W okładce, w nodze krzesła, w słoiku po ogórkach — gdzie Polacy ukrywali kiedyś kosztowności i walutę
Wojny, zabory, mroki komunizmu — wszystkie tragiczne doświadczenia naszego narodu sprawiały, że w dziejowej zawierusze Polacy tracili nieraz dorobek całego życia. Nic dziwnego, że kto mógł uratować choć cząstkę majątku, ten starał się ukryć wartościowe przedmioty i pieniądze w najbardziej wyszukanych skrytkach.

Czas wojny, jak żaden inny, udowadnia, że fortunę w postaci nieruchomości, a także akcji, papierów wartościowych i kont w banku można stracić niezwykle szybko. Gdy toczą się działania wojenne, trzeba liczyć właściwie tylko na to, co łatwo zabrać ze sobą w czasie ucieczki. To czego nie da się zabrać, można jedynie spróbować ukryć przed wrogiem i szabrownikami. W czasie drugiej wojny, gdy na danym terenie zbliżał się front, najczęściej zakopywano wszystko to, co miało wartość i mogło się przydać po powrocie.
Bezpieczny jak... w banku ziemskim

Jak wybierano miejsce ukrycia cennych przedmiotów? Zdaniem współczesnych poszukiwaczy skarbów z portalu "Z dziennika odkrywcy" schowki tworzono w miejscach, które później łatwo jest rozpoznać, jak skrzyżowania dróg, charakterystyczne drzewo, wzniesienie, wąwóz, skraj lasu lub drogi. Dodatkowo oznaczano takie miejsca kamieniem lub wycinając znaki na drzewie. Przedmioty powierzone w ten sposób "bankom ziemskim" umieszczano w skrzyniach, słojach lub metalowych kankach na mleko.
Zobacz także: Fala nostalgii za PRL zalała internet. Te dziwne przedmioty znajdziesz na aukcjach. Ceny… zaskakują
Skarb w kankach na mleko

Tysiące wojennych schowków nigdy nie doczekały się powrotu swoich właścicieli, którzy albo zginęli w czasie wojny, albo wyjechali zbyt daleko, by starać się odzyskać swój skarb. Inni z kolei po prostu nie potrafili odnaleźć zakopanych w ziemi ruchomości, gdyż otoczenie zmienia się o wiele szybciej niż mogłoby się wydawać.
Wojenne skrytki, nazywane przez ich poszukiwaczy depozytami, odnajduje się po dziś dzień. Kilka lat temu w trakcie badań terenu w pobliżu wsi Wrzesina pod Olsztynem członkowie Olsztyńskiego Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego "Medalion" odkryli osiemnaście kanek na mleko, które spoczywały w ziemi od 1947 roku. Ich zawartość, przekazana do Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, stanowiły rzeczy osobiste i pieniądze osób, których losów nie udało się dotychczas ustalić.
Dolary ukryte przed władzą
W czasach PRL złoto i dolary były jedynym sposobem na uchronienie posiadanych aktywów przed galopującą inflacją. Z drugiej strony jednak ich posiadanie było przestępstwem. Władze komunistyczne wprowadziły zakaz posiadania walut obcych państw, złota i platyny. Przyłapani na handlu kruszcem musieli liczyć się nawet z karą śmierci.
Mimo tak drakońskich praw, prawie każdy obywatel PRL starał się budować swój "portfel inwestycyjny" właśnie w oparciu o kruszce i twardą walutę, czyli dolary lub złoto bulionowe, najczęściej w formie carskich monet zwanych "świnkami". Oszczędzanie w złotówkach zupełnie mijało się z celem - ich wartość nabywcza zbyt szybko spadała.
Złoto i dolary należało więc ukryć przed okiem zarówno władzy, jak i wścibskich sąsiadów, którzy w każdej chwili mogli okazać się donosicielami. W niewielkich mieszkaniach trudno było jednak o profesjonalną skrytkę. Popularnym miejscem na tajny schowek stał się więc rezerwuar wody w toalecie, gdzie ukrywano złoto i kamienie szlachetne. Innym patentem było drążenie otworów w nogach mebli - w takich szczelinach mieściły się dobrze zrolowane banknoty jedynej godnej zaufania waluty, czyli dolarów.
Wartościowe przedmioty chowano także pod podłogami, w futrynach drzwiowych, albo zaszywano w obiciach mebli. Posiadacze zakazanych w PRL dóbr wykazywali się nieraz wielką kreatywnością, która nie umknęła ówczesnym twórcom filmowym - w filmie z 1981 roku "Wielka majówka" główny bohater znajduje milion złotych…w lodówce.
Zobacz także: Przynosimy do domu z myślą, że zrobiliśmy złoty interes. Usuwanie szkód bywa kosztowne