Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Paweł Wilczak. Powrót czarnej owcy

​Jako dziecko rozrabiał i na tle brata-prymusa wypadał marnie. Długo szukał swojej drogi. Dziś jest uważany za zdolnego odludka trudnego we współpracy.

To było dziecko wyjątkowo trenujące cierpliwość rodziców. "Byłem w przedszkolu tylko pięć dni, bo urządziłem takie piekło wychowawcom i rodzicom, że w końcu się poddali i mogłem wrócić do domu", wyznał z rozbrajającą szczerością w wywiadzie. W  liceum bał się marzyć o aktorstwie, choć jedynym, co naprawdę go interesowało, były filmy. 

Paweł Wilczak (52) myślał, że w szkole filmowej lądują tylko laureaci konkursów recytatorskich z samymi piątkami na świadectwie, jak starszy brat Maciej. A on... cóż... uczniem był marnym, choć oczytanym. Zdarzały mu się konflikty z nauczycielami, mama często odwiedzała szkołę. A raz był zawieszony w prawach ucznia za "skorygowanie" wraz z kolegami fatalnych ocen w dzienniku papierowym. 

Reklama

Od radiologa do salesmana

Wszystko wskazywało, że Wilczak, syn lekarzy, brat studenta medycyny, po maturze wybierze także akademię medyczną. Chyba chciał zrobić przyjemność mamie, i złożył papiery, ale się nie dostał. Żeby nie pójść "w kamasze" wybrał szkołę dla techników radiologii. "Ale pewnego dnia, gdy byłem na dyżurze w  szpitalu, bo w szkole mieliśmy praktyki, pomyślałem: ››A dlaczego miałbym nie pojechać do Łodzi?‹‹". Zdał do Filmówki i skończył studia. Ale wtedy zaczęły się schody. 

Okazało się, ze nie jest różowo. Przez sześć lat grał ogony. Żeby się utrzymać samodzielnie - bo był zbyt dumny, żeby po studiach korzystać z pieniędzy rodziców - robił różne rzeczy. Głownie kelnerował. "Handlowałem patelniami, nożami, byłem kierowcą ciężarówki, kopałem rowy, restaurowałem domy", wyliczał. Ludzie różnie podchodzili do człowieka, wciskającego produkty, których nie chcieli... 

Od nesquika do gwiazdy

Zdarzało się, że dzień kończył bez grosza przy duszy. "Mieszkałem wtedy u znajomej w Warszawie i podkradałem jej kromkę chleba dziennie i nesquika. Posypywałem tym nesquikiem chleb i tak przeżyłem. Kiedy po latach powiedziałem mamie, była załamana", wyznał nie tak dawno. Zdesperowany Paweł w końcu poprosił specjalistkę od castingu pracującą przy serialu "Ekstradycja" o rólkę. Dostał ją i "wpadł w oko" reżyserowi, który w drugim sezonie powierzył mu już rolę pierwszoplanową. A cała Polska odkryła nową gwiazdę. 

Od tego czasu wiele w  życiu Pawła się zmieniło. Brylował w serialach, a widzowie pokochali go za role w "Na dobre i na złe", "Usta, usta" czy "Sforze". Praca na planie serialu "Kasia i Tomek" zmieniła jego życie. Tam zakochał się w Joannie Brodzik. Podobno ostatecznie aktorów, między którymi miała być chemia, wybrał Edward Miszczak, więc to jemu zawdzięczają szczęście rodzinne (wkrótce para doczekała się bliźniaków: Jana i Franciszka). Choć w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu. 

W momencie, gdy zaczynano zdjęcia do tego hitowego sitcomu, to Paweł był większą gwiazdą, a Joanna młodziutką aktorką. Dziś te role się odwróciły i, jak mówią plotki, Paweł odchorował wizerunkową klęskę serialu komediowego "Reguły gry" sześć lat temu. Od tego czasu nie zrobił niczego, co znów zachwyciłoby jego fanów. Czy wystarczy film "Pan T.", inspirowany życiem Tyrmanda? Plotki mówią, że Wilczak po latach grania w reklamach i odcinania kuponów od popularności wraca także do serialu. Pytanie, w której produkcji TVN go zobaczymy: czy tej z Kuleszą, czy tej z Kożuchowską. Paweł słynie z tego, że jest wyjątkowo wybredny w kwestii scenariuszy. I zamiast grać w byle czym, woli podróżować. 

SHOW

Katarzyna Jaraczewska 

Zobacz także:

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy