Ucieczka z wigilijki
Wraz z laicyzacją społeczeństwa zmienia się i edukacja. We wrześniu rodzice wypisują dzieci z katechezy, w grudniu dyskutują, czy na szkolnej bądź przedszkolnej wigilii koniecznie muszą pojawić się kolędy i opłatek. Zmiany, jak to zwykle z religijnymi tematami bywa, zachodzą powoli. Ale skutecznie.
Na facebookowej grupie "Nasze dzieci nie chodzą na religię," Martyna, pedagożka i kierowniczka przedszkola na Pomorzu, pisze: "Właśnie wrzucam ogłoszenie do e-dziennika. Wam też wrzucę, ku pokrzepieniu serc". Ogłoszenie brzmi: "W środę (22.12) w grupach odbędą się spotkania wigilijne. Zajęcia zostaną zorganizowane w świeckiej formie - bez elementów religijnych. Tego dnia podamy odświętny obiad z tradycyjnymi potrawami, będziemy śpiewać zimowe piosenki, rozmawiać o ciekawych sposobach obchodzenia świąt w różnych krajach i kulturach. Prosimy o odświętne ubranie dzieci". Komentarze: Super. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Fajnie! I jeszcze: Można? Można!
Owszem, można. Jednak, jak wynika z relacji rodziców, skorzystanie z tej możliwości nie jest łatwą sprawą.
Edukacja oddala się od kościoła. Z badań prowadzonych przez poszczególne miasta wynika, że w Warszawie na religię nie chodzi 65 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych, w Krakowie i Trójmieście - blisko połowa licealistów, we Wrocławiu - 70 proc., w Szczecinie - 40 proc. Oprócz znaczącej skali, proces ten ma też znaczącą dynamikę: w Warszawie w ciągu niespełna dwóch lat liczba uczęszczających na religię spadała z 45 do 35 proc. Nieco większym zainteresowaniem zajęcia z księdzem lub katechetą cieszą się w podstawówkach, choć i tam frekwencja daleka jest od stuprocentowej - w stolicy na lekcje te przychodzi średnio ośmiu na dziesięciu uczniów.
Exodus z katechezy najłatwiej wytłumaczyć spadkiem wiary - według badań CBOS w grupie wiekowej 18-24 lata liczba praktykujących wynosi 23 proc. (dla porównania, 30 lat temu, gdy wprowadzano religię do szkół było to blisko 70 proc). Laicyzacja to jednak niejedyny czynnik. - Nieciekawy program, księża i katecheci stawiający na moralizowanie, zamiast na dyskusję, nauka kościoła coraz mniej przystająca do realiów współczesnego świata, czy wreszcie przeładowanie programów - jeśli dla kogoś religia ma być dziewiątą, spędzoną w szkole godziną, raczej nie będzie uczęszczał na nią z entuzjazmem - mówi Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii. - Nie bez znaczenia jest też rosnąca świadomość dzieci i rodziców - dziś większość z nich nie tylko zna i rozumie prawa, dotyczące wolności światopoglądowej, ale też potrafi je egzekwować.
W przypadku okołobożonarodzeniowych uroczystości owa egzekucja bywa jednak problematyczna i to na wielu poziomach. Jeśli chodzi o prawo, na te same zapisy lubią powoływać się tak ateiści, jak i katolicy. Tak dzieje się w przypadku art. 53 Konstytucji - zapis, zapewniający każdemu wolność sumienia i religii, a rodzicom prawo do wychowania zgodnie ze swoimi przekonaniami, chętnie jest przytaczany przez obie strony dyskusji. Drugi przykład to preambuła ustawy o systemie oświaty - jedni dostrzegają w niej fragment o nauczaniu i wychowaniu respektującym chrześcijański system wartości, inni zaś słowa: "szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju (...)w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności".
Spory interpretacyjne na poziomie prawnym są jednak niczym wobec galimatiasu na poziomie emocji, tradycji i obyczaju. O ile msza święta na rozpoczęcie roku szkolnego, odwołanie lekcji z powody rekolekcji, umieszczanie w klasie krzyża obok lub zamiast godła czy organizacja spowiedzi w szkolnej sali bądź kantorku wuefisty (bo i takie przypadki się zdarzają ), zapalają w głowach uczniów i rodziców czerwoną lampkę, o tyle bożonarodzeniowe uroczystości często są "przezroczyste".
- Z badań wynika, że Polacy obchodzą Boże Narodzenie jako element tradycji, nawet jeśli definiują się jako ateiści lub agnostycy. Wierzący czy nie, w grudniu i tak w wielu domach ubieramy choinkę, siadamy z rodziną do stołu, składamy życzenia. Być może również dlatego stosunkowo łatwo zaakceptować nam zabarwione religią uroczystości w szkołach, a, z drugiej strony, trudniej dostrzec osoby, które tych świąt nie obchodzą i otworzyć się na ich potrzeby - tłumaczy Joanna Balsamska, założycielka Fundacji na Rzecz Różnorodności Polistrefa.
Relacja między laicyzacją społeczeństwa, odpływem uczniów z katechezy, a obecnością religijnych elementów w edukacyjnym kalendarzu to temat o tyle trudny do analizowania, że dotychczas słabo zbadany. - W jakim procencie placówek organizuje się dziś religijną oprawę Bożego Narodzenia? Jaka jest dynamika tego zjawiska? Badań w tej kwestii brak. Wnioski można wysnuwać jedynie na podstawie wypowiedzi rodziców i uczniów albo tego, czym chwalą się szkoły na swoich stronach i w mediach społecznościowych - mówi Joanna Balsamska.
Z obserwacji owych źródeł wynika, że dotychczas obowiązujący model bożonarodzeniowych uroczystości, część rodziców zaczął uwierać już dobre kilka lat temu, na długo przed falą masowego odpływu z katechezy. W 2014 Fundacja Wolność od Religii prezentowała listy rodziców, zawierające opowieści w rodzaju: "Pani wychowawczyni zastrzegła uprzejmie, że uczestniczenie w Jasełkach jest nieobowiązkowe oczywiście... Po czym zaserwowała uczniom 2 pastorałki do nauczenia na pamięć i rozpoczęła próby w czasie zajęć", "Dziś córka dzwoni do mnie po godzinie 9:00:"Mamo, nie ma pierwszych 4 lekcji. Są próby jasełek".
W 2018 zaś, ta sama organizacja opublikowała list otwarty, zawierający apel do wierzących rodziców o większą empatię i otwartość na ateistyczną część szkolnej społeczności. List przedrukowało wiele ogólnopolskich mediów, a jego treść była szeroko komentowana. W dyskusję włączyło się m.in. Ordo Iuris, wydając opinię prawną "w sprawie konstytucyjnej i ustawowej ochrony prawa do organizacji spotkań świątecznych w formie "Wigilii" oraz jasełek w szkołach publicznych". Nie był to pierwszy głos organizacji w tej sprawie - rok wcześniej zbierała ona podpisy do minister edukacji o wprowadzenie rozwiązań, które systemowo zagwarantują rodzicom i nauczycielom realizację ich konstytucyjnych praw.
W pandemii, zdawałoby się, dyskusja nieco wyhamowała. W tym i w ubiegłym roku dzieci okolice Bożego Narodzenia dzieci miały spędzić na nauce zdalnej, a reżim sanitarny nie sprzyjał ani spotkaniom opłatkowym, ani realizacji gwiazdowych projektów artystycznych. Nie znaczy to jednak, że zmiany się przestał budzić emocje. Wręcz przeciwnie, wystarczy spojrzeć, co dzieje się na internetowych forach.
Na jednym biegunie, rodzice dają upust frustracji: "Spór o jasełka w przedszkolu. Pani mówi, że są w podstawie programowej", "Taką wiadomość otrzymałam od wychowawcy... klasa 1. Wielokrotnie prosiłam, aby nie było jasełek: Jutro odbywają się Jasełka, w trakcie odbędzie się koncert pastorałek oraz historia narodzenia Jezusa. Odpisałam: Nie wyrażam zgody na indoktrynację w świeckiej szkole poza godzinami religii, na którą córki nie zapisywałam. Nie wyrażam zgody na wykluczenie dziecka ze społeczności szkolnej, a tym samym na dyskryminację".
Na drugim, zdecydowanie spokojniej: "u nas nie ma wigilii klasowej. Jest klasowe wyjście do kina", "najwięcej o Bożym Narodzeniu to córka rozmawiała chyba na angielskim", "ze świątecznych akcentów to jest piosenka zamiast dzwonka i mikołaj przy wejściu do szkoły".
Najwięcej emocji jest jednak w przestrzeni pomiędzy, czyli w tych środowiskach, w których rodzice dopiero próbują wprowadzić zmiany w dotychczasowym modelu świątecznych uroczystości.
- 99 proc. zmian w szkołach jest inicjowane przez rodziców, zwykle podczas rozmaitych zebrań. To jak owe spotkania przebiegają i jaka jest szansa na przeprowadzenie zmian, w dużej mierze zależy od regionu - mówi Kinga Łyszczyńska, administrująca grupą Nasze dzieci nie chodzą na religię. - W Mazowieckim, gdzie uczniowie masowo rezygnują z religii, rodzice i nauczyciele może i wypracują jakiś kompromis w kwestii bożonarodzeniowych uroczystości, ale np. na Podlasiu nie ma o tym mowy. Jednak w każdym miejscu i w większości przypadków nie są to miłe spotkania i spokojne rozmowy. Zmiany zachodzą powoli. Dziewięć lat temu, gdy zaczynałam administrować, grupę było fatalnie. Teraz jest lepiej, rodzice są bardziej świadomi swoich praw i mając już dość wszechobecnej indoktrynacji swych dzieci w szkołach zaczynają się respektowania tych praw domagać, coraz skuteczniej.
Zestaw argumentów w tych dyskusjach jest stały: jedna strona mówi o rozdziale szkoły od kościoła, poszanowaniu indywidualności, wolności sumienia, druga o tradycji, dziedzictwie kulturowym, głosie większości i o tym, "żeby nie przesadzać, bo przecież śpiewanie kolęd i łamanie opłatkiem nikomu nie zaszkodziło". To na spokojnie. Bo kiedy zrobi się bardziej nerwowo rozmowa zaczyna dryfować w kierunku wzajemnych oskarżeń o fundamentalizm i indoktrynację.
Tym łatwiej o konflikty, im trudniej wytyczyć wyraźne granice. A w tym temacie wyjątkowo trudno: bo czy w łamaniu się opłatkiem więcej jest wiary czy towarzyskiej serdeczności? Czy śpiewanie kolęd to już praktyka religijna, czy jeszcze tradycja i lekcja muzyki? A jasełka? Traktować je jako animowaną katechezę, czy zwykły teatrzyk? W tych kwestiach o jednolite stanowisko trudno nawet wśród rodziców, którzy co do zasady opowiadają się za świecką szkołą.
- Stanowisk i postulatów, związanych z kształtem okołobożonarodzeniowych uroczystości w szkołach jest niemal tylu, ilu dzieci i rodziców. Dlatego w mojej opinii jedynym rozwiązaniem jest neutralność, forma która niczego nie narzuca, a co za tym idzie, w której każdy może znaleźć dla siebie miejsce - mówi Dorota Wójcik - Idea klasowego spotkania przed świętami, podczas którego dzieci mogą pobyć razem w luźnej, serdecznej atmosferze, jest warta podtrzymywania. Jednak życzenia można złożyć bez opłatka, zrezygnować ze wspólnej modlitwy, a w tle, zamiast kolęd puścić świeckie piosenki o bożonarodzeniowej tematyce, których nie brakuje. Wtedy naprawdę będzie to wspólne spotkanie, na którym dla każdego starczy miejsca. Wystarczy trochę empatii.
Stawką w tych światopoglądowych dyskusjach, toczonych przez dorosłych, są dzieci. A tym, w grudniowej szkole i przedszkolu nie zawsze bywa wesoło. Póki kompromisu na temat kształtu szkolnych obchodów Bożego Narodzenia nie ma, wiele placówek decyduje się na opcję: "wigilia dla chętnych". Jeśli rodzicom i dziecku nie pasuje jej kształt, w wydarzeniu można po prostu nie wziąć udziału i po problemie. Czy raczej - pozornie po problemie, bo dla wielu dzieci, zwłaszcza tych młodszych. i tych, które na religię nie chodzą jako jedyne, wykluczenie ze wspólnego świętowania jest przykrym doświadczeniem.
"Chcieliśmy wynegocjować jakikolwiek kompromis. Merytorycznie udowodniliśmy pani wychowawczyni, że nie ma obowiązku śpiewania kolęd na lekcji - temat przemilczała. (...). Dziś dostajemy odpowiedź: Spotkanie wigilijne jest wydarzeniem nieobowiązkowym, pozalekcyjnym. Mają okazję w nim uczestniczyć uczniowie, którzy pragną poznawać polskie tradycje. Super. Syn wczoraj piekł pierniczki dla całej klasy na wigilie. Ach święta! Normalnie serce rośnie" - pisze pani Danuta, członkini grupy Nasze dzieci nie chodzą na religię.
To samo dotyczy jasełek, przeglądów kolęd czy konkursów na pracę plastyczną o bożonarodzeniowej tematyce. Wszystko dla chętnych, tylko "niechętnym" zwykle nie stwarza się żadnej alternatywnej możliwości do zabawy w teatrzyk, czy rywalizowaniu w konkursie artystycznym. Dlatego rodzice, z uwagi na dobro dziecka, czasem godzą się na uczestnictwo w zabarwionych religią uroczystościach.
- Moje niewierzące dziecko uczestniczyło w jasełkach. Najpierw proponowałam, by tego rodzaju spektaklu nie było w ogóle, potem prosiłam o modyfikację repertuaru, tak by nie czynić z niego religijnej uroczystości, tym bardziej że widowisko nie było pojedynczym wydarzeniem, a na stałe wszedł do szkolnego repertuaru - mówi Dorota Wójcik. - Walcząc o prawo do wychowywania dziecka zgodnie z moim światopoglądem, musiałam mieć na uwadze, że jego dobro jest priorytetem. A dla kilkulatka bycie częścią grupy jest naturalną potrzebą.
Martyna (pedagożka, w której przedszkolu dzieci zostały zaproszone na świecką wigilię) zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt - dezorientację, jakiej doświadcza kilkulatek, który, wychowywany w ateistycznym domu, zostaje wciągnięty w mocno zabarwione religią przedszkolne obchody Bożego Narodzenia. W wielu przypadkach to z kolorowanek dowiaduje się o historii narodzenia Jezusa, a jego słownik po nauce kolęd zapełnia się terminami takimi jak aniołowie, zbawiciel, odkupienie i grzech.
- Wtedy dziecko często zadaje sobie pytanie: czy z moim domem coś jest nie w porządku, jeśli o tym nie mówimy? Co ciekawe, w drugą stronę ten problem nie występuje - dziecko wychowywane w religijnym domu bardzo dobrze radzi sobie w świeckim środowisku - tłumaczy pedagożka. Dodaje też, że wprowadzanie do scenariuszy zajęć treści religijnych jest zwykłym nadużyciem, a podstawa programowa ich nie uwzględnia. - Zresztą nic dziwnego - biblijne historie, opowieści o grzechu, umieraniu, karze i winie nie są treściami przedstawiającymi pedagogiczną wartość - mówi. - W przedszkolu dzieją się rzeczy realne - tematy poruszane w salach są odbiciem tego, co aktualnie możemy zaobserwować na zewnątrz, pór roku, zmian w przyrodzie. Jeśli przenosimy się w świat fikcji, czytamy bajki, odgrywamy lekarki, astronautów, królowe i czarodziei, zawsze zaznaczamy, że to zmyślenie. Z religią sprawa ma się inaczej - pełną cudów i niesamowitych zdarzeń historię każe się dzieciom traktować jak prawdę, odnosić do niej z powagą i szacunkiem. Dla kilkulatka to zwykle wyzwanie ponad siły. Treści religijne są na poziomie abstrakcji, którego 3-, czy 4-latek zwyczajnie nie pojmuje, zwłaszcza, jeśli w przeciwieństwie do bajek, uparcie powtarza się mu, że to prawdziwe zdarzenia.
W tym i poprzednim roku spór wokół formy, jaką Boże Narodzenie powinno przyjmować w szkołach, w dużej mierze rozwiązała pandemia. Klasowe wigilie zorganizowano z wyprzedzeniem (od 20 grudnia obowiązuje nauka zdalna), w małych grupach albo przeniesiono do internetu, gdzie połamać opłatkiem się nie sposób, a i pośpiewać kolędy jakoś dziwnie. Świąteczne uroczystości w tradycyjnej formie i zwyczajowym terminie pozostały jedynie w przedszkolach.
Pandemia jednak kiedyś prawdopodobnie wygaśnie, ale sprawa jasełek i wigilijek, czy szerzej, obecności religii w szkołach i przedszkolach już nie. Prędzej czy później trzeba będzie więc zrobić to, w czym jako społeczeństwo jesteśmy wyjątkowo kiepscy - wypracować jakiś kompromis w światopoglądowych sprawach.
Zobacz również:
Tu przyroda jest świętością. Witajcie w świecie dzikon Marty Jamróg
Boskie wnętrza