Reklama

Szwajcaria: Pociągiem na Szczyt Europy

Stacja badawcza na przełęczy Jungfraujoch /materiały prasowe

Wsiadasz do pociągu na 567 m n.p.m. - wysiadasz na 3454 m n.p.m. Wiosną krajobraz za oknem zmienia się z soczyście zielonych łąk na zasypane wielkim śniegiem skały. Podróż ze szwajcarskiego Interlaken na przełęcz Joungfraujoch pełna jest zaskakujących przystanków.

Możesz tam wybrać się na narty, rower, czy po prostu spojrzeć na świat z góry. Przełęcz pod Jungfrau (Dziewica), gdzie wyznaczony został Top of Europe (Szczyt Europy), to najwyżej położone miejsce na naszym kontynencie, gdzie można wyjechać pociągiem.

To zasługa między innymi Adolfa Guyer-Zellera, który pod koniec XIX wieku zamarzył, żeby wydrążyć tunel wiodący przez górskie wnętrze pod szczytami Eiger i Mönch.

Ale zanim dojedziemy do tunelu, wycieczkę najlepiej zacząć w malowniczym Interlaken. To miasteczko, leżące między dwoma polodowcowymi jeziorami, stanowi doskonałą bazę wypadową na okoliczne szczyty i stoki.

Reklama

Ponieważ największą atrakcją samego miasteczka jest wielka łąka wielkości zbliżonej do krakowskich Błoń, najpopularniejszym sportem uprawianym w tym mieście stało się paralotniarstwo. Każdego dnia, jeśli tylko pozwalają na to warunki atmosferyczne, na łące lądują dziesiątki paralotniarzy.

Stacja pierwsza: Interlaken Ost

Kolejową wspinaczkę rozpoczyna się na malutkiej stacji Interlaken Ost, skąd odchodzi pociąg, który zabierze nas pod sam wlot tunelu.

Szwajcarskie koleje działają dokładnie jak szwajcarskie zegarki - wszystkie pociągi pojawiają się punktualnie, konduktorzy są doskonale zorganizowani i choć pamiętają pasażerów już od stacji początkowej - na każdej kasują bilety. Takie tekturkowe, starodawne, z dziurkami! Na każdą grupę, która ma rezerwację, czeka specjalnie wyznaczone i oznaczone miejsce. Każdy, kto choć raz jechał polskim pociągiem nieobjętym rezerwacją miejsc wie, jak bardzo można docenić to sprytne rozwiązanie problemu.

Pnąc się w górę mijamy urocze alpejskie wioski, pasące się krowy, owce i kozy oraz imponujące wodospady. Wczesną wiosną są stosunkowo niewielkie, ale czym cieplej, tym kaskady wody nabierają mocy.

Przesiadka na Kleine Scheidegg

Wiosenne pejzaże kończą się przed przesiadką na Kleine Scheidegg, na peronie wśród śnieżnych zasp. Miłośnicy nart i snowboardów tutaj rozpoczynają zjazdy, a reszta przesiada się do kolejki zębatej, która wiezie ich liczącym prawie 10 kilometrów tunelem.

W tunelu pociąg zatrzymuje się na dwóch stacjach: Eigerwand (na wysokości 2865 m n.p.m.) oraz Eismeer (3160 m n.p.m.). Na każdej z nich można podziwiać widoki przez wielkie okna. Chyba, że jest gęsta mgła, to można po prostu... skorzystać z ubikacji. W lodowcu działa specjalny system kanalizacji, na bazie własnych zasobów wody, która odprowadzana jest na dół rurami ułożonymi równolegle z trasą pociągu. Nie dziwiłoby to, gdyby tunel był drążony choćby w drugiej połowie XX wieku. Natomiast pierwsze plany jego budowy pochodzą już z 1893 r., a trwająca 16 lat budowa rozpoczęła się pięć lat później.

Całą historię powstawania tunelu opowiada nowoczesna trasa turystyczna, na której można oglądać zdjęcia z budowy, zebrać informacje na temat stacji badawczej działającej na przełęczy, czy podziwiać Szwajcarię w miniaturze zamkniętą w szklanej kuli. Wprawne oko wśród drewnianych Szwajcarów, alpejskich krów, górskich kozic i bernardynów z beczułkami rumu u szyi znajdzie też postaci, które znalazły się tam... w sumie nie wiadomo dlaczego - Myszkę Miki i Obeliksa.

Jeśli ktoś nie lubi zbyt długich pieszych wędrówek, może skorzystać z ruchomych chodników. A warto iść dalej, bo najlepsze jeszcze przed nami...

Lodowy pałac i taras widokowy

"Mam tę moc, mam tę moc" - piosenka z popularnej kreskówki "Kraina lodu" sama ciśnie się na usta, kiedy wchodzi się do lodowego pałacu. Od 1934 roku na 1000 m kwadratowych lodowej jaskini, w -3 st. Celsjusza zwiedzający ślizgają się, oglądają lodowe rzeźby i poszukują ukrytych w ścianach bohaterów innej bajki - "Epoki lodowcowej". Niektórzy też próbują wydrapać z lodowych podłóg drobne monety. Syzyfowa praca - słowo krakowskiego centusia!

Za miniprzewodniki po Jungfraujoch służą pomysłowe paszporty kolei Jungfrau, rozdawane przez konduktorów, które można podbić w budynku końcowej stacji, jak prawdziwe schronisko przystało. Tamże, oprócz sklepów z pamiątkami, zegarkami, scyzorykami i czekoladą znajduje się kilka restauracji mogących jednocześnie obsłużyć nawet kilka tysięcy głodnych - nie tylko wrażeń - turystów.

Natomiast po wrażenia najlepiej udać się prosto na taras widokowy. Jest tam uroczo nawet wtedy, gdy pada śnieg i przymiotnik "widokowy" wydaje się być wielkim nadużyciem. Na kratowanych barierkach wiszą kłódki znane z mostów zakochanych (choć częściej są to zabezpieczenia walizek), kruki przylatują po swoje porcje chleba wyniesionego z restauracji, a chińscy turyści (już częściej niż japońscy) fotografują się na tle mgły.

Choć zapierające dech w piersiach widoki oglądaliśmy tylko na zdjęciach, tym bardziej chce się tam wrócić. Żeby pooglądać, pojeździć, pochodzić, pozwiedzać. Ale wcześniej trafi się jeszcze kilka imponujących panoram - w drodze z wielkiej bieli do soczystej zieleni. A co najważniejsze - od stacji Kleine Scheidegg jadąc zupełnie inną trasą.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama