Anna Guzik: Moje grzeszki
"Bez nich życie nie miałoby smaku", mówi. Zdradza też, czy boi się czterdziestki i czy jej mąż bywa zazdrosny.
Chcesz przytyć? Bo ostatnio pojawiły się takie komentarze w związku z tym, że prowadzisz program "Grzeszki na widelcu".
Anna Guzik: - (śmiech) Komentarze na ten temat bardzo mnie rozbawiły. Spekulowano, że znudziła mi się zdrowa kuchnia i mam dosyć odchudzania. Nic bardziej mylnego - zdrowa kuchnia weszła mi już w krew, a zmianie uległa jedynie formuła programu. Otóż zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy chce się odżywiać zdrowo, ale każdy z nas od czasu do czasu ma ochotę zaszaleć. A zatem pokazujemy, jak najlepiej przyrządzić te nasze kulinarne "grzeszki" i proponujemy przepisy na potrawy, które mogłyby je ewentualnie zastąpić, a być zdrowsze i mniej kaloryczne.
A ty popełniasz jedzeniowe grzeszki?
- Oczywiście, bez nich życie nie miałoby smaku! A wiadomo, że to, co zakazane, smakuje najlepiej. Na szczęście to jedynie grzeszki, czyli odstępstwa od zdrowej codziennej normy, jaką jest urozmaicona kuchnia.
Zdarza ci się zjeść w fast foodach?
- Tylko jeśli głód jest duży i nie mam innego wyjścia, a takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko - głównie w trasie. Nie przepadam za fast foodami z założenia. Lubię jeść powoli, nienawidzę się spieszyć, a przecież pośpiech jest wpisany w politykę takich miejsc. Poza tym najnormalniej w świecie potrawy z barów fast food mi nie smakują.
Najdziwniejsza potrawa, jaką jadłaś w swoim życiu?
- Bycze jądra w sosie morelowym... Gdybym nie wiedziała, co to za danie, pewnie by mi smakowały.
Kto u was w domu rządzi w kuchni?
- W naszej kuchni nikt nie ma potrzeby dominacji, wręcz przeciwnie. Po prostu gdy przyjeżdżam do domu, mój mąż, który świetnie gotuje, od razu wycofuje się z kuchni. Jemu smakuje wszystko, co ja ugotuję, szczególnie dlatego, że jest przygotowane, podane i nie musi tego robić sam!
Jak na co dzień dbasz o siebie?
- Podstawa to sen, zdrowa dieta i ruch. Te trzy elementy muszą iść w parze, żeby organizm był w harmonii. Ze zdrowym żywieniem nie mam problemu, gorzej ze snem, zwłaszcza jeśli muszę wstać bardzo wcześnie i mam nieregularny tryb pracy. Uwielbiam być aktywna, więc uprawiam sport i dzięki niemu się relaksuję.
Najbardziej lubisz chyba tenisa?
- Pięć lat temu złapałam tenisowego bakcyla i od tego czasu staram się grać regularnie. To świetny sport, bo mogę go uprawiać w parze z mężem, grając np. miksta. Najprzyjemniej jest oczywiście w okresie wiosenno-letnim. Wtedy korzysta się z kortów zewnętrznych, można się więc pięknie opalić i dotlenić. W hali już nie jest tak przyjemnie, ale pozostają rywalizacja, zabawa i ruch, a o to przecież chodzi.
Nie czujesz, że musisz wciąż pilnować tego, co jesz? Żyjesz w pewnego rodzaju rygorze?
- Na szczęście moja waga się ustabilizowała, więc już od kilku lat nie ma mowy o rygorze. Teraz wyznacznikiem mojej wagi są kostiumy teatralne. Już nieraz w święta Bożego Narodzenia musiałam się mocno ograniczać przy stole, bo kostiumy były już uszyte, a premiera dopiero w sylwestra! To lepsze niż jakakolwiek dieta - świadomość, że człowiek się nie dopnie i będzie wstyd.
Gdy patrzysz na siebie w lustrze, jesteś zadowolona?
- Jestem bardzo zadowolona, ale nie jestem ślepa... Na szczęście nigdy z nikim się nie porównywałam. Każdy ma swój wzorzec dobrego wyglądu i do niego powinien dążyć. Wiem, że wyglądam teraz lepiej niż 10 lat temu, bo jestem smuklejsza i lepiej się ubieram. Ale mam również świadomość, że jestem starsza i raczej już się nie cofnę w czasie. Doceniam to, co mam i to, kim jestem. Tu i teraz.
Za rok staniesz się czterdziestolatką. Boisz się tego?
- No cóż, trzydziestka nie zrobiła na mnie większego wrażenia, ale czterdziestka troszkę daje mi do myślenia. Myślę o tym, co udało mi się dotychczas osiągnąć - czy to dużo, czy mało jak na ten wiek? I wiem, że to wszystko jest relatywne. Ponownie dochodzę do wniosku, że nie można się z nikim porównywać. Każdy jest indywidualną jednostką i każdy ma swoją historię. Moja była od samego początku odmienna - od drogi moich kolegów w podstawówce, szkole średniej, szkole teatralnej czy teatrze. To moja droga i ja za nią odpowiadam.
A nie słyszysz od rodziny i znajomych pytań, kiedy zostaniesz mamą?
- Takie pytania słyszę zazwyczaj od obcych osób i uważam, że są one niegrzeczne i nie na miejscu. Nikt nie ma prawa pytać o tak intymne rzeczy oprócz rodziny i najbliższych.
Postanowiłaś na stałe zamieszkać w Bielsku-Białej, a jednak to Warszawa jest centrum dowodzenia, jeśli chodzi o twój zawód. Nie uważasz, że ta decyzja była ryzykowna?
- Jak najbardziej, przez tę decyzję wiele zawodowych propozycji mnie omija. Zawodowo łatwiej byłoby mi w Warszawie, ale nie wiem, czy łatwiej to znaczy lepiej.
A mąż bywa zazdrosny?
- Bywa, ale moje wyjazdy do Warszawy nie mają z tym nic wspólnego. Myślę, że oboje zasłużyliśmy na wzajemne zaufanie. A takie dwa-trzy dni z daleka od siebie potrafią być bardzo dobre dla związku. Każdy z nas ma chwilę dla siebie, swoich spraw i przyjaciół.
Ostatnio trochę wyhamowałaś w kwestii zabiegania o role i propozycji zawodowych.
- No cóż, kariera aktorska jest jak morska fala - raz się unosi, by potem opaść, ale najważniejsze, że się płynie! Jestem bardzo aktywna zawodowo: gram w teatrze, w serialu, prowadzę program. Ale faktycznie czekam na ten swój "moment", kiedy będę mogła pokazać skalę swoich możliwości. Na razie tę skalę i różnorodność mogą obserwować widzowie teatralni. W serialu i w filmie nie miałam jeszcze takiej szansy. Widzowie poznali mój talent komediowy, ale nie mieli okazji poznać mnie od poważniejszej strony.
Nie jesteś już trochę znudzona grą w "Na Wspólnej"?
- To znaczyłoby, że nudzi mnie postać, którą gram, czyli, że sama jestem nudna! A podobno inteligentni ludzie nie nudzą się ze sobą. Tak na serio, to bardzo lubię postać Żanety, a serialowi "Na Wspólnej" wiele zawdzięczam - między innymi to, że stałam się rozpoznawalna. My, aktorzy, gramy dla widzów. Jeśli nas doceniają i potrafią przywitać z imienia i nazwiska, to można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces w zawodzie.
Magdalena Makuch
SHOW 23/2015