Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Podejmuje ryzyko, ale za duże pieniądze

Aktor ma zagwarantowaną pracę na cały nowy rok, bo powstaną kolejne serie „Ojca Mateusza”. Jednak główna rola w serialu zamyka mu drogę do innych ciekawych propozycji. „Taka rola to zawsze ryzyko”, mówi SHOW Michał Kwieciński, znany reżyser.

Artur Żmijewski (49) postanowił po raz kolejny wcielić się w postać ojca Mateusza. Serial cieszy się ogromną popularnością - oglądają go cztery miliony widzów. Przygody detektywa w sutannie śledzą już od ośmiu lat i wcale nie mają dość. Nic zatem dziwnego, że aktor nie chce rozstawać się z produkcją. Tym bardziej, że dzięki niej ma zapewniony stały dochód i to znaczący. Za każdy dzień zdjęciowy Artur otrzymuje cztery tysiące złotych.

Po nagraniu dwóch kolejnych sezonów serialu na jego konto wpłynie pół miliona złotych! Ale to nie koniec korzyści z tej produkcji. Od 2014 roku Artur również reżyseruje niektóre odcinki. Za pracę przy odcinku, który reżyseruje i w którym gra, zarabia 15 tysięcy złotych. Jednak gra w popularnym serialu pociąga za sobą poważne konsekwencje.

Reklama

Trudna decyzja

Żmijewski nie jest obsadzany w kinowych produkcjach tak często jak kiedyś. Teraz jest kojarzony głównie z postacią księdza. "Gra w serialu zabiera mnóstwo czasu. Aktor nie bardzo może wtedy występować w innej produkcji, a producenci oceniają go jako trudno dostępnego. Propozycji jest więc mniej", mówi SHOW Michał Kwieciński, znany reżyser i producent. "Żmijewski podejmuje ryzyko, że przez tyle lat przyzwyczaja widzów tylko do postaci ojca Mateusza. Żeby to przełamać, musiałby zagrać bardzo wyrazistą rolę, a o to jest trudno. Stała główna rola w serialu zawsze jest kłopotem", dodaje.

Jednak Artur nie martwi się, że nie dostaje tak wielu interesujących propozycji jak kiedyś. "Rzadkie pojawianie się w kinie tłumaczę sobie tak: życie idzie do przodu, kolejne wyzwania przed nami. Nikt nie wie, co będzie za dwa, trzy lata", wyznał w jednym z wywiadów. "Nie ma we mnie frustracji, bo nauczyłem się w życiu z otwartością przyjmować to, co mnie spotyka", dodaje.

Faktycznie przez ostatnie lata robił tyle, na ile wystarczyło mu czasu. Jego bilans to jeden film na rok. Zdecydował się również na reklamę Kasy Stefczyka. Ostatnio pojawił się też w Teatrze Telewizji w spektaklu "Ich czworo". Jednak na teatr także nie ma tyle czasu, ile kiedyś. Na szczęście nie martwi się, że został zaszufladkowany. Zapewnia, że nie jest zmęczony graniem przez tyle lat jednej postaci.

"Zacznę się martwić, gdy ludzie będą mówić do mnie »proszę księdza«", żartował w jednym z wywiadów. Mówił też: "Na początku obsadzano mnie głównie w rolach romantycznych kochanków. Potem, od Pasikowskiego, grałem czarne charaktery. To mnie irytowało, ale później zrozumiałem, że aktorstwo to ciągłe wchodzenie do różnych szuflad. Tylko trzeba mieć siłę i talent, żeby przejść z jednej szuflady do drugiej".

Żmijewski nie zamierza na siłę szukać zainteresowania swoją osobą. "Staram się trzymać od show-biznesu z daleka i żyć w miarę normalnie", dodał. Ważniejsze jest dla niego, by spędzać czas z rodziną. Niestety, w nowym roku nie będzie miał go za dużo, ponieważ nagrywanie "Ojca Mateusza" to miesiące spędzone na planie zdjęciowym.

MM

SHOW 1/2016

Show
Dowiedz się więcej na temat: Artur Żmijewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy