Osobliwości Wyspy Wielkanocnej
Od wybrzeża chilijskiego dzieli ją 3600 kilometrów Pacyfiku. Od innych lądów jeszcze więcej. Wyspę odkrył admirał holenderski Jakub Roggeveen w 1722 roku, w dniu święta Wielkiej Nocy. Stąd jej nazwa.
- To tajemnicza i najbardziej samotna wyspa - twierdzi znakomita podróżniczka, wywodząca się zresztą z Podlasia, Elżbieta Dzikowska. - Do dziś nie została wyjaśniona zagadka pochodzenia ogromnych posągów Aku Aku, które wprawiają świat naukowcy w prawdziwe zakłopotanie. Niektóre ważą ponad 300 ton i mierzą do 13 metrów wysokości.
Trudno pojąć, dlaczego na stosunkowo małej i biednej wyspie zadano sobie ogromny trud, żeby te posągi zbudować. Nie wiadomo, jak przetaczano je na duże odległości, a zwłaszcza w jaki sposób ustawiono na platformach i jak zdołano włożyć na głowy kapelusze z czerwonego tufu wulkanicznego. Wiadomo, że figury wykonano z kamienia lawowego, łatwego do rzeźby, ale trudnego do transportu. I pewne jest, że przedstawiają przodków.
Natomiast pozostaje tajemnicą, czy zostały przywiezione na łodziach z kontynentu, czy może wodzowie-kapłani podkupili artystów (np. jedzeniem), by rzeźbili posągi na miejscu. Ta druga wersja wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż odkryto niedawno swoistą fabrykę posągów, gdzie jest ok. 180 figur zaczętych a nie dokończonych. Znaleziono tabliczki z wyrytym pismem mieszkańców tej ziemi, nazwanym rongo-rongo, którego do tej pory nie udało się jednak odczytać. Gdyby się to powiodło, można byłoby dowiedzieć się wielu szczegółów o życiu mieszkańców wyspy. Bo być może znaki kryją sekrety historii, genealogii i obyczaje wyspiarzy.
Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej są Polinezyjczykami i zasiedlili ją zapewne w pierwszych wiekach naszej ery. Przybyli wielkimi łodziami, przywożąc orzechy kokosa, taro, jam oraz kury - święte ptaki, które były tu zawsze największym smakołykiem. Dla kur budowano specjalne kurniki z kamieni. W porównaniu z siedzibami ludzkimi wyglądały jak pałace.
Być może - spekulują historycy - łatwiej było mobilizować ludzi do pracy przy posągach, kiedy wiedzieli, że po ukończeniu figury czeka ich wielkie, rytualne ucztowanie. Zresztą i dzisiaj, gdy zjawiają się na wyspie goście (naukowcy, turyści) serwuje się danie specjalne - pieczoną kurę.
Ziemia wyspy była dość łaskawa i chętnie rodziła, ale w pewnym momencie, używana nadmiernie, wyjaławiała się do cna, choć kopano specjalne rowy, żeby uchronić rośliny od wiatru. Pożywienia było więc coraz mniej, ludzi zaś przybywało. Problem ten rozwiązać mogła tylko wojna. I tak po jednej stronie stanęli przywódcy wojowników, a po drugiej - członkowie arystokratycznych rodów. Zaczęli się wzajemnie wybijać.
Największą tragedię przeżyła wyspa w wigilię Bożego Narodzenia, kiedy statki peruwiańskie porwały tysiąc (niektórzy twierdzą, że nawet dwa tysiące) mieszkańców, w tym króla, jego syna i wszystkich mędrców. Potrzebni byli do ciężkiej pracy przy wydobywaniu guano. Kiedy upomniał się o nich świat - większość już nie żyła. Część zmarła, a część zginęła podczas powrotnej podróży na wyspę, na którą dotarło ledwie 15 osób i to zarażonych ospą. W 1886 roku ludność wyspy liczyła tylko 111 osób!
Dwa lata potem wyspę zajęło Chile i od tego czasu stanowi ona część chilijskiej prowincji Valparaiso.
Kobiety zawsze miały na wyspie znaczną swobodę. Jeszcze do dzisiaj wymieniają między sobą dzieci, jako największy podarunek. Bo nie ta jest matką - jak twierdzą - która dziecko urodzi, ale je wychowa. Do chowania zaś potrzebne są warunki: jedzenie, ubranie, szkoła. Zdarza się, że młodzieńcy posyłani są na naukę do Chile, Wracają czym prędzej, powodowani nostalgią. Wyspiarzem jest się widać genetycznie.
Na wyspę najłatwiej dostać się drogą powietrzną. Dwa razy w miesiącu ląduje na niej samolot linii LAN-Chile. Wyprawa morzem jest długa i mozolna. Na turystów od kilku lat oczekuje hotel "Hanga-Roa", przywieziony w częściach i zmontowany na miejscu, bo na wyspie nie ma żadnego budulca. Doba w pokoiku dwuosobowym kosztuje 250 dolarów, szklanka rosołu - 8 dolarów!
- Świąteczny poranek na wyspie - wspomina Elżbieta Dzikowska (jeszcze z mężem Tony Halikiem) - spędziliśmy w kościele. Ciekawe, że rzeźby przedstawiające Matkę Boską maja wyraźne cechy miejscowych bogów. Czy to Duch Święty - myślałam patrząc na drewnianą figurę, której głowę zdobił ptak z rozpostartymi skrzydłami, czy też może człowiek-ptak?
Misjonarze, w dzień Wielkanocy, święcą "umu", czyli "jedzenie, które daje szczęście". Odwiecznym sposobem ksiądz święci kartofle w ziemnym dole. Kropi pieczonego tuńczyka zawiniętego z liście banana i modli się nad słodkim chlebem z comote, taro i banana. Próbuje mięsistego arbuza.
Całkowicie odizolowana od świata wyspa liczy 163 km kw., a jej mieszkańcy, którzy przed wiekami stworzyli rozwiniętą kulturę, żyją wciąż w cieniu posągów - olbrzymów.
Janusz Świąder