Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Urszula Chincz: Seksowna pani domu

"Kobieta nie może być kucharką, sprzątaczką i służącą”, podkreśla i zdradza SHOW, jak namówić męża do pomagania. Ona umie wykorzystać kobiece sztuczki!

Najgorsza wada Polaków to w przypadku porządków...

Urszula Chincz: ...chomikowanie, zbieractwo i gromadzenie. Bo się przyda. To wynika oczywiście z okresu niedoborów, w których i ja wzrastałam. Ale czasem ludzie trzymają w domach takie rzeczy, że szok.

Na przykład?

- Stare sprzęty AGD, które od dawna nie działają. Nie rozumiem, przecież oddanie tego na elektrośmieci nie jest trudne. Trzymają też za dużo książek, do których wiedzą, że nie wrócą, a mało kto, w tym i ja, ma miejsce na potężną bibliotekę na tysiąc tomów. Kolekcjonują niedopasowane poszewki na pościel, skarpetki nie do pary i stare firanki. I foliówki oraz prezentówki. Nie chodzi o to, żeby bezmyślnie wywalać to wszystko na śmieci.

Reklama

- Książki niech trafią do biblioteki, poszewki dla potrzebujących albo na gałganki, tak jak skarpetki. A foliówki, jeśli są czyste, można zanieść na bazarek żeby sprzedawcy je ponownie wykorzystali. Albo do recyklingu. Będzie praktycznie i ekologicznie.

Książka o porządkach w domu, czyli "Pozamiatane" to dobry pomysł dla wszystkich nieperfekcyjnych pań i panów domu. Czemu napisała ją Ula Pedantula, a nie Urszula Chincz?

- Ula Pedantula to ekspertka od porządków i ogranizacji. Ten pseudonim wymyśliła Alicja Resich-Modlińska. Pedantula jest troszkę prześmiewcza, żeby to nie było takie perfekcyjne, nadęte i przesadzone. Bo dom każdego z nas powinien być życiowy, nie wylizany.

Czyli pedantką pani nie jest.

- Absolutnie nie! Myślę, że taka jest w ogóle geneza mojego poradnictwa. Jestem szybka, zawsze w biegu i po prostu bym zginęła, gdybym nie była też dobrze zorganizowana. Najpierw szukałam sposobów dla siebie, a potem okazało się, że dobra organizacja to przecież nie tylko mój problem. Te klucze, których codziennie szukamy, wychodząc z domu, ten fotel w sypialni z pryzmą nieposkładanych ubrań, ta kuchnia, w której mnóstwo niepotrzebnych rzeczy stoi na blacie.

Rozumiem, że wnioski wysuwa pani dzięki obserwowaniu wnętrz mieszkań, które odwiedza pani w ramach swoich programów w TVN Style?

- Mam bardzo uprzywilejowaną pozycję: jednocześnie bywam w domach sław w programie "Gwiazdy prywatnie", gdzie, wbrew pozorom, nie wszystko jest takie idealne, jak i w domach przeróżnych polskich rodzin w programie "Misja ratunkowa".

Ciężko jest namawiać gwiazdy, żeby pokazały jak mieszkają?

- Bardzo ciężko, bo to przecież ich prywatna przestrzeń. Często słyszę, że kamera zostanie wpuszczona jedynie do części pomieszczeń. Zdarza się jednak, że w czasie kręcenia udaje się nam zajrzeć również do pozostałych pokoi, a to dla mnie największy komplement.

Może ta Pedantula troszkę odstrasza...

- Nie, ja im przecież nie robię testu białej rękawiczki. Poza tym domowe problemy gwiazd i bohaterów "Misji ratunkowej" bywają podobne. Kluczem do ich rozwiązania jest właśnie organizacja. Nie sprzątanie, bo to można robić bez końca. W dobrze zorganizowanym domu sprzątanie trwa krócej i trudniej zrobić bałagan.

Co to znaczy "dobrze zorganizowany dom"?

- To znaczy dopasowany do potrzeb jego mieszkańców, wygodny. Podam prosty przykład. Jedna z bohaterek "Misji ratunkowej" musiała wyjąć z szafki cztery pudełka, żeby dokopać się do przypraw. Gotując wyjmowała to wszystko na blat, a potem nie chowała i już miała bałagan. A wystarczy tylko te przyprawy umieścić pod ręką. I już odpada kilka minut zupełnie niepotrzebnych czynności.

