Przetrwała wieki. Anonimowość magnesem karnawału
Ciasne uliczki, tłok w każdej z nich, trudno kogokolwiek rozpoznać. W maskach i kostiumach goście z całego świata wyglądają podobnie. Wenecja zamienia się w swoisty wehikuł czasu, a chętnych do wejścia na pokład teatralnej maskarady nie brakuje. Jednak nie wszystkim w tym roku dopisało szczęście. Wiele osób nie miało możliwości, aby dostać się w okolice Pałacu Dożów. Powód? Zbyt duże zainteresowanie turystów sprawiło, że władze miasta wprowadziły limit wejść na plac św. Marka.
Podobnie, jak w ubiegłych latach, karnawał w Wenecji rozpoczął się Lotem Anioła. To tradycja sięgająca XVI wieku. Wenecjanka zjeżdżająca na linie z dzwonnicy bazyliki wprawia tłum w osłupienie.
W tym roku ten zaszczyt przypadł zwyciężczyni konkursu piękności "Festa delle Marie", którą została dziewiętnastoletnia Elisa Costantini. Ubrana w błyszczącą suknię, ozdobioną skrzydłami z biało-niebiesko-czerwonych piór, zjechała przy owacjach tłumu. To spektakularne widowisko odbywało się przy dźwiękach pieśni "Ave Maria" Franza Schuberta. Wykonanie wzruszające, bo w duecie: Luciano Pavarottiego i zmarłej w styczniu Dolores O'Riordan z zespołu The Cranberries.
Wenecki karnawał to jedna z najstarszych zabaw ulicznych w Europie. Mieszkańcy i turyści w barwnych strojach i maskach wspólnie bawią się na placach miejskich. Zainteresowanie tegoroczną zabawą było tak duże, że władze miasta były zmuszone ograniczyć liczbę uczestników ze względów bezpieczeństwa. Pierwszy raz został wprowadzony limit widzów. Służby mundurowe czuwały nad bezpieczeństwem wydarzenia, ważne było uniknięcie ścisku i chaosu. Po wstępnej kontroli przy bramkach Lot Anioła mogło zobaczyć około 20 tysięcy osób, których uznano za szczęściarzy, bowiem, nie wszystkim chętnym udało się obserwować ceremonię przy placu św. Marka.
W tym roku motywem przewodnim był film " La Strada" Federico Felliniego. Scenografia z tego filmu posłużyła za dekorację największej karnawałowej sceny w Europie, za taką bowiem uważa się weneckie place. Ich funkcje podczas karnawału są różnorodne: sala balowa, scena teatralna, sala koncertowa, klub muzyczny. Przybyli do miasta goście kochają te metamorfozy i chętnie uczestniczą w przygotowanym przez organizatorów programie.
Bez wątpienia symbolem miasta na palach jest maska. Już w XIV wieku wydano specjalne przywileje dotyczące jej użycia i sposobu zakładania. Maskę można było nosić od dnia św. Szczepana do końca karnawału, co z biegiem stuleci oprawiono odpowiednimi przepisami.
Tradycja weneckich masek sięga najprawdopodobniej XIII wieku. Jej pochodzenie nie jest do końca znane. Historycy twierdzą, że po podbiciu Konstantynopola do miasta sprowadzono muzułmanki z zakrytymi twarzami i to było inspiracją do tworzenia tego rekwizytu. Inna teoria głosi, że mieszkańcy chcąc zachować anonimowość na weneckiej wyspie chętnie ukrywali swoją tożsamość pod maską. To był sposób na ukrycie się. I z tego przywileju korzystali wszyscy: patrycjusz, biedak, kupiec i rzemieślnik, służąca, kurtyzana, wdowiec, mężatka lub złodziej. Osoby, które ją ubierały czuły się bezkarnie. Wszyscy mogli czuć się równi bez względu na pochodzenie. Jej przywdziewanie zakazane było podczas Wielkiego Postu; chyba, że w tym czasie dokonywano wyboru doży lub prokuratorów. Wówczas ta reguła nie obowiązywała mieszkańców.
Wśród weneckich masek najstarsza to bauta (maszkaron, larwa, upiór). Zrobiona tak, że zakrywała całą twarz, a dolna jej część była odchylona od podbródka. Dzięki temu nie trzeba było jej ściągać podczas konwersacji, jedzenia lub picia. Natomiast kobiety chętnie nosiły maski zwane columbina (zakrywające oczy, nos i policzki). Od samego początku dbano o to, aby z maski uczynić symbol i pamiątkę miasta. Jednak przesąd mówi, że jej wywiezienie ze stolicy karnawału przynosi pecha.
Maska dawała też możliwość podróży incognito. Był to rekwizyt, który pozwalał oderwać się od codzienności i na chwilę stać się kimś innym. Pozbywanie się własnej tożsamości przetrwało do dziś. I to stanowi magnes weneckiego karnawału. Znane jest też inne zastosowanie masek. Medycy nosili charakterystyczne maski z dziobem tzw. medico della peste. Ich wnętrze wypełniali ziołami i lekarstwami, które miały ich chronić od zarazy. Dlatego ich biały kolor nie był przypadkowy, dopiero z czasem zaczęto je dekorować. Niestety tradycyjnym weneckim maskom grozi komercjalizacja. Te klasyczne wykonane przez twórców z porcelany lub skóry przegrywają konkurencję z chińskim plastikiem. Brakuje też rzemieślników chętnych do kontynuowania włoskiej tradycji.
Jednak są zwyczaje, których podrobić się nie da. Do nich należy chociażby "Orszak Marii". To pochód panien przywołująca historię z XI wieku. Wówczas dwanaście kobiet zostało porwanych, a następnie uwolnionych. Obecnie w strojach z epoki dumnie reprezentują tę historię włoskie studentki. W tym roku po raz pierwszy płynęły miejskim tramwajem wodnym. Na plac św. Marka zostały wniesione przez mężczyzn w lektykach.
Zobacz także: