Pociąg w księżycowym krajobrazie
Za oknem skrzy się lodowcowy śnieg, migają szczyty i doliny, konduktor nalewa prosecco do kieliszków, a na stacji kelnerzy serwują przystawki. Pasażerowie drżą z niecierpliwości: pojawi się, czy się nie pojawi? Wycieczka szwajcarskim ekspresem Bernina w noc pełni Księżyca to jedna z najromantyczniejszych przygód, jaką możecie przeżyć.
Sankt Moritz to jeden z najbardziej znanych (i najdroższych - nie oszukujmy się) szwajcarskich kurortów. Nie trzeba być jednak krezusem, żeby skorzystać z atrakcji, które tu mają swój początek. Zimą, w dni pełni Księżyca, odchodzi stąd pociąg, który wyjeżdża wysoko w góry, skąd można podziwiać ziemskiego satelitę w pełnej okazałości.
O 18:15 Bernina Express wyrusza ze stacji Sankt Moritz. Wagony mają wielkie, panoramiczne okna, aż po dach. Można przez nie oglądać nie tylko ziemski krajobraz, ale też cały gwiazdozbiór. Na ścianach pociągu uważni obserwatorzy znajdą autografy słynnych osób, które podróżowały Kolejami Retyckimi - m.in. byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona.
Kiedy pasażerowie rozsiądą się wygodnie, przychodzą konduktorzy, by sprawdzić bilety. Przyjdą tu jeszcze kilkukrotnie jako szczodrzy gospodarze - dbając, by przez całą drogę w kieliszkach buzowało prosecco. Z głośników podczas drogi płynie kojąca muzyka klasyczna.
Zanim godzinę później zatrzymamy się na stacji docelowej Alp Grüm, czekają na nas niespodzianki na stacjach pośrednich: Celerina Staz, Pontresina i Surovas. Na jednej wsiądą kelnerzy z przystawkami, na kolejnej zaserwują grzane wino.
Kiedy pociąg dojedzie na miejsce przeznaczenia, pasażerowie wysiądą z niego wprost do restauracji Albergo działającej w miejscu dawnej stacji. W budynku, który znajduje się na wysokości 2253 m n.p.m., można też nocować w hotelu Badrus. Tutaj na gości z ekspresu czeka tradycyjna szwajcarska zimowa kolacja, której popisowym daniem jest oczywiście... fondue.
Na stołach pojawiają się podgrzewane kociołki, z których na kawałki bagietki nadzianej na długie szpikulce wybiera się serową potrawę - nazywaną tutaj "fondue lodowcowym". Jeśli ktoś w niej nie gustuje, może zamówić inną specjalność - makaron z mąki gryczanej, legendarny tu pizzoccheri.
Choć temperatura wynosi kilka stopni poniżej zera, warto wyjść na restauracyjny taras - widok z niego dosłownie zapiera dech. Zwłaszcza, kiedy Księżyc w pełni wyłoni się zza szczytów i oświetli niebieską poświatą lodowiec Palügletscher, masyw Bernina oraz Alpy Bergamskie z widokiem na całe Valposchiavo. Tutaj dopiero czuje się majestat gór.
O 22:25 Bernina i jej pasażerowie opuszczają stację Alp Grüm, ale to nie koniec wrażeń tej nocy. Przed nimi jeszcze godzina jazdy, podczas której będą zachwycać się krajobrazem jakby nie z tej planety.
Nie ma przesady w tym, by uznać tę wycieczkę za jedną z najromantyczniejszych, na jakie możecie się wybrać. To wręcz wymarzone miejsce i atmosfera na zaręczyny - tak tylko podpowiadam...