To prawda, że ładny i dobrze zorganizowany dom to taki, w którym wszystko jest pochowane?

- Trochę tak jest, bo nadmiar rzeczy na wierzchu generuje bałagan, ale z drugiej strony przedmioty, z których ciągle korzystamy, powinny być pod ręką. U mnie na blacie kuchennym stoją niezbędne AGD, przyprawy i oliwa. Ale znajdują się one na jednej tacy, mają dla siebie wytyczone terytorium. Gdy sprzątam, nie muszę podnosić 20 butelek i pojemników, tylko jedną tacę. To też dyscyplinuje mnie, aby nie rozszerzać tego zestawu i nie dodawać sobie roboty.

Jaka jest ta najważniejsza pani zdaniem rada, którą można wyciągnąć z książki? Uniwersalna i dla mieszkanki Iławy, i warszawskiego celebryty?

- Żeby kobieta nie oczekiwała od męża, że będzie jej pomagał w sprzątaniu... Tak, wiem, że to brzmi kontrowersyjnie! Ale tak naprawdę chodzi o to, żeby te domowe obowiązki dzielić. Grzechem nas, Polek, jest to, że mówimy sobie tak: "och, jeśli mam go prosić, to wolę zrobić sobie sama". Albo: "przecież nie dam tego dziecku robić, bo i tak będę musiała po nim poprawić". Pięć razy poprawi, ale za szóstym zrobi dobrze. Bardzo bym chciała, żeby w polskich domach była pełna odpowiedzialność wszystkich domowników za porządek we wnętrzach. Żeby kobieta nie była sprzątaczką, kucharką i służącą. W domu jest dwa razy więcej rąk do pracy niż mieszkańców, więc warto te ręce dobrze wykorzystać.

To jak przekonać męża, żeby włączył się w sprzątanie?

- Trzeba powiedzieć mu tak: "Kochanie, kiedy nie będę przepracowana, będzie nam wszystkim przyjemniej. Wybierz sobie, co chcesz robić, ja zajmę się resztą. Prawda jest taka: zmęczona kobieta chce spać. Zmęczona kobieta to wkurzona kobieta, taka, która nie chce, by do niej podchodzić i jej dotykać. A jeśli będzie miała godzinę więcej dla siebie w ciągu dnia, to jej życie będzie lepsze. Bo, jak mówi anglosaskie powiedzenie: "happy wife, happy life" - szczęśliwa żona to szczęśliwe życie.

Kto nauczył pani męża tego wszystkiego? Przecież wielu facetów nie wie, jak nastawić pralkę i nie skala się umyciem podłogi.

- A kto nauczył mnie czy inne dziewczyny? Dlaczego dziwimy się, że facet umie takie rzeczy? Mój mąż wcześnie, tak jak ja, zaczął mieszkać samodzielnie i musiał sobie radzić sam. Dziś mogę na nim polegać, zwłaszcza, kiedy mam pilne terminy, zdjęcia do programu albo kończę książkę. On przejmuje obowiązki domowe w 100 procentach i nikomu z tego powodu korona z głowy nie spada.

A lubi pani prace domowe? Sprzątanie to przecież nie tylko estetyczne układanie kwiatów w wazonie, czy relaksujące robienie ozdób do przetworów.

- Lubię, zwłaszcza zmywać i odkurzać, bo szybko widać wtedy efekty. A kiedy mam prasowanie, po prostu włączam sobie coś w tle: muzykę albo serial. Nie lubię myć okien. Tam niestety już po fakcie wychodzą niedociągnięcia, czyli smugi. Zatem lubię sprzątać, głównie dlatego, że nie muszę tego robić do upadłego, robię to regularnie, a nie zrywami. Proszę pamiętać, że mieszkam na wsi, mam dwa psy, dwa koty i dziecko, i nigdy nie jest w tym domu sterylnie czysto.

- Kiedy moi chłopcy, czyli Sławek i Rysio, wyjeżdżają na jakąś męską wyprawę, na przykład na cztery dni, sprzątam pierwszego dnia i mam trzy dni spokoju od porządków.

Katarzyna Jaraczewska


Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy