Joanna Koroniewska: Nieśmiała chuliganka
Rozrabiała gorzej niż chłopcy, ale była świetną uczennicą. I zaskakująco zaradnym dzieckiem. Gdy miała jedenaście lat, założyła... spółdzielnię sprzątającą klatki schodowe.
"Nie urodziłam się w wielkim mieście, mieszkałam w zwykłym bloku z płyty na osiedlu Dekerta w Toruniu. Wychowywała mnie tylko mama Teresa. Byłam dzieckiem z kluczem na szyi", to pierwsze, co mówi nam Joanna o swoim dzieciństwie. "Nie miałam koneksji w branży, a jednak udało mi się zostać aktorką", dodaje z dumą.
Sama droga do sukcesu była kręta i... urozmaicona. Joanna tańczyła, brała udział w konkursach recytatorskich, śpiewała w chórze kościelnym, w zespole ludowym... "Można by wymieniać bez końca", śmieje się gwiazda. Talent odziedziczyła po babci Genowefie, która amatorsko występowała w Solcu Kujawskim. To ona uczyła małą Joasię dziesiątek zasłyszanych wierszyków i piosenek.
Jednak cudowne dziecko potrafiło też nieźle narozrabiać. "Jestem zodiakalnym Bliźniakiem, dlatego bywam bardzo różna", mówi Koroniewska. Z nieśmiałej dziewczynki często przeistaczała się w małego łobuza. "Moją mamę wzywano w podstawówce na dywanik do dyrektorki, bo, cytuję, »Joasia zachowywała się gorzej niż chłopcy«. To były czasy, kiedy w szkole od dziewczynek oczekiwano, że na przemoc fizyczną zareagują co najwyżej płaczem. A ja nie dawałam sobie w kaszę dmuchać", wspomina.
Wychowywana tylko przez jednego rodzica (tata odszedł, gdy Joasia była malutka), usamodzielniła się bardzo szybko. "Mama musiała pracować, nie miała dla mnie dużo czasu, więc szybko wydoroślałam".
W wieku jedenastu lat Joasia założyła z koleżankami... spółdzielnię sprzątającą klatki schodowe. Na czym to polegało? Jeśli jednemu z sąsiadów nie chciało się sprzątać, a przypadał jego dyżur, dziewczynki wyręczały go za pieniądze. "Pamiętam też, że na rynku w Toruniu sprzedawałyśmy swoje ubrania. Choć moje były raczej takie sobie, schodziły najszybciej i mogłam pomagać koleżankom", śmieje się aktorka.
W zadaniach, których podejmowała się jako dziecko, pomagała jej silna wola. "Jako harcerka zdawałam sprawność na tzw. trzy pióra. Musiałam milczeć przez 24 godziny. I ja, totalna gaduła, zaliczyłam to za pierwszym podejściem", mówi z dumą Joanna. "Nie trzeba też było zmuszać mnie do odrabiania lekcji. Szybko czułam się odpowiedzialna za siebie", dodaje.
Aktorstwo było spełnieniem jej marzeń. Do legendarnej łódzkiej filmówki dostała się za pierwszym razem. Przed rozpoczęciem roku akademickiego pojechała na dwa i pół miesiąca do pracy do Londynu. Była pokojówką, kelnerką i w końcu asystentką menedżera w restauracji. Pewnego dnia właściciel zaproponował jej, by została na stałe. Namawiał ją, by przyjęła posadę drugiego menedżera i zdawała do Shakespeare Theatre Company. Ale Joanna wolała Łódź. Wróciła do Polski i zaczęła intensywną naukę.
"Pamiętam, że na pierwszym roku przefarbowałam włosy na czarno, by wyglądać bardziej dojrzale, bo byłam najmłodszą studentką", opowiada. Nie było łatwo - na początku jeden z wykładowców, Wojciech Malajkat, powiedział, że jeśli nie poprawi swojej gry, to nigdy nie skończy szkoły. Koroniewska wzięła sobie jego słowa do serca. Na czwartym roku zdobyła stypendium ministerialne, co było wielkim osiągnięciem.
"Naprawdę silną osobą stałam się na trzecim roku studiów. Wtedy wydarzyła się największa tragedia w moim życiu. Umarła mama", mówi. Joanna poczuła, że może już liczyć tylko na siebie. "Mogłam robić cokolwiek: rzucić studia, lenić się, zmienić zawód itp. Nie było nikogo, kto by mnie powstrzymał przed złymi decyzjami. Postanowiłam jednak jeszcze bardziej skupić się na mojej pasji, aktorstwie, szkole", wspomina i dodaje: "Mama zawsze we mnie wierzyła i powtarzała: dasz radę!".
Joanna dała radę i daje ją do dzisiaj. I wciąż wierzy, że aktorstwo to nie tylko zawód, ale przede wszystkim powołanie.
Iwona Zgliczyńska
SHOW 16/2013