Śnieżna karuzela

We włoskich Dolomitach spełniają się marzenia narciarzy sybarytów. W ciągu dnia mogą szusować po świetnie przygotowanych, słonecznych stokach, a wieczorami odkrywać smaki wykwintnych potraw i win.

Infrastruktura narciarska Południowego Tyrolu jest - zdawałoby się - dopięta na ostatni guzik /fot. Südtirol Marketing
Infrastruktura narciarska Południowego Tyrolu jest - zdawałoby się - dopięta na ostatni guzik /fot. Südtirol Marketing123RF/PICSEL

Mknę samochodem przez Tyrol Południowy. Na początku krajobraz sielski, pośrodku rzeka, kilometry sadów jabłkowych i winnice, z których słynie ten region. Pogoda wiosenna. Kiedy mijam Bolzano, stolicę regionu, widok zmienia się na zimowy. Szosa robi się stroma i pnie serpentynami w górę wzdłuż ośnieżonych sosen. Kieruję się w stronę narciarskiego regionu Alpe di Siusi (Seiser Alm).

Mijam ciche miejscowości i czytam ich nazwy pisane w dwóch językach, bo mieszkańcy mówią tu po włosku i niemiecku, a w niektórych dolinach po ladyńsku (to jeden z najstarszych retoromańskich języków Europy). Wybieram region, który jest najlepszy do uprawiania tzw. łagodnej turystyki (z ang. gentle tourism) - z dala od głośnych kurortów z tłumami na wyciągach i wieczornych szaleństw w modnych barach après-ski.

Pani Yeti

Punktem rozpoznawczym płaskowyżu Alpe di Siusi jest masyw Sciliar (Schlern). Góruje nad kilkoma miasteczkami. Wybieram malowniczą osadę położoną niedaleko Compatsch, głównej górnej stacji narciarskiej w okolicy. Z okna hotelu dostrzegam gospodarstwo. Po podwórku przechadza się gromada kaczek i kur.

Za chwilę nadbiega hodowana przez gospodarzy lama. Choć bardziej kojarzy się z Andami, w tych górach też czuje się dobrze, bo razem z innymi zwierzętami zgodnie wyjada coś z korytka. W dali widnieją szczyty Dolomitów: Sassolungo i Sassopiatto.

Za chwilę czeka mnie górska przechadzka w gronie przyjaciół, więc wkładam narciarskie spodnie i trapery. Spacer przed kolacją będzie długi. Łapiemy ostatnie promienie zachodzącego słońca, ale wkrótce zapada zmierzch. Przewodniczka zapina nam na głowach małe światełka - czołówki przypominające górnicze latarki. Na nogi wkładamy rakiety śnieżne. Chwila nauki i wpadam we właściwy rytm marszu. Na śniegu zostawiam duże ślady. Ktoś podążający tym tropem mógłby pomyśleć, że przechodził tędy Yeti...

Wysiłek na nartach nagradzają niesamowite widoki: postrzępione szczyty Dolomitów przybierają w słońcu żółtą barwę… /fot. Südtirol Marketing
Wysiłek na nartach nagradzają niesamowite widoki: postrzępione szczyty Dolomitów przybierają w słońcu żółtą barwę… /fot. Südtirol Marketingmateriały prasowe

Przedzieramy się przez ośnieżone pola i las. Po ponad godzinie docieramy na wysokość 1930 m n.p.m., do gospody Gostner Schwaige. Na powitanie - aperitif przy rozpalonym ognisku. Błękitnooka tyrolska gospodyni w wełnianej czapce podaje nam kieliszki prosecco z domowym syropem różanym. "Grüss Gott", wznosimy toast po niemiecku. Potem, siedząc już na drewnianych ławach, podgryzam domowe sery i tutejszy rarytas - speck, czyli wędzoną szynkę dojrzewającą wiele tygodni na powietrzu w górach. W kieliszku pojawia się doskonałe wino południowotyrolskie lagrein.

Czekamy, aż młody, ale już znany, szef kuchni Franz Mulser przygotuje kolację. W ciągu dnia do Gostner Schwaige zaglądają narciarze, ale wieczorami potrawy serwuje się dla gości tylko na wcześniejsze zamówienie: zupa z siana z truflami, cielęce ossobuco, steki z jelenia. Tutejsza kuchnia jest typowa dla górskich regionów: sycąca i prosta. Ale przez zderzenie tyrolskiej tradycji z kulturą włoską - również urozmaicona i wyrafinowana. Popularne są tu Leberknödel (knedle wątrobiane), nie tylko na bazie wątróbki, ale też ze szpinakiem albo speckiem.

Z włoskiej kuchni pochodzą sery oraz pasty i gnocchi. Miks włosko-tyrolski to tzw. Schlutzkrapfen - nadziewane pierożki przypominające ravioli. Dla narciarza nie ma nic lepszego niż chwila odpoczynku w chacie na stoku. Ale bez sportu kilka dni z tutejszą kuchnią mogłoby być zabójcze dla figury.

Płaskowyż Alpe di Siusi (Seiser Alm) nazywany jest największą narciarską łąką Europy /fot. Südtirol Marketing
Płaskowyż Alpe di Siusi (Seiser Alm) nazywany jest największą narciarską łąką Europy /fot. Südtirol Marketingmateriały prasowe

Być jak Justyna

Nie bez przyczyny Alpe di Siusi nazywany jest narciarską łąką, bo to największy w Europie płaskowyż (o powierzchni 57 km kw.), leżący na wysokości od 1680 do 2350 m n.p.m. Trasy są niezbyt strome, nadają się zarówno dla początkujących narciarzy, jak i rodzin z dziećmi. Jest tu siedem torów saneczkowych, trzy parki rozrywki, a dla snowboardzistów - snowpark. Ten region to także jedno z ulubionych miejsc miłośników biegówek - na narciarskiej łące wytyczono 60 km tras biegowych. Na treningi przyjeżdżają tu kadry narodowe z Europy i USA.

W recepcji pensjonatu Sporthotel Sonne, w którym się zatrzymałam, zauważam w gablotce zdjęcie Justyny Kowalczyk - z podpisem i podziękowaniami za gościnę. Mistrzyni lubi Alpe di Siusi i często tu trenuje. Zaletą regionu jest bliskie położenie względem Val Gardeny (Gröden). Z mojego hotelu łatwo tam się dostać. Wystarczy wpiąć narty, wsiąść na trzy wyciągi i już jest się w kultowym miejscu, w którym co roku na legendarnym stoku Saslong odbywają się zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Dla narciarza to nie lada gratka, aby samemu spróbować sił.

Kuchnia Południowego Tyrolu to zdecydowanie jedna z największych "atrakcji" regionu /fot. Südtirol Marketing
Kuchnia Południowego Tyrolu to zdecydowanie jedna z największych "atrakcji" regionu /fot. Südtirol Marketing materiały prasowe

Dzięki nowym technologiom można skorzystać z systemu Dolomiti chip-card (po komputerowej rejestracji jeździmy na wszystkich wyciągach, a należność jest ściągana automatycznie z karty kredytowej). Za pośrednictwem strony www.dolomitisuperski. com wprowadza się kod z karnetu narciarskiego i uzyskuje dostęp do statystyk dotyczących własnych wyczynów na stokach: liczby przejechanych kilometrów czy czasu trwania zjazdów.

Dolomiti SuperSki to 12 ośrodków narciarskich oferujących 1200 km tras, na których obowiązuje jeden karnet. Sześciodniowy dla osoby dorosłej w szczycie sezonu kosztuje 254 euro, w drugiej połowie marca tanieje do 223 euro, młodzież i seniorzy mają zniżki, a dzieci jeżdżą za darmo. Z Val Gardeny można też wyruszyć na sławny szlak wokół masywu Sella. Sella Ronda, zwana największą karuzelą narciarską w Europie, to blisko 40-kilometrowa trasa łącząca cztery doliny: Val Gardenę, Val di Fassę, Livinallongo i Alta Badię.

Panorama szczytów gór ze starówki Bolzano /fot. Südtirol Marketing
Panorama szczytów gór ze starówki Bolzano /fot. Südtirol Marketingmateriały prasowe

Na wyciągach krzesełkowych i w gondolach można wygodnie dotrzeć na wysokość 3000 m, a potem zjeżdżać, wybierając trasy zgodne z umiejętnościami. Mnie okrążenie góry zajęło prawie dziewięć godzin, wytrawnym narciarzom wystarcza około pięciu. Widoki, które ogląda się po drodze, sprawiają jednak, że wcale nie czuje się zmęczenia.

Monika Głuska-Bagan

Pani 03/2013

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas