Bunt prymuski
Była cudownym dzieckiem – tańczyła, grała na pianinie, malowała. Ale nie chciała zostać artystką, tylko prawniczką. Jako nastolatka dała się rodzicom we znaki.
"Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale pamiętam swoje pierwsze urodziny. Dostałam misia większego od siebie. Ku mojej rozpaczy szybko urwała mu się noga", śmieje się Anna.
Przyszła gwiazda TVN wychowała się w miejscowości Błonie koło Warszawy. Była wyjątkowo pogodnym dzieckiem. "Wszystko kojarzyło mi się z fajną zabawą. Nawet stanie w kolejkach", wspomina. "Fajna zabawa" odbywała się też w... szklarni, w której dziadkowie Wendzikowskiej uprawiali chryzantemy. "Spędzałam tam dużo czasu", mówi dziennikarka.
Mała Ania miała jednak problem. Jej tata (z zawodu inżynier) często wyjeżdżał do Londynu na saksy. "Bardzo za nim tęskniłam. Miałam kalendarz, z którego codziennie odrywałam kartkę, licząc dni do jego powrotu".
Na szczęście dziewczynka nie miała czasu się smucić, bo mama zapisała ją na wiele zajęć pozalekcyjnych ("Grałam na fortepianie, malowałam, tańczyłam"). Pasjonowała się amerykańskimi filmami, ale chciała zostać prawniczką.
Do aktorstwa przekonała się, gdy w wieku 14 lat wygrała konkurs recytatorski. Potem trafiła do artystycznej klasy w prestiżowym liceum im. Batorego w Warszawie. I zaczęła się buntować. "Przeciwko szkole i całemu światu. Wagarowałam. Na szczęście zwyciężył rozsądek".
Po maturze Anna spędziła rok w szkole aktorskiej. Później przeniosła się na dziennikarstwo. "Denerwowało mnie, że na uczelni traktowano aktorstwo jak misję. Dla mnie to był po prostu zawód", tłumaczy. Szybko zaczęła grać, równolegle pracowała jako dziennikarka. Obie pasje z powodzeniem łączy do dzisiaj.
Oskar Maya
SHOW 4/2015