ostatnich dekad, miasto zdążyło je "dogonić". W pobliżu znajduje się więc zwykle sklep, szkoła, przystanek autobusowy. W zestawieniu z podmiejskimi osiedlami, budowanymi dziś często "w samym środku niczego", taka lokalizacja bywa kuszącą perspektywą.
Metamorfoza domu-kostki
Są jednak i tacy, którzy wybierają je, ponieważ dostrzegli w nich estetyczny potencjał. W mediach społecznościowych nie brakuje grup, których członkowie chwalą się adaptacjami zakupionych domów-kostek. Trzeba przyznać, że metamorfozy nierzadko są spektakularne. Kostki przede wszystkim zyskują przeszklenia - duże okna, transparentne wyjścia na taras. Zmienia się ich elewacja - z szarego baranka na biały tynk, często z elementami drewnianej okładziny. Poszerzają się balkony, powstają tarasy. W środku w gruzy obracają się ścianki działowe, zmieniając klitki w otwarte przestrzenie. Bywa też, że bryła się poszerza, a do "bazowej" kostki dobudowywane są kolejne moduły. W efekcie, jednorodzinny dom z PRL, z przyciężkiego klocuszka przeistacza się w lekką, nawiązującą do modernizmu willę.
- Gdybym miał stworzyć listę "Najłatwiejsze do adaptacji budynki mieszkalne" to kostka polska znalazłaby się na pierwszym miejscu. W domach tego typu można dodawać moduły, wychodzić poza obrys budynku, "prześwietlać" wnętrza poprzez wyburzenia ścian, łączyć stare z nowym prostymi ciągami komunikacyjnymi - wyjaśniał w jednym z tekstów Interii Wojciech Polko, architekt, prowadzący pracownię Dekop, autor projektu Kostka Polska, w ramach którego modernizuje domy jednorodzinne z PRL. - Cały czas operujemy na prostych formach i materiałach, korzystamy z podstawowych zasad budownictwa, przebudowa przypomina trochę tworzenie konstrukcji z klocków. Każda w miarę ogarnięta ekipa da sobie radę z takim zadaniem.
Komu jednak marzy się metamorfoza, musi pamiętać, że remont tego rodzaju nieruchomości, wiąże się z kosztami, które nierzadko przekraczają koszt zakupu domu. Jeśli zaś decydujemy się na rozbudowę, tutaj koszt każdego metra kwadratowego równy jest po prostu kosztowi budowy nowego domu.
"Po co więc?" można by zapytać? Czy nie lepiej byłoby po prostu kupić działkę i zbudować nową nieruchomość? W takim zestawieniu dom z PRL wygrywa w szczegółach - posiada już przyłącza, które w przypadku nowej inwestycji trzeba dopiero doprowadzić. Umożliwia wprowadzenie się niemal od razu, kto chce zaoszczędzić, może mieszkać i remontować równocześnie. Często położony jest w atrakcyjnym miejscu, w dzielnicach w których dziś nie sposób już nabyć pustej działki budowlanej. Jest też oczywiście aspekt emocjonalny - satysfakcja z zamieszkania w wyremontowanym domu, obserwowania przemian, patrzenia jak ruinka przeradza się estetyczny obiekt. Dla wielu stanowi to bezcenną satysfakcję